PS: Brandon Bass

Tak jak w ubiegłych latach, tak i teraz – gdy sezon dla Celtów się skończył i zawodnicy od kilku tygodni są już na rybach – można już krótko podsumować ich grę i to, jak spisywali się na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy. Nie były to miesiące łatwe, tym bardziej że drużyna nie jest jeszcze z najwyższej półki, ale Boston Celtics mają za sobą całkiem udany sezon zakończony awansem do fazy play-off. Żeby jednak w pełni ocenić tę kampanię należy wziąć pod uwagę także oczekiwanie, co do danego zawodnika oraz jak spisał się on w trakcie sezonu regularnego oraz fazy posezonowej. Jako drugi ocenie zostanie poddany Brandon Bass, czyli jeden z weteranów bostońskiej drużyny.

PRZED SEZONEM:

Kolejny już raz nie udało się wytransferować Brandona Bassa, a przecież to było jedno z głównych zadań Danny’ego Ainge’a, tym bardziej w obliczu dość zapchanego bostońskiego frontcourtu i rozdzielnia minut między Jaredem Sullingerem oraz Kellym Olynykiem. Bass jednak w zespole pozostał, mówiło się też coś o poszerzeniu przez niego zasięgu rzutu, a więc zanosiło się na kolejny solidny sezon w barwach Celtics. Bo przecież Brandon Bass to definicja solidności, ale w ostatnim czasie także definicja niezłomności, bo wchodząc w ten sezon Bass miał dwa sezony z rzędu, w których nie opuścił ani jednego spotkania.

SEZON REGULARNY:

W ubiegłych rozgrywkach było zresztą podobnie. Czyli było solidnie i niezłomnie. Bass zagrał we wszystkich 82 meczach, znów wytrzymał wszystkie rotacje w składzie i nawet nauczył się pływać. Od lutego 2012 roku rozegrał 308 meczów z rzędu i to naprawdę robi wrażenie. W ubiegłym sezonie mimo najniższej średniej minut od transferu do Celtics wciąż był w stanie notować powyżej 10 punktów, choć zbierał najsłabiej od sześciu sezonów. Pobił za to rekord kariery w asystach, trafił też najwięcej w karierze trójek. Szkoda tylko, że z tych zapowiedzi o poszerzeniu zasięgu niewiele jednak wyszło, bo choć Bass trafił rekordowe dla siebie dziewięć trójek z także rekordowych 32 prób to jednak zagrożenia większego nie stanowił. Tymczasem dodanie do repertuaru solidnego rzutu zza łuku stworzyłoby z niego 1) lepszego zawodnika, 2) bardziej łakomy kąsek dla innych klubów, 3) lepszy fit dla Brada Stevensa. Ten i tak po paru zmianach w składzie oraz kontuzji Sullingera na stałe wrzucił go do pierwszej piątki, a Bass w zasadzie nie zawodził.

PLAYOFFS:

Aż do czasu fazy play-off, gdzie kompletnie zniknął. Nie było go na tablicach, nie było go na półdystansie, nie było go prawie nigdzie. Już po drugim meczu Stevens powinien był z niego zrezygnować, tym bardziej, że z nim na parkiecie atak po prostu kulał. On sam w 86 minut gry zdobył łącznie ledwie 20 punktów, z czego 10 już w meczu numer jeden. W ciągu czterech meczów zdołał zebrać z tablic ledwie osiem piłek – to już nawet asyst (10) miał więcej. W przeliczeniu nie zbierał nawet jeden dziesiątej piłki na minutę gry.

OCENA: 4-

Minus przede wszystkim za playoffs, gdzie Bass powinien być sporym wzmocnieniem drużyny, tym bardziej, że jest jednym z najbardziej doświadczonych graczy w ekipie i stoczył już niejedną play-offową walkę, także z samym LeBronem Jamesem. Szkoda, bo gdyby tylko się pojawił to może Celtom udało się uszczypnąć Cavs choć raz i zabrać któryś z trzech meczów przegranych w końcowym rozrachunku ośmioma punktami.

CO DALEJ?

Bardzo prawdopodobne, że widzieliśmy już ostatni mecz Brandona Bassa w koszulce Boston Celtics. Okej, to wciąż jest definicja solidności i jeden z najlepszych podkoszowych z mid-range, ale liga idzie ku temu, że coraz częściej tego typu gracze po prostu muszą grozić rzutem za trzy. Spójrzcie co się stało z Krisem Humphriesem w Washington Wizards. Tymczasem Bass ma już trójkę z przodu, a za sobą najwyższy chyba kontrakt w karierze. On cały czas będzie bardzo dobrym fitem dla któregokolwiek zespołu (oprócz Houston Rockets), który znacznie pomoże drużynie na przestrzeni 82 spotkań sezonu regularnego, ale wydaje się, że nie będzie już kimś takim w Bostonie. Choć możliwe jest oczywiście, że Ainge zdecyduje się go podpisać za stosunkowo małe pieniądze lub też wybierze ponad niego Jonasa Jerebko, który rzutem za trzy w przeciwieństwie do Bassa grozi.