Pamiętacie jeszcze, jak Fab Melo zapomniał się pewnego razu schylić i uderzył głową we framugę, co spowodowało u niego wstrząs mózgu? To była historia, której nie da się zapomnieć i którą będzie można wnukom opowiadać. Tak się składa, że Fab Melo zrobił to jako zawodnik Celtics i był to zresztą jeden ze sztandarowych momentów w jego “karierze”. Teraz Fab Melo postara się zrobić coś więcej niż uderzyć głową we framugę. Wybrany w trzeciej dziesiątce draftu w 2012 roku zawodnik chce wrócić do NBA i wierzy, że dojrzał do tego, aby w lidze się utrzymać. No cóż, życzymy powodzenia, ale tak po prawdzie to zapowiada się całkiem nieźle i ta próba powrotu może się Brazylijczykowi udać.
Przypomnijmy, że prócz tego nieszczęśliwego wypadku Melo w swoim pierwszym sezonie w barwach Celtics zaliczał też triple-double, choć to akurat było w D-League. Na parkiecie NBA wyglądał bowiem jak nieskoordynowany, młody i zagubiony chłopaczyna. Skończyło się na tym, że po zakończeniu rozgrywek wytransferowano go do Memphis Grizzlies. Dwa tygodnie później został zwolniony, podpisał kontrakt z Dallas Mavericks, ale w składzie pozostał tylko do końca obozu treningowego. Potem powrócił jeszcze do D-League, ale koniec końców w NBA rozegrał zaledwie sześć spotkań, w których łącznie spędził na parkiecie 36 minut.
Melo miał więc sporo czasu, aby pomyśleć nad sobą i popracować nad swoją grą, a jak się wstępnie wydaje ten czas wykorzystał w dobry sposób. Nieźle spisuje się w treningowych gierkach, gdzie gra obok innych zawodników z NBA. Blokuje, trash-talkuje, jest pewny siebie. Zachęca przeciwników do wchodzenia pod kosz, aby potem sprzedawać im soczyste czapy. Trafia nawet rzuty z wyskoku, a także skutecznie gra tyłem do kosza.
Nie miejcie wątpliwości, to zdecydowanie był jego najlepszy post-move w życiu.
Z drugiej strony, w tej akcji broni go chyba jakiś krewny Briana Scalabrine’ego.
Melo wciąż wierzy, że ma potencjał, aby do ligi powrócić. Mówi też, że pracował nad tymi partiami gry, dzięki którym mógłby się w lidze utrzymać. Według niego gra w D-League pomogła mu w lepszym rozumowaniu gry, co skutkuje większym basketball IQ. Jednak tym, co powinno mu miejsce w lidze zapewnić jest obrona, z której był przecież znany na uniwerku Syracuse i która to przecież była głównym powodem, dla którego Celtics wybrali go w drafcie. Jeśli więc będzie potrafił bronić obręcz (i nie tylko) w efektywny sposób to miejsce w NBA powinien sobie ponownie znaleźć, tym bardziej jeśli doda tego solidną postawę na deskach.
Tyle tylko, że wszyscy pamiętamy, jak dużo do poprawy miał Melo, a przecież nie był zbyt znany z tego, aby długimi godzinami przesiadywać na sali treningowego. Nie zapominajmy jednak, że Brazylijczyk zaczął grać w koszykówkę dość późno, dlatego też możliwe, że wraz z wiekiem przyszły znaczne postępy w grze. Na własne oczy będziemy mogli się o tym przekonać najprawdopodobniej już tego lata, bowiem Melo zapowiedział, że możliwy jest jego udział w którejś z lig letnich, choć na razie trudno spekulować w barwach jakiego zespołu.