Doc Rivers od wielu lat lubi powtarzać, że to wyprawa Boston Celtics do Europy – latem 2007 roku – była podstawą do zbudowania tak świetnej chemii w drużynie, która kilka miesięcy potem zdobywała mistrzostwo NBA. Kto wie, czy za parę lat w podobny sposób nie będziemy wspominać tegorocznego wyjazdu Celtów na Stary Kontynent. Bostończycy jadą bowiem z nadziejami na zacieśnienie więzów. W zespole jest przecież sporo młodych zawodników, wielu graczy ma za sobą dopiero kilka miesięcy czy – w przypadku nowych nabytków – kilka tygodni wspólnych treningów, posiłków i podróży. A przecież zbudowanie odpowiedniej chemii jest niemalże kluczowe, jeśli chce się osiągnąć sukces.
Celtics zagrają w Europie dwa spotkania. 6 października w Mediolanie i dwa dni później w Madrycie. 9 października mają wrócić do USA, ale zanim się to stanie przed nimi pewne zadanie do wykonania – dotarcie się jako drużyna. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę gracz z najdłuższym obecnie stażem w Bostonie, czyli Avery Bradley, który przypomina, że zespół nie może sobie pozwolić na odpoczynek:
„Uważam, że powinniśmy potraktować ten wyjazd jako narzędzie do stania się lepszym zespołem. Myślę, że każdą szansę na poprawę naszej gry powinniśmy wykorzystać w ramach przygotowania do kolejnego sezonu. To dla nas naprawdę ważne i żadnego dnia nie możemy sobie odpuścić.”
Choć niektórzy mogliby się nie zgodzić to mecze z europejskimi drużynami powinny Celtom znacząco w tych przygotowaniach pomóc. Z jednej strony, faktem jest, że Europa to wciąż nie ten poziom, co NBA, ale zarówno Real Madryt, jak i Olimpia Milano to dwie czołowe europejskie drużyny, które na dodatek wyprzedzają nieco Celtów pod względem przygotowania do nowego sezonu. Według trenera Brada Stevensa będzie to świetny test dla Celtics na wczesnym etapie treningów przed zbliżającymi się rozgrywkami 2015/16.
Dla samego coacha to także fajna okazja, aby podejrzeć myśl trenerską z Europy – Stevens sam zresztą przyznał, że uwielbia brać udział w takich meczach, ponieważ koniec końców „kradnie” od trenerów więcej niż oni mogliby od klubów NBA. Najważniejsze jest jednak, aby zawodnicy stali się dla siebie jak bracia i stworzyli więź, która przetrwa przez długi czas. Taki jest przynajmniej główny cel Bradleya, dla którego to już drugi taki wyjazd w karierze (poprzednio w 2012 roku, kiedy to C’s grali w Istambule oraz Mediolanie).
Boston Celtics już w drodze do Europy! pic.twitter.com/0obmFo0JwZ
— bostonceltics.pl (@bostoncelticspl) październik 3, 2015
Także Isaiah Thomas liczy, że tego typu doświadczenie zbliży drużynę i spowoduje, że w ciężkich momentach sezonu regularnego zespół będzie potrafił sobie poradzić, wiedząc, że każdy może na każdego liczyć. Ale jak zauważa Danny Ainge takie przedsięwzięcia są dobre nie tylko z punktu widzenia chemii czy przygotowania do sezonu, ale także z punktu widzenia wzbogacenia gry samej w sobie, nie wspominając o tym, że Global Games to kolejne świetne narzędzie marketingowe NBA, dzięki któremu liga robi sobie promocje na świecie.
UPDATE: Celtics już wylądowali, są w Mediolanie.