Boston Celtics przegrywają trzecie spotkanie z Cleveland Cavaliers i w serii do czterech zwycięstw szanse na awans mają już mikroskopijne. Nie to, żeby przed startem serii te szanse były o wiele większe, ale przecież jeszcze żadna drużyna w historii nie wyszła ze stanu 0-3 i awansowała dalej. I tegoroczny zespół Celtics nie będzie tą pierwszą drużyną, która tego dokona. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. To, czego jednak Celtom odmówić nie można to wielkie ambicje i ogromna wola walki – i choćby za obie te rzeczy, prezentowane przez nich od początku tej serii, należą im się ogromne brawa. Ostatni mecz serii w niedzielę, także w TD Garden, znów o ludzkiej porze (19:00 czasu polskiego). Ostatni, bo nie ma się co łudzić.
To coś niesamowitego, że Rajon Rondo nigdy już nie zagra w barwach Dallas Mavericks, podczas gdy Jae Crowder wywalczył sobie bardzo świetlaną przyszłość, niezależnie od tego, czy pozostanie w Bostonie. Crowder jest jedynym zawodnikiem z grudniowego transferu, który pozostał w Beantown. Zostały też jeszcze wybory w drafcie oraz trade exceptions. Rondo nigdy już koszulki Mavs nie założy, chyba że po domu, robiąc jakieś remonty. Co więc pozostanie drużynie z Dallas z tego transferu? Kupa wspomnień oraz Dwight Powell.
Jae Crowder był najlepszym bostońskim zawodnikiem na parkiecie, będąc też przy okazji definicją tego meczu. Crowder jest niesamowicie walecznym zawodnikiem, który odnosi sukces, jednak w ostatecznym rozrachunku zostaje pokonany przez o wiele bardziej utalentowanego LeBrona Jamesa. Jae Crowder to Celtics, LeBron James to Cavaliers. Ta analogia jest aż nad wyraz wyraźna, ale po prostu niezwykle trafna.
Głównie dlatego napisałem już, że w niedzielę będzie ostatni mecz tej serii. Bo Celtics choć walczą i próbują to nie mają po prostu odpowiedzi na ogrom talentu, z jakim mamy do czynienia w Cavaliers. W czwartkowy wieczór znów mogliśmy mieć crunchtime, ale zamiast tego znów mieliśmy znany nam obrazek – Tristan Thompson zbierający pod bostońskim koszem, a potem Kevin Love trafiający za trzy jako odpowiedź na trójkę Turnera zmniejszającą straty Bostończyków do trzech oczek. A potem był jeszcze dagger – po kolejnym ponowieniu Thompsona – i szóste trafienie Love’a zza łuku. Dziękujemy, dobranoc, wykończymy was w niedzielę.
Tymczasem w pierwszej połowie widzieliśmy naprawdę sporo walki, choć w pierwszej kwarcie Celtics za bardzo pozwolili panoszyć się gościom, którzy zdobyli 31 punktów, grając sporo inside – jedynym grającym outside już wtedy był Love, który po 12 minutach miał na koncie 9 punktów i dwie trafione trójki. Cavaliers zdobyli 14 punktów z pomalowanego, resztę dołożyli głównie z wolnych, bo już w odsłonie numer jeden doświadczyliśmy hack-a-Thompson. Czy to był dobry pomysł? Kanadyjski podkoszowy trafił trzy z sześciu wolnych, a więc pomysł nie był wcale najlepszy. Avery Bradley wciąż szukał rzutu, 2/7 po pierwszej kwarcie.
Co ciekawe, coach Stevens już w pierwszej kwarcie skorzystał z 11 zawodników. Dziewięć minut gry dostał nawet Gigi Datome, a ledwie trzy otrzymał Kelly Olynyk. Stevens nie zrezygnował z Brandona Bassa i to niestety znów się zemściło, bo z Bassem na parkiecie Celtics byli 12 punktów na minusie. Gorszy wynik zanotował tylko Isaiah Thomas. Tak, właśnie Isaiah Thomas. I tak jak Thomas zagrał naprawdę dobrze w obu meczach w Clevland, tak teraz jego dobrej gry zabrakło, aby to zwycięstwo w końcu wydrzeć. 2/9 z gry, ledwie pięć oczek i dwie asysty. Isaiah Thomas został w Cleveland, ale gdyby wrócił na ten mecz to wynik byłby chyba trochę inny.
Tym bardziej, że Celtowie odwalili kawał dobrej roboty z Kyrie’m Irvingiem – tutaj swoją cegiełkę dołożyli też sędziowie, którzy pozwalali zawodnikom na nieco bardziej fizyczną grę (co potem skończyło się nieprzyjemnymi faulami Jerebko czy Turnera) przez co Irvingowi nie było już tak łatwo. Dość powiedzieć, że Irving swój pierwszy rzut trafił dopiero w połowie trzeciej kwarty, oddając ledwie piątą próbę. Mecz zakończył z 13 punktami na 11 rzutach. Ale co z tego, skoro LeBron zdawał się przejmować mecz już pod koniec drugiej kwarty? Cavs trzeci mecz z rzędu mocno zakończyli pierwszą połowę, tym razem 12 punktami bez odpowiedzi Celtics.
Gospodarze w drugiej kwarcie nie trafili nawet jednego rzutu za trzy, ale atak i tak wyglądał znacznie lepiej niż w kwarcie numer jeden. No i wciąż było sporo walki – taki Timo Mozgov dwa razy musiał stawać do rzutu sędziowskiego z niższymi od siebie o głowę Averym Bradleyem czy Jae Crowderem. Walka była, ale skuteczności cały czas brakowało. Thomas był 1/6, Bradley słabe 4/12, a Turner wcale nie lepsze 3/8. Cavs z kolei już w drugiej kwarcie zapowiedzieli, że jeśli będą otrzymywać czyste pozycje zza łuku to zamienią je na punkty. Ledwie cztery punkty z pomalowanego, za to trzy z pięciu trójek, jakie trafili do przerwy.
Od pierwszej minuty drugiej połowy na parkiecie zobaczyliśmy zmiany w ustawieniu Celtów – Jonas Jerebko za Bassa oraz Jae Crowder za Smarta. Początkowo przynosiło to efekty, tym bardziej, że Bostończycy trafili sześć z pierwszych siedmiu rzutów w trzeciej kwarcie. Pojawiały się też jednak małe błędy, które przeciwko takiej drużynie jak Cavs pojawiać się nie powinny, bo szybko zostaną one wykorzystane. I rzeczywiście, trzy straty w czterech kolejnych posiadaniach sprawiły, że Cavaliers wyszli nagle na 12 punktów przewagi. Isaiah Thomas? Wciąż w Cleveland. Do “dorobku” dołożył dwa niecelne rzuty i jedną asystę.
Celtics przegrywali przed ostatnią kwartą ośmioma punktami, bo Crowder trafił jeszcze dwie trójki – jedyna odpowiedź Celtów na pięć trafień Cavs zza łuku w trzeciej odsłonie spotkania. Scenariusz kwarty ostatniej znacie. Celtics próbują, walczą, zwracają się nawet do Evana Turnera z prośbą o bycie ich go-to-guyem (co przez długi czas wychodzi nawet nieźle – Turner kończy mecz z team-high 19 punktami), ale koniec końców zaciętej końcówki nie ma, bo podstawowym pożywieniem Tristana Thompsona jest Brandon Bass zbiórka ofensywna. Gdzieś w międzyczasie Crowder przypomina , że tego lata podpisze chyba wyższy kontrakt niż Rajon Rondo.
Kelly Olynyk nie zagrał w drugiej połowie. LeBron James miał 31 punktów, 11 zbiórek, 4 asysty, 4 przechwyty, 2 bloki. Kevin Love był podobno widziany w Bostonie podczas kilku dni urlopu przed startem fazy play-off. Cavaliers trafili ponad 40 procent trójek. Tristan Thompson miał siedem zbiórek, z czego aż pięć w ataku. Avery Bradley wciąż szuka rzutu. Luigi Datome zdobył swoje pierwsze punkty w play-offach. A na koniec jeszcze optymistyczna nota: Jared Sullinger (10 punktów, 8 zbiórek) znów wygląda jak koszykarz NBA. Zakończmy tę serię w dobrym stylu, bo przynajmniej tyle możemy zrobić przeciwko o wiele bardziej utalentowanej drużynie.