W meczu tym nie zagrał ani LeBron James, ani Kyrie Irving, ani Kevin Love, ani nawet JR Smith. To jednak nie problem Boston Celtics, którzy musieli ten mecz po prostu wygrać i zrobili to w bardzo przekonywujący sposób, wygrywając aż 39 punktami. Cavaliers w tym meczu istnieli tylko w pierwszej kwarcie, potem na parkiecie biegali już tylko Celtowie oraz jakaś zgraja bench-warmerów i włosy Imana Shumperta. Dzięki wygranej bostońska drużyna bardzo zbliżyła się do fazy play-off, gdzie na chwilę obecną wpadają na Cavs właśnie, bo Brooklyn Nets swoje spotkanie przegrali. A jeśli czytacie ten recap rano lub trochę później to możliwe, że awans C’s jest już pewny – jeśli Thunder pokonali Pacers.
Była druga kwarta, kiedy Isaiah Thomas pobawił się w Rajona Rondo, a Jonas Jerebko trafił trójkę z rogu i dalej wszystko poszło już z górki. W tej oto drugiej kwarcie Cavaliers zdobyli zaledwie dziewięć punktów, popełniając przy okazji aż osiem strat. Dzięki temu Celtics wygrali drugie 12 minut 34-9, odjeżdżając na taką odległość, że zwycięstwo mieli już w kieszeni, schodząc do szatni na przerwę. Wspomniana akcja Rondo Thomasa poniżej:
Orzeł latał, Thomas był jak Rondo, natomiast Marcus Smart zafundował nam swoją najlepszą impresję Gary’ego Paytona, będąc po prostu niesamowicie dobrym po bronionej stronie parkietu. Trzecia oraz czwarta kwarta to tylko historia. Tommy miał ubaw z sędziami, Mike wyciągał kolejne ciekawostki, a Iman Shumpert kilka razy wyglądał nawet jak prawdziwy koszykarz. Pozostali zawodnicy Cavs wyglądali tak znacznie rzadziej, prawie wcale. Drugą połowę tego meczu można bowiem podsumować tym oto, w zasadzie niekończącym się, zdaniem:
Przechwyt za przechwytem za przechwytem za przechwytem za przechw…
Dobra, gdzieś się to zdanie kończy, bo tych przechwytów Celtics mieli ostatecznie dwadzieścia (najlepszy wynik w NBA od czterech lat, najlepszy wynik Celtów od lat siedmiu), ale strat Cavaliers wymusili aż 25. Zdobyli z tego aż 36 punktów. I choć drużyna z Ohio oba ostatnie mecze potraktowała raczej w kategoriach bardzo wczasowych to obrona Celtów musi robić wrażenie – w piątek w Cleveland wymusiła 22 straty, w niedzielę w Bostonie nawet trzy więcej. Marcus Smart jest genialny. Sam miał cztery przechwyty. Z nim na parkiecie Celtics byli o 35 punktów lepsi od rywali. Masakrator. Cztery przechwyty miał też Evan Turner, trzy dołożył Jae Crowder.
Z kolei Tyler Zeller pozdrawia rodziców, mamę, tatę, wszystkich osiemnastu braci oraz włodarzy Cleveland Cavaliers, gdzie spędził przecież pierwsze lata kariery po wybraniu w drafcie w 2012 roku:
To prawdopodobnie najlepszy dunk w karierze Zellera i jeden z niewielu jego wsadów, gdzie rzeczywiście nad kimś wsadza. Wsad ten zakończył jeden z trzech zrywów 9-0, jakie ujrzeliśmy w pierwszej kwarcie. Dwa pozostałe należały do Cavaliers, bo okazało się, że Mike Miller czy Joe Harris potrafią czasami trafić czy podać. Dodatkowo Mozgov był Mozgodem na tablicach. Ale wszystko to trwało bardzo krótko. Cavs spudłowali osiem pierwszych rzutów, potem udało im się zdobyć 22 punkty i nawet wygrać pierwszą odsłonę, ale to by było na tyle.
Iman Shumpert prawie na triple-double ze stratami. LeBronowi gratulujemy bardzo solidnej ławki rezerwowych. I nawet Kendrick Perkins dostał prawie 20 minut gry, a przywitano go brawami. Bardzo nawet go dopingowano, możliwe że kibicom w TD Garden obiecano coś ekstra, jeżeli Perk zdobędzie punkty. Ale zarówno Perk, jak i kibice musieli obejść się smakiem, bo były podkoszowy Celtów – niegdyś bardzo wartościowy – punktów nie zdobył. Punkty zdobyli za to wszyscy bostońscy zawodnicy, którzy pojawili się na parkiecie. Aż siedmiu miało 10 lub więcej. Najwięcej jak zwykle Isaiah Thomas, czyli standardowe 17 punktów oraz sześć asyst.
27 do 3 dla Celtics w punktach z kontry, prawie 55-procentowa skuteczność z gry i ledwie siedem strat. Dziś jednak nie będzie pięciu rzeczy, które zobaczyliśmy. Zobaczyliśmy bowiem tylko jedną, bardzo ważną rzecz – blowout nad rezerwami Cavaliers. W serii do czterech zwycięstw nie mamy z Clevlenad w zasadzie żadnych szans, ale ta seria jest coraz bliżej i już samo to będzie wielkim sukcesem. Ta drużyna jest po prostu fun-to-watch i w ostatnich tygodniach sprawiła, że ten awans będzie naprawdę zasłużony. To będzie zresztą pierwszy krok ku naprawdę lepszej przyszłości. A do końca sezonu pozostały dwa spotkania. Have fun.