Liga letnia: James Young

Sezon ogórkowy w pełni, za nami już także rozgrywki ligi letniej. W tym roku Boston Celtics uczestniczyli w dwóch turniejach, w czasie których mieliśmy okazję zobaczyć kilku zawodników, mogących w przyszłości tworzyć trzon bostońskiego zespołu. I choć liga letnia jest przez wiele osób nieco bagatelizowana to jednak warto rzucić okiem, jak radzili sobie młodzi gracze. Jako kolejnemu przyjrzymy się Jamesowi Youngowi. Była to dla niego pierwsza letnie występy, jako że przed rokiem nie był w stanie zagrać z powodu wypadku, do którego doszło jeszcze przed draftem. Tym razem Young był w pełni gotowy, ale niestety znów nie obyło się bez komplikacji, które zatrzymały falę ekscytacji o nowym, lepszym Youngu.

Czyżby ta trzynastka rzeczywiście była pechowa? James Young drugi rok z rzędu musiał zmagać się z urazem, który tym razem ograniczył jego poczynania, choć na całe szczęście nie wyeliminował go z gry na dobre. Uderzenie w biodro zaowocowało kilkoma meczami przerwy, choć wcześniej Young wcale nie zachwycał. Miał być lepszy, silniejszy i dominujący. Ale nic takiego nie było, bo były gracz Kentucky na tle innych graczy zaprezentował się co najwyżej średnio i nie bez powodu wiele osób coraz częściej stawia wyżej RJ Huntera.

Hunter ma bowiem coś, co Youngowi przychodzi z wielkim trudem – mowa tutaj o naturalnym czuciu gry, którego niestety nie da się wyuczyć. Można mieć tylko nadzieję, że z wiekiem i doświadczeniem Young będzie rozumiał znacznie więcej, a co za tym idzie poprawi się jego czucie gry. Niemniej jednak, postępy da się zauważyć. Ten pierwszy, dość rozczarowujący, sezon w NBA na pewno był dla wciąż-jeszcze-19-latka dobrą lekcją, ale też pozwolił mu wydorośleć, bo rzeczywiście dało się zauważyć inną sylwetkę.

Sam zainteresowany powtarzał, że siłownia stała się jego nowym przyjacielem, a my co chwila słyszeliśmy o kilogramach, których przybywało na wadze Younga. To widać, ale z tym też zapewne wiążą się problemy z rzutem, które swingman niewątpliwie miał zarówno w Salt Lake City, jak i w Las Vegas. W poprzednim wpisie pisałem, że skuteczność w lidze letniej to rzecz najmniej istotna i cały czas to podtrzymuje, ale w przypadku Younga jest na to dobre wytłumaczenie. I nadzieja, że w kolejnych miesiącach ten piękny rzut wróci.

Ogółem, Young wystąpił w pięciu meczach. Rozegrał wszystkie mecze w ramach Utah Jazz Summer League, ale w ostatnim spotkaniu przeciwko Spurs doznał kontuzji, przez którą opuścił początek turnieju w Las Vegas i po tygodniu przerwy wrócił na mecz z Trail Blazers. Tylko dwa razy przekroczył granicę 10 punktów, ani razu nie miał plusowej skuteczności, a zmagania skończył ze średnią 9.4 oczek przy nieco ponad 27-procentowej skuteczności z gry oraz 24-procentowej skuteczności zza łuku, trafiając łącznie tylko pięć trójek.

Poniżej dwie z tych pięciu trafionych, pierwsza to bardzo fajna trójka po koźle z wykorzystaniem zasłony. Young jest w stanie trafiać takie rzuty ze względu na szybki wyrzut, a dzięki zasłonie ma sporo miejsca i czasu, aby dobrze przymierzyć. Druga to z kolei już samodzielna praca i rzut, którego nawet sam Keith Bogans nie może powstrzymać. Szkoda jedynie, że zdecydowana większość trójek zatrzymywała się na obręczy.

[gfycat data_id=”SnivelingInfiniteKawala” data_autoplay=false data_controls=false]

Trudno jednak powiedzieć, że z rzutem Younga jest wszystko w porządku, jeśli rasowy strzelec ma takie problemy z trafianiem. Często widać było, że złożenie się do rzutu zajmuje mu dłużej czasu, a co za tym idzie obrońca zazwyczaj zdążał dobiec z ręka, przeszkadzając na tyle, że rzut drogi do kosza nie znajdował.

Jeśli chodzi o grę bliżej do kosza to tutaj było kilka trafionych decyzji, szczególnie druga z poniższych akcji ze świetną pracą nóg (choć z drugiej strony obrońcą był Kyle Anderson, który nawet w przyspieszeniu wygląda na wolnego) daje nadzieje, że częściej będziemy oglądać Younga operującego na mid-range.

[gfycat data_id=”WellinformedUnselfishBedbug” data_autoplay=false data_controls=false]

Wjazdów pod kosz było mało, niestety większość z nich wyglądała na wymuszoną, a Young często atakował obręcz z głową w dół, co nigdy się dobrze nie kończy. W każdym z pięciu meczów stawał jednak na linii rzutów wolnych i choć w żadnym nie zanotował 100-procentowej skuteczności to trafił ponad 75 procent z nich, co daje powody do optymizmu, że rzut wróci prędzej niż później.

Były jednak fajne asysty, co potwierdza tylko, że są postępy w rozumieniu gry. Zdarzyła się ledwie jedna strata i choć tych asyst było mało, bo łącznie ledwie pięć w pięciu meczach to prawie wszystkie były niezłej urody.

[gfycat data_id=”IdioticShabbyGermanspitz” data_autoplay=false data_controls=false]

No i na koniec warto jeszcze wspomnieć o obronie. Czy były postępy? Trudno stwierdzić, bo zdarzały się oczywiście błędy, czasami Young bardzo łatwo dawał się nabierać, ale bywały także momenty bardzo dobre. Głównie w ostatnim, przegranym ze Spurs meczu – który był nota bene najlepszym występem Younga tego lata – widać było znacznie więcej zaangażowania ze strony młodego zawodnika. Poniżej dwie akcje obronne, pierwsza tyłem do kosza, a druga to dobre zamknięcie w rogu boiska i wymuszenie błędu 24 sekund.

[gfycat data_id=”TemptingFatEarwig” data_autoplay=false data_controls=false]

W pierwszym posiadaniu pomaga fakt, że czas na rozegranie akcji dobiega końca. Ale i tak warto pochwalić Younga, który nie dał się przepchnąć, dobrze stał na nogach i do końca kontestował rzut, wykorzystując swoją szybkość. Podobnie było w drugim przypadku, kiedy to najpierw świetnie domyka Andersona w rogu, a potem odcina mu przestrzeń, dzięki czemu zawodnik Spurs nie może oddać rzutu i musi podawać, kiedy na zegarze odliczającym czas do końca akcji była już ledwie jedna sekunda. Małe rzeczy, ale cieszą.

Bo to właśnie takimi małymi rzeczami musimy się cieszyć przy osobie Jamesa Younga. Wiadomo było zaraz po jego wybraniu, że jest on projektem z wielkim potencjałem, na którego rozwój trzeba jednak jeszcze mnóstwo czasu. Widać postępy i choć oczekiwania co do ligi letniej były zdecydowanie większe to trudno skreślać go po tych pięciu meczach. Tym bardziej, że dopiero w sierpniu stuknie mu dwudziestka na karku. Trzynastka nie jest więc pechowa – potrzeba po prostu czasu, ale najważniejsze, że wszystko idzie w dobrym kierunku.