Thomas lepszym playmakerem?

Kiedy Boston Celtics sprowadzili Isaiaha Thomasa w lutym tego roku chyba nikt nie spodziewał się, jakie efekty to przyniesie. Thomas okazał się być idealnym fitem dla drużyny, a niskie ustawienia z nim jako rozgrywającym były jednymi z najbardziej efektywnych w ataku, jakie mieliśmy okazję oglądać w ostatnich latach. Cleveland Cavaliers pokazali jednak, że wyłączając z gry Thomasa można łatwo zatrzymać Celtics. W pierwszej rundzie tegorocznej fazy play-off było szybkie 4-0 i choć filigranowy obrońca dawał z siebie naprawdę wszystko i okrasił swój debiut w playoffs ładnymi statystykami to jednak widać było, że zatrzymując Isaiaha-strzelca w dużym stopniu zatrzymana została bostońska ofensywa.

Nic więc dziwnego, że od samego początku obozu treningowego Thomas główny nacisk kładzie na rozwój swoich predyspozycji rozgrywającego. I nie umyka to uwadze bostońskiemu sztabowi, bo już nawet Brad Stevens mówi, że Thomas jest po prostu “niesamowity”. Powód? Niech Brad sam wytłumaczy:

“Isaiah był ostatni w zespole pod względem oddanych rzutów w ciągu czterech pierwszych dni obozu. A mimo to jest po prostu niesamowity w ataku, z czego łatwo można wywnioskować, że pracuje na rzecz pozostałych graczy. Nie jest samolubem. Świetnie czyta grę, niezależnie od sytuacji i niczego nie wymusza. Przez cały czas wygląda naprawdę świetnie jako rozgrywający.”

Stevens jako przykład wskazuje jedną z gierek treningowych, którą to Thomas rozpoczął od kilku bardzo dobrych asyst. Mecz zakończył się łatwymi punktami Amira Johnsona, głównie dlatego, że parkiet był mocno rozciągnięty dzięki temu, że strzelcy wcześniej trafiali. A trafiali, bo na dobrych i czystych pozycjach znajdował ich właśnie Thomas. Stevens przyznał niejako, że to jest właśnie sposób gry tego zespołu i trudno się z tym nie zgodzić, mając w pamięci ostatni sezon i small-ballowe ustawienia z Thomasem na jedynce.

Stevens próbuje wpajać zawodnikom, aby czytali grę i reagowali (tzw. read-and-react). Okazuje się jednak, że Thomas – nigdy przecież nie uważany za typowego rozgrywającego – już w pierwszych tygodniach w Bostonie był naprawdę niezłym playmakerem i per36 minut najlepsze w karierze 7.5 asyst, co tylko potwierdza, jak wielki i dobry wpływ miał na bostońską ofensywę po dołączeniu do zespołu. Zresztą, nie trzeba nic dodawać, jeśli ten atak był o ponad dziewięć punktów lepszy na 100 posiadań z Thomasem na parkiecie.

Warto wrócić jeszcze do tamtej gierki treningowej i spojrzeć na ustawienie. Celtics wyszli wysoko, ale z zawodnikami potrafiącymi trafić zza łuku. Na parkiecie obok Thomasa byli więc Jae Crowder, Jonas Jerebko, Amir Johnson oraz Kelly Olynyk. Każdy z tej czwórki jest niezłym shooterem, przy czym Jerebko i Olynyk to chyba dwóch najlepiej rzucających wysokich w bostońskim składzie. Thomas z kolei nie tylko grozi rzutem (był przecież liderem punktowym Zielonych), ale też jest najlepszym ball-handlerem drużyny w pick-and-rollu.

To właśnie te ustawienia były zabójcze w ubiegłym sezonie, ale w momencie, gdy Cavs ograniczyli Celtom grę w pick-and-rollu to Thomas nie był już tak efektywny. Dość powiedzieć, że w tych czterech meczach przeciwko Cleveland rzucał na marnej, 33-procentowej skuteczności z gry oraz ledwie 17 procentach zza łuku. Jae Crowder podkreśla więc, że to przystosowanie się Cavs do Thomasa spowodowało, że Celtics nie mogą być jednowymiarowi, a Thomas musi sobie w jakiś sposób poradzić z trappowaniem go w pickach.

A jaki jest na to najlepszy sposób? Według Celtów jest to szukanie właściwych zagrań przez, ale i dla Thomasa. Głównie dlatego 26-latek pracował tego lata nad poprawą swojego playmakingu, ale jak sam przyznał chciał też dodać do swojego arsenału zagrań kilka nowych rzeczy, jak choćby… rzut z jednej nogi. Brzmi szalenie, co przyznał sam zainteresowany, jednak I.T. zapewnia, że pracował nad tym cały offseason i te rzuty wpadają. Pomogło sporo obejrzanych klipów z grą Steve’a Nasha, a więc kiedyś mistrza gry pick-and-roll.

Cel jest taki, aby być możliwie najlepszym zawodnikiem i dawać drużynie możliwie najwięcej. I to niezależnie od tego, czy Thomas będzie wychodził od pierwszej minuty czy jako pierwszy rezerwowy. On sam powtarza bowiem, że tak długo jak dostaje minuty, na które zasługuje to jest gotów pełnić każdą rolę. Dla Stevensa z kolei najważniejsze są pewne ustawienia, według których rozdzieli minuty. Thomasowi nie pomaga za to fakt, że z uwagi na wzrost obrońcą jest co najwyżej przeciętnym, ale odpowiedni line-up mógłby to przykryć.

Z drugiej strony, w związku z nadwyżką podkoszowych można by się spodziewać, że Celtics powrócą do tych tradycyjnych ustawień i zrezygnują z grania small-ballem w większym wymiarze czasowym. W ubiegłym sezonie często widzieliśmy Jae Crowdera na czwórce czy Jonasa Jerebko nawet na piątce, dzięki czemu Celtowie otwierali sobie mnóstwo przestrzeni w pomalowanym. Obaj mają nie tylko rzut (Jerebko jako jedyny Celt w ubiegłym sezonie przekroczył granicę 40 procent skuteczności za trzy), ale też szybkość.

Dzięki temu nie stoją jedynie w miejscu, czekając na podanie, ale mogą też zaatakować domykającego obrońcę i stworzyć przewagę, a co za tym idzie wolną pozycję do oddania rzutu. Teraz jednak do drużyny dołączyli jeszcze Amir Johnson oraz David Lee, przy czym warto zauważyć, że obaj nadają się do grania w small-ballu (choć Lee trochę mniej, wszak stracił miejsce w składzie GSW na rzecz Draymonda Greena). Johnson potrafi rzucić zza łuku (41.3% rok temu, ale tylko 46 prób), Lee to z kolei jeden z lepiej podających podkoszowych w lidze.

Brad Stevens będzie więc miał sporo opcji do wyboru; nowością będzie za to fakt, że w obronie w końcu Celtowie będą mieli bardzo uniwersalnego defendera w postaci Johnsona. Pozyskany tego lata gracz wnosi do gry na tyle dużo, że można go zestawić w zasadzie z każdym innym bostońskim podkoszowym i będzie to zestawienie dobre. W defensywie świetnie radzi sobie w akcjach pick-and-roll, broni obręcz, dobrze zmienia krycie, a ofensywnie może rozciągnąć grę, postawić zasłonę, zejść do kosza i zaatakować tablicę.

Celtics nie odejdą więc zapewne od grania niskim składem, a z ulepszonym Thomasem ta opcja wciąż powinna być tak samo efektywna jak przed sezonem. Ale i te tradycyjne ustawienia z wysokimi wrócą do łask, bo dzięki letnim wzmocnieniem Celtowie w końcu mogą wrócić do grania wysoko i efektywnie, co nie zawsze szło ze sobą w parze w ubiegłym sezonie. Danny Ainge mówi, że Brad Stevens nie ma systemu; on po prostu dobrze pracuje z tymi zawodnikami, których ma w składzie. I zgadnijcie co? Nie inaczej będzie w przyszłym sezonie.