C’s zwycięscy w Mediolanie

Boston Celtics odnieśli zwycięstwo w pierwszym tegorocznym przedsezonowym spotkaniu, pokonując Olimpię Milano w Mediolanie. Celtowie zaskoczyli ułożoną grą i to pomimo faktu, że w drużynie jest przecież kilku nowych zawodników, a cały zespół trenuje ze sobą dopiero od paru tygodni. Nie ma w zasadzie zawodnika, którego nie można by za coś pochwalić, ale najbardziej zaimponował David Lee. Sprowadzony tego lata z Golden State Warriors podkoszowy wyszedł w pierwszej piątce i okazał się być liderem młodego składu, zaliczając bardzo dobry debiut w barwach Celtics. W meczu nie zagrał za to Evan Turner, który cały czas ma problemy z kolanem i opuści także pojedynek w Madrycie.

BOXSCORE

Celtics otworzyli mecz ustawieniem z Davidem Lee oraz Tylerem Zellerem jako parą podkoszowych. Było to dość zaskakujące, ale już pierwsze minuty pokazały, dlaczego tego typu rozwiązanie było dobre. David Lee jako bardzo dobry podający to świetne rozwiązanie dla ustawienia, w którym nie ma super ball-handlerów. Nie było Evana Turnera, był jedynie Marcus Smart, ale Marcus Smart jako rozgrywający to wciąż work-in-progress. Tymczasem Lee już w paru pierwszych akcjach sprawił, że Smart, ale i Bradley wyglądali świetnie w pick-and-rollu.

„Trochę późno dorosłem, więc w pierwszym roku szkoły średniej byłem jeszcze rozgrywającym. Od zawsze grałem trochę na obwodzie. A kiedy grałem dla Mike’a D’Antoniego w Nowym Jorku to poproszono mnie, abym robił to jeszcze częściej. To zawsze była część mojej gry i myślę, że jest to coś, co coach Stevens chce wykorzystać.”

Potem były jeszcze krosowe podania na trójkę do Bradleya czy mądre pchanie piłki do przodu w kontrach. Brad Stevens po jednym z treningów określił Lee mianem „point-forwarda”. Mogłoby się zdawać, że powiedział to trochę na wyrost, ale ten mecz udowodnił tylko, że Danny Ainge dokonał świetnej zamiany, wymieniając coacha Geralda Wallace’a na koszykarza Davida Lee. Moim zdaniem Lee wraca do All-Star Game w tym roku.

Wracając jednak do spotkania – Celtics dominowali. Europejska koszykówka jest jednak daleko w tyle (chyba, że grałoby się przeciwko Brooklyn Nets), choć Stevens nie szczędził fajnych słów w stronę europejskiej myśli trenerskiej po spotkaniu. Swoją drogą, widząc Stevensa z bliska ma się wrażenie, że to najmilszy człowiek na hali. Nie wiem, co to jest, ale chyba pewna aura, którą wytwarza. A może to zadowolenie spowodowane tym, że Celtowie wygrali pierwszą kwartę 34-20, trafiając przy tym 67 procent swoich rzutów.

Ostatecznie skończyło się na 33-punktowym zwycięstwie. Na początku Celtics wyszli big-ballem na mały skład gospodarzy, a w trakcie meczu Stevens dokonywał różnych kombinacji. Ciekawą parą była dwójka Kelly Olynyk – Amir Johnson. Ten pierwszy popisał się przede wszystkim streetballowym crossoverem. Na rozgrzewce trafił najprawdopodobniej 90 procent trójek (nie liczyłem, ale widziałem tylko jedno pudło), tymczasem w meczu – nie wiedzieć czemu – wciąż się waha. Tymczasem Amir to bestia w obronie.

I prawdą jest to, co mówią o nim, że robi mnóstwo małych rzeczy, których nie widać w boxscore’ach – jak choćby zbijanie piłek z tablic. Naprawdę ciężko może być Jaredowi Sullingerowi w walce o minuty. Samo spotkanie miał niezłe, choć biegał chyba najwolniej ze wszystkich. W ataku grał przede wszystkim do kosza, choć oddał jedną niecelną i niezbyt mądrą trójkę. 7/10 z gry i 14 punktów wygląda jednak nieźle. Avery Bradley kontynuował trafianie ze swojego sweet-spot (4/4 za trzy, wszystko z rogów) i tylko raz był na mid-range.

Isaiah Thomas był po prostu sobą. Przed meczem wsadził, w trakcie meczu już nie, ale i tak zagrał bardzo efektownie i efektywnie. 18 punktów w 21 minut, do tego również cztery asysty i zaskakująco dobra postawa w obronie (trzy przechwyty). Marcus Smart miał 6 asyst i zero strat, czym potwierdził tylko, że coraz lepiej odnajduje się w roli rozgrywającego. Przy Lee, Thomasie oraz coraz lepszym Smarcie – kto potrzebuje Evana Turnera? Trochę przykro, bo Turner to naprawdę spoko gość, ale na ten moment wydaje się, że łatwo go zastąpić. W pierwszej piątce wyszedł za niego Jae Crowder, który wyglądał całkiem solidnie w powrocie po kontuzji kolana.

Wśród rookies najlepsze wrażenie zrobił RJ Hunter, który już teraz jest w rotacji przed Jamesem Youngiem (drugoroczniak nie spędził na parkiecie nawet 10 minut). Hunter grał po prostu mądrze, zarówno w ataku, jak i w obronie. Rozier i Mickey też na plus. Wśród gospodarzy najlepszy był bez wątpienia Alessandro Gentile, który momentami wyglądał jak gracz NBA i zdobył najwięcej w meczu 19 oczek. Olimpia nie miała jednak żadnych szans w starciu z docierającymi się Celtics. Miły start tegorocznego preseasonu.

Osobistą relację będę miał niedługo, więc stay tuned. Powiem tyle: warto. NBA is back!