Podsumowanie Sezonu: Evan Turner

Tak jak w ubiegłych latach, tak i teraz – gdy sezon dla Celtów się skończył i zawodnicy od kilku tygodni są już na rybach – można już krótko podsumować ich grę i to, jak spisywali się na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy. Nie były to miesiące łatwe, tym bardziej że drużyna nie jest jeszcze z najwyższej półki, ale Boston Celtics mają za sobą całkiem udany sezon zakończony awansem do fazy play-off. Żeby jednak w pełni ocenić tę kampanię należy wziąć pod uwagę także oczekiwanie, co do danego zawodnika oraz jak spisał się on w trakcie sezonu regularnego oraz fazy posezonowej. Jako pierwszy do tablicy zostaje wywołany Evan Turner, który ma za sobą pierwszy sezon w Beantown.

PRZED SEZONEM:

Na oficjalnie podpisanie Evana Turnera czekaliśmy miesiące. Z jednej strony, była nadzieja, że ruch ten przyniesie sporo korzyści, a nie będzie wcale drogo kosztował Celtów. Z drugiej jednak strony, większość kibiców miała w pamięci bardzo nieudany pobyt Turnera w drużynie Indiana Pacers, gdzie zupełnie się nie odnalazł i zamiast pomóc tamtej drużynie awansować do finałów, w zasadzie wypadł z rotacji i postawił swoją dalszą karierę pod znakiem zapytania. W barwach Sixers miał wtedy całkiem udany sezon, ale po transferze znacząco obniżył swoją wartość. Sięgnął po niego jednak Danny Ainge, być może mający w pamięci buzzer-beater Turnera przeciwko Celtics, a być może po prostu chcący ubezpieczyć się na odejście Rajona Rondo. Niecałe $7 milionów dolarów za dwa lata gry, czyli low-risk, high-reward.

SEZON REGULARNY:

Medium-high-reward. Tak to można ocenić, bo choć Turner miewał momenty dobre to jednak aż takim wzmocnieniem nie był. Ale przecież nie zarabiał tak wielkich pieniędzy, aby liczyć, że samodzielnie poprowadzi Celtów do fazy posezonowej. Po odejściu Rondo niejako wszedł w jego buty, zaliczył zresztą trzy triple-double, dołączając tym samym do bardzo wąskiego grona Celtów, którzy to osiągnęli (Larry Bird, Antoine Walker, Paul Pierce, Rondo, ale pewnie i Bill Russell, gdyby tylko w jego czasach liczono bloki). Został także jednym z dziewięciu graczy Celtics w historii (obok Birda, Walkera, Pierce’a, Rondo, Boba Cousy’ego, Johna Havlicka, Billa Russella oraz Jo Jo White’a), który miał w jednym sezonie co najmniej 400 zbiórek oraz 400 asyst. Trafił parę game-winnerów, rzucał z gorszą skutecznością za trzy niż Rondo w Dallas, ale koniec końców pod skrzydłami Brada Stevensa wyrósł na ważnego gracza w rotacji, który miał rzeczywisty i najczęściej dobry wpływ na grę zespołu, także w końcówkach, będąc jednym z bardziej clutch zawodników w lidze (63-procentowa skuteczność w ostatniej minucie czwartej kwarty, lepszy tylko Anthony Davis przy co najmniej 30 próbach).

PLAYOFFS:

Faza play-off to już inna bajka, bo tutaj Turner raczej żadnej różnicy nie zrobił. Najlepiej spisał się w trzecim meczu przeciwko Cavaliers, kiedy miał 19 punktów, 8 asyst oraz 8 zbiórek, ale Celtom żadnego meczu nie pomógł wygrać. Wtedy trafił osiem z 15 rzutów, w pozostałych trzech meczach trafił łącznie osiem, ale z 29 rzutów (27.5 procent). Niestety, z LeBronem na sobie ten zabójczy półdystans nie był już taki super.

OCENA: 4

Jak na pierwszy sezon to było całkiem nieźle. Był najlepiej asystującym zawodnikiem Celtics i choć denerwowały nas jego straty to koniec końców tylko o jedną dziesiątą poprawił swój najgorszy wynik w tym względzie. Dobry ani bez plusa, ani bez minusa – na zachętę. Następny sezon to jego contract-year, a za niecałe $4 miliony dolarów wciąż będziemy mogli chyba liczyć na solidne około 27 minut na mecz.

CO DALEJ?

No właśnie, wspomniałem już, że ten kolejny sezon to będzie dla Turnera contract-year. A będzie o co walczyć, bo przecież latem 2016 roku niektóre cyferki w kontraktach będą wyglądać już zupełnie inaczej przy nowej umowie telewizyjnej i podniesionym progu salary cap. Marcus Smart cały czas nie jest na tyle dobrą jedynką, aby móc samodzielnie zajmować się rozgrywaniem, a widzieliśmy w poprzednim sezonie, że trio złożone ze Smarta, Turnera oraz Isaiaha Thomasa było efektywne. Turner potrzebuje piłki w rękach, nie ma dobrego rzutu za trzy, ale trafia z półdystansu, a jego wizja i wzrost to coś, co Brad Stevens potrafi w swoim systemie wykorzystać.