Paul Pierce najprawdopodobniej odstąpi od ostatniego roku kontraktu, na który ma wartą $5.5 miliona dolarów opcję zawodnika. To jednak nie oznacza, że odejdzie z Washington Wizards, choć coraz częściej mówi się, że Pierce mocniej i mocniej spogląda w stronę Los Angeles Clippers, gdzie – mimo zdecydowanie mniejszej gaży – nie tylko wróciłby pod skrzydła Doca Riversa, ale też wróciłby po prostu w rodzinne strony. Warto jednak dodać, że Clippers mieli okazję pozyskać Pierce’a już rok temu, kiedy ten odchodził z Brooklyn Nets – wtedy to Spencer Hawes znalazł więcej uznania w oczach Riversa, co okazało się być totalną klapą, bo katastrofalny sezon sprawił, że zawodnika nie ma już nawet teraz w Los Angeles.
Rivers z pewnością żałował swojej decyzji, tym bardziej, że Pierce rozegrał solidny sezon regularny, a w czasie fazy play-off potwierdził tylko, że ma nerwy ze stali jak prawie nikt inny. On sam mówił zresztą, że bardzo mu się ten jeden sezon w stolicy podobał, ale nie wie, co będzie dalej. Teraz wiemy już, że The Truth wróci na co najmniej jeden jeszcze rok, ale otwarta pozostaje kwestia tego, w jakich barwach będzie grał. Po odstąpieniu od kontraktu stanie się wolnym agentem i będzie mógł samodzielnie zadecydować o swojej przyszłości.
Wizards mogliby zaproponować mu w nowym kontrakcie około $6 milionów dolarów rocznie, podczas gdy Clippers będą mogli wykorzystać chyba tylko mini-midlevel warty $3.4 miliona. Różnica całkiem spora, ale trzeba powiedzieć sobie szczerze, że na tym etapie kariery dla Pierce’a pieniądze schodzą na drugi plan. Na pierwszym jest przede wszystkim radość z gry oraz możliwość powalczenia o drugi w karierze pierścień mistrzowski. Przed 38-latkiem – który w LA może chyba liczyć na pierwszą piątkę – niełatwa więc decyzja, bo zarówno Clippers, jak i Wizards raz jeszcze mogą być w przyszłym sezonie kandydatami na niezły wynik w fazie posezonowej.