Przed nami drugi mecz w pierwszej rundzie tegorocznych play-offów w Cleveland. Celtics do tego meczu przystąpią nieco bogatsi w wiedzę ze spotkania numer jeden, które pokazało, gdzie bostońska drużyna musi łatać dziury, aby tym razem liczyć się w walce o zwycięstwo nie tylko w pierwszej kwarcie. Mecz ten pokazał też, że Kyrie Irving będzie Kyrie’m Irvingiem niezależnie od tego, że to dopiero jego pierwsze playoffs. Na tego typu rzeczy – jak po prostu dzień konia Irvinga, a niedługo może także LeBrona Jamesa czy Kevina Love’a albo nawet Jamesa Jonesa – nie ma żadnej recepty, jednak dalej trzeba ryzyko takiego dnia minimalizować oraz wprowadzać dalsze usprawnienia, które taki dzień pomogą zmarginalizować.
W pierwszym meczu nie poszły dwie rzeczy – problemem były przede wszystkim zbiórki, a w odrobinę mniejszej części także straty. Skupmy się więc najpierw na tych stratach, których Celtics popełnili ogółem jako drużyna czternaście (dziewięć z tych strat to były po prostu złe podania). To nie jest wcale dużo, ale pięć z tych 14 strat miał jeden zawodnik, czyli Isaiah Thomas. Coach Stevens zapowiadał przed meczem, że zminimalizowanie liczby strat będzie kluczem – i początkowo było bardzo dobrze, bo w ciągu pierwszych 14 minut Celtowie tylko raz stracili piłkę. Do końca pierwszej połowy mieli jednak jeszcze sześć kolejnych strat.
Wracając do Thomasa – można by powiedzieć, że strat miał w zasadzie cztery, bo jedną popełnił leżąc na ziemi, kiedy wcześniej wywalczył (również przez siebie straconą) piłkę pod koszem Cavaliers. Kilka błędów popełnił przy wejściach pod kosz, kiedy często podwajany był już w powietrzu i próbował wycofywać piłkę na obwód. Nie udawało się. Udawało się za to mnóstwo innych rzeczy, bo przecież Thomas zaliczył mecz na miarę Oscara Roberstona oraz LeBrona Jamesa – innych jedynych zawodników w historii NBA, którzy w swoim debiucie w fazie play-off zaliczyli mecz na co najmniej 20 punktów, 10 asyst oraz 5 zbiórek. I robił też na przykład to:
[gfycat data_id=”InsignificantJauntyGreyhounddog” data_autoplay=false data_controls=false]
Co rzuca się nam w oczy? Zły powrót Cavaliers do defensywy, którzy są jakby nieprzygotowani na tego typu atak. Thomas bardzo dobrze to wykorzystuje, a pomaga mu fakt, że na parkiecie w koszulkach Celtics biega trzech zawodników zapewniających dobry spacing (Bradley, Olynyk, Jerebko). To można powtarzać jak mantrę, jednak właśnie takie ustawienie jest najbardziej efektywnym dla Celtics i to dzięki niemu Celtics odnieśli tak wielki sukces w drugiej części sezonu, kiedy sprowadzili do drużyny Thomasa.
Bardzo fajną robotę robi Jonas Jerebko, który wyciąga Jamesa Jonesa spod kosza. Tristan Thompson nigdy rim-protectorem nie był, jednak fakt, że nie ma go w pomalowanym ułatwia nieco sprawę – a to już zasługa Kelly Olynyka, który przecież w pierwszej kwarcie robił mnóstwo dobrego. Thomas w zasadzie jednym kozłem przechodzi Irvinga i wchodzi pod kosz, wykorzystując również to, że na ławce siedzi Timo Mozgov – który w dalszej części meczu sprzeda mu dwie czapy. Tak czy siak, Thomas nie może sobie pozwolić na zawahanie i cały czas musi pod obręcz wjeżdżać, nawet jeśli tu czy tam zostanie zablokowany lub straci piłkę.
To bowiem Thomas jest jedynym tak skutecznym zagrożeniem Celtów, które zmusi Mozgova do lepszej obrony – powiedzmy sobie szczerze, że poza rosyjskim gigantem Cavaliers nie mają w obronie nikogo specjalnie dobrego. Okej, LeBron wciąż jest w porządku, ale w ostatnich sezonach coraz częściej po prostu odpuszcza niektóre akcje w obronie, obracając głowę i patrząc, jak z jego zawodnikiem poradzi sobie obrona na pomocy. Czegoś takiego doświadczyliśmy w pierwszej kwarcie niedzielnego spotkania, kiedy to nieźle spisywał się jeszcze Evan Turner. Zresztą Turner to bardzo ważny element bostońskiej ofensywy, który musi kreować atak nie tylko sobie, ale też kolegom. Dobre przykłady poniżej.
[gfycat data_id=”EqualReliableAmericanshorthair” data_autoplay=false data_controls=false]
Pierwsza piątka z Turnerem na rozegraniu nie ma tego spacingu i to także powtarzam od jakiegoś czasu jak mantrę. To dlatego tak ważne jest, aby Turner – grożący tylko i wyłącznie rzutem z mid-range – kreował ofensywę we wczesnych etapach meczu. W pierwszej kwarcie pierwszego spotkania wyglądało to całkiem nieźle. W jednej z powyższych akcji widzimy bardzo dobre zejście do pomalowanego, pompkę, na którą nabierze się Mozgov oraz dobre podanie do Zellera, który wykończy akcje. Gorzej w momencie, gdy LeBron weźmie się ostrzej do roboty. Druga akcja także z pierwszej kwarty – wysoki pick-and-roll, po którym Turner ma na sobie Love’a, co powinien wykorzystać i rzeczywiście to robi. Schodzi do kosza, przepycha skrzydłowego, zdobywa dwa punkty.
Innemu Turnerowi ciężko będzie się w tej serii odnaleźć. Jest królem w mid-range, ale Cavaliers są skłonni pozwolić mu na takie rzuty – tym bardziej, jeśli będzie musiał zmagać się z Jamesem, co znacznie utrudnia trafianie tych rzutów. W drugiej kwarcie oraz w drugiej połowie Cavs znaleźli sposób na Turnera, który momentalnie zniknął, mając potem może jeszcze jeden dobry moment – kiedy skończył akcję z faulem w kontrze. Jeśli jednak Celtowie chcą walczyć od początku do końca to w Turnerze muszą znaleźć co najmniej kilka dobrych akcji w każdej kwarcie, które pozwolą utrzymać rytm w ataku – i to niezależnie od tego, czy na parkiecie będzie pierwsza piątka, czy inne ustawienie z Turnerem.
Bardzo prawdopodobne, że gdyby Turner miał w repertuarze co najmniej dobry rzut za trzy to byłby dziś all-starem. Wśród bostońskich zawodników najbliżej do tego poziomu jest jednak Thomasowi, który w pierwszym meczu miał znacznie lepszy wpływ na bostoński atak, choćby dzięki takim akcjom:
[gfycat data_id=”EmptyRemarkableDarwinsfox” data_autoplay=false data_controls=false]
To jest zresztą bardzo fajna zagrywka na podwójną zasłonę u szczytu obwodu. Podwójną zasłonę stawia dwójka bardzo dobrze rozciągających grę zawodników. Jerebko wyciąga więc Jonesa, natomiast Thompson za Olynykiem daleko pobiec nie może, ponieważ Thomas po dobrej zasłonie Jerebko może wchodzić pod kosz. Thomspon decyduje się więc bronić obręczy przez co jest spóźniony, gdy Olynyk oddaje rzut. Bardzo dobra akcja, łatwe trzy punkty dla Celtics. Wielka szkoda, że w drugiej połowie takich akcji widzieliśmy już znacznie mniej. Isaiah wciąż był jednak rozgrywającym, który dzięki 10 asystom zrobił pierwsze double-double w barwach C’s.
Tu poniżej bardzo dobra kontra, w której Thomas swoim atakiem na kosz ściąga na siebie trzech obrońców, dzięki czemu Avery Bradley ma czystą pozycję w rogu i zamienia bardzo dobre podanie na trzy punkty. Tutaj także można napisać: wielka szkoda, że Bradley nie trafił więcej takich rzutów (był 3/10 z gry), choć on sam po meczu zapewnił, że w spotkaniu numer dwa spisze się lepiej. Trzymamy za słowo, bo tego też Celtom potrzeba.
[gfycat data_id=”SpanishFrigidBrownbear” data_autoplay=false data_controls=false]
Jakby tego było mało, Thomas okazał się być całkiem niezłym obrońcą na Irvinga. Ten rzucił Bostończykom aż 30 punktów, ale zdecydowana większość jego prób była dobrze kontestowana – mogło być lepiej, ale Irving miał po prostu swój dzień. 175-centymetrowy Thomas miał być sporym problemem po bronionej stronie parkietu, ale pojedynek z Irvingiem wytrzymał – nawet wtedy, gdy rozgrywający Cavs próbował gry tyłem do kosza.
[gfycat data_id=”ValuableDimwittedAvians” data_autoplay=false data_controls=false]
Irving jednak swoje 30 punktów zdobył, odrobinę lepiej poszło z LeBronem Jamesem. Celtics rzucili na niego różnych obrońców. Evan Turner to chyba nie był najlepszy pomysł, bo LBJ miał przeciwko niemu 3/5 z gry. Marcus Smart to też nie był najlepszy pomysł, bo Smartowi jednak brakuje tych paru centymetrów, aby postawić się takiemu czołgowi jak LeBron. Bardzo dobrym przykładem jest to:
[gfycat data_id=”LiveVagueChipmunk” data_autoplay=false data_controls=false]
Tutaj zresztą bardzo fajnie widać też, dlaczego Kelly Olynyk to tylko Kelly Olynyk. Smart początkowo odnosi mały sukces, ale tylko po to, by za chwilę zostać łatwo miniętym. Z pomocą przychodzi Kelly Olynyk. Chociaż „z pomocą” to chyba trochę za dużo powiedziane. To nawet z pewnością za dużo powiedziane. Olynyk robi po prostu to, co zawsze w taki sytuacjach – podnosi ręce do góry. Czasami to skutkuje (nawet w tym meczu kilka razy się udało), czasami kończy się faulem, a czasami kończy się jak w powyższej akcji.
Najlepszym obrońcą na Jamesa wydawał się być Jae Crowder i tak rzeczywiście było. Ogółem rzecz biorąc, James w tym pierwszym meczu zdobywał średnio tylko 1.05 punktu na rzut, co jest wynikiem słabym. Dostał pięć wolnych pozycji, z 18 rzutów spudłował dziesięć. Broniony przez Crowdera trafił tylko jeden z pięciu rzutów.
[gfycat data_id=”RingedGleefulGourami” data_autoplay=false data_controls=false]
Na tego typu rzuty Celtowie bardzo chętnie Jamesowi pozwalali. Daleki mid-range czy obwód to jest naprawdę coś, co można przeżyć. I jest to też coś, co Celtics powinni na Jamesie wymuszać, bowiem powstrzymanie go od wjazdów jest kluczowe dla całej bostońskiej obrony. Te oczywiście się zdarzały, głównie po izolacjach, ale wtedy z pomocą kilka razy świetnie przyszedł Tyler Zeller – szkoda, że zagrał tak mało, bo to przecież nasz jedyny rzeczywisty center, którego co prawda czasami łatwo przepchnąć, ale Zeller ma też swoje dobre momenty.
[gfycat data_id=”MeaslyDecisiveIsabellineshrike” data_autoplay=false data_controls=false]
Szczególnie ta pierwsza akcja to majstersztyk, jeśli chodzi o zejście do pomocy. Tam lepiej tego zrobić nie można było (słowa pochwały dla Jerebko, który w izolacjach także dotrzymuje kroku LeBronowi – przynajmniej na tyle, na ile może), akcja kończy się zresztą łatwymi punktami po kontrze i wsadzie Crowdera. W drugim przypadku James łatwo mija Crowdera, ale Zeller robi Kelly Olynyka i LeBron pudłuje.
Celtics próbowali też czasami podwajać LeBrona, ale ten ze swoim wzrostem łatwo potrafi przecież z podwojenia wyjść, szybko oddając piłkę w ręce kolegi, by ta znalazła się na tzw. słabej stronie. To często prowadzi do wolnej pozycji dla któregoś strzelca, ale w niedzielnym meczu Celtics naprawdę bardzo dobrze zamykali większość takich pozycji. Akcja poniżej jest tego najlepszym przykładem.
[gfycat data_id=”BruisedFantasticCockatoo” data_autoplay=false data_controls=false]
Niestety, na nic się te dobre rotacje zdały, bo Tristan Thompson zebrał piłkę i dwa punkty dołożył. To właśnie słaba postawa na bronionej tablicy – obok wspomnianych już strat – była jedną z głównych przyczyn porażki Celtów. W przypadku powyższej akcji Bostończycy zapłacili cenę za podwojenie Jamesa, do którego wyszedł Zeller – to z kolei sprawiło, że choć rzut LeBrona oddany był pod sporą presją to jednak pod koszem obok Bassa masującego się z Love’m był Avery Bradley, którego Thompson bardzo łatwo przestawił i zebrał piłkę. Celtics zebrali zresztą tylko 64.3 procent możliwych do zebrania piłek w defensywie (średnia z sezonu to prawie 75 procent), pozwalając Cavaliers na 15 zbiórek w ataku, które przełożyły się na 18 punktów drugiej szansy.
Najlepszym zbierającym Celtics z pięcioma zbiórkami był Isaiah Thomas. 175 centymetrów Isaiaha Thomasa.
Coach Stevens zaraz po meczu powiedział swoim zawodnikom, że z tego meczu trzeba po prostu wziąć nauczkę i się dzięki temu poprawić. Celtowie zagrali w miarę dobry basket, ale do poprawy jest opieka nad piłką oraz postawa na tablicach. Jae Crowder sam po meczu mówił zresztą, że jeśli znamy tę drużynę to wiemy, że ta drużyna nie traci tylu piłek. Avery Bradley z kolei przyznał, że ten zespół może zagrać o wiele lepiej i jest tego świadom, dodając że musi to udowodnić we wtorkowym meczu. Stevens dodał natomiast, że przy drużynie takiego kalibru margines błędu jest naprawdę mały, a drużyna musi zagrać dobrze po obu stronach parkietu przez pełne 48 minut. Szansa na to już w meczu numer dwa, zaczynamy o 1:00 czasu polskiego.