Grać o playoffs czy odpuścić?

Rok temu o tej porze Celtics byli w trakcie 9-meczowej serii porażek. W tym roku są już tylko pół meczu za zarówno siódmym, jak i ósmym miejsce w Konferencji Wschodniej, walcząc o fazę play-off. A przecież w składzie nie ma Rajona Rondo czy Jeffa Greena, a kontuzjowany* jest Jared Sullinger. Jest się więc czym ekscytować, tym bardziej że do końca sezonu pozostało siedem spotkań, a szanse na playoffs są spore. Wiele osób twierdzi jednak wręcz przeciwnie – nie ma nic ekscytującego w tym, że Celtowie o te playoffs powalczą, tym bardziej jeśli ucierpi przez to ich przyszłość. Ta grupa o wiele bardziej wolałaby, by Celtics zamiast o playoffs grali o piłeczki pingpongowe w loterii przed tegorocznym draftem.

* – tekst pisany przed cudownym ozdrowieniem Sullingera.

To nie jest dyskusja o tym, czy tankować, czy nie. Na to jest już za późno, zresztą Danny Ainge bardzo mocno przeciął wszelkie spekulacje, które najpierw sam wywołał – oddając teoretycznie dwóch najbardziej uzdolnionych (a przynajmniej najbardziej rozpoznawalnych) zawodników w trakcie sezonu, a pozyskując w zamian wybory w drafcie czy spadające kontrakty. Żenująco słaby Wschód sprawił jednak, że nawet tego typu ruch – typowy dla drużyny w przebudowie i nastrajający raczej negatywnie na dalszą część sezonu – nie odbił się za bardzo na grze Celtów. Można tylko spekulować, ile w tym zasługi zawodników, a ile coacha Brada Stevensa.

Prawda będzie zapewne leżeć gdzieś po środku. No bo jak inaczej wyjaśnić, że Celtowie wciąż są w tej walce o playoffs i to są na pozycji dobrej. I to pomimo tego wszystkiego, co się w tym sezonie działo, a trzeba tutaj wymienić choćby tych 11 transferów od lipca poprzedniego roku, 40 zawodników w klubie czy 22 koszulek z różnymi nazwiskami. Patrząc na te liczby wniosek nasuwa się sam – Celtics są przebudowie. Ale to nie przeszkadza im walczyć o fazę play-off. Pojawia się jednak pytanie, czy warto.

Przeciwnicy będą mieli swoje racje – pobyt w fazie posezonowej będzie raczej na pewno dość krótki, w kategoriach sukcesu będzie można mówić o tym, że Celtics wyciągną choćby jeden, nie wspominając o dwóch meczach przeciwko jeden z topowych drużyn Wschodu. Czeka nas więc maksymalnie pięć, w porywach do sześciu meczów w playoffs (to już bardzo optymistyczna wersja), a potem znów szybkie wakacje. Dodatkowo, zapewniając sobie awans do playoffs Celtics zapewnią sobie też wybór w drafcie nie niższy niż piętnastka.

Zawodników niewiele to jednak obchodzi. Niewiele obchodzi ich to, ile będzie piłeczek pingpongowych z logiem Celtics i niewiele obchodzi ich, z jakim numerem Celtics będą wybierać w drafcie. Ich obchodzi tu i teraz, a głównym zadaniem jest wygrywać. Tak samo zresztą jak i trenera, który jednak ma zadanie jeszcze jedno – rozwój. Oczywiście, ta drużyna nie jest w żadnym razie kandydatem do mistrzostwa i bardzo daleko jej jeszcze do takiego miana, ale z drugiej strony – ta drużyna to w ostatnich tygodniach naprawdę dobra zabawa i przyjemność z oglądania, co daje spore pozytywy na przyszłość. W kwietniu zeszłego roku Stevens mówił:

„Pozwólcie nam grać o zwycięstwa, pozwólcie nam zawalczyć. Wiadomo, że był to długi sezon, ale czasami trzeba wrócić do traktowania koszykówki jako gry, która naprawdę sprawia radość.”

W zeszłym sezonie tej radości nie widzieliśmy prawie wcale. W tym widzimy jej już znacznie więcej przez co po prostu chce się poczuć atmosferę playoffs. Z drugiej strony mam loterię, która nigdy nie jest gwarantem sukcesu – tym bardziej teraz, kiedy Celtowie są na granicy fazy play-off a loterii właśnie. To oznacza bowiem, że jeśli przegrają walkę o co najmniej cztery kolejne mecze to ich wybór w drafcie najprawdopodobniej nie będzie wcale wysoki – dwunasty najgorszy bilans daje tylko 2.5 procent szans na wybór w top3 i ledwie 0.7 procent szans na ten topowy wybór. Jest to bardzo mało, gra wydaje się więc niewarta świeczki.

A przecież ten pick to nie jedyny pick, jakim Danny Ainge będzie dysponować w naborze. Jeśli Washington Wizards zdołają przeskoczyć nieco wyżej w ogólnej tabeli ligowej to Celtowie będą mieli ogółem pięć wyborów w tegorocznym drafcie (dwa w pierwszej i trzy w drugiej rundzie). I choć zapewne tylko jeden będzie w top15 to jednak cała reszta mogłaby posłużyć w przesunięciu się choćby o kilka miejsc wyżej. Picków jest jednak jeszcze więcej w kolejnych latach – to efekty wymian Rajona Rondo, Jeffa Greena, ale też także Paula Pierce’a i Kevina Garnetta, których to transfer wciąż przynosi Celtom kolejne korzyści.

Nic więc dziwnego, że wielu działaczy określa dotychczasowe dokonania Ainge’a jako swoiste „arcydzieło” w zakresie przebudowy. Zarówno jednak sam Ainge, jak i Stevens podkreślają, że ten proces jest długofalowy. Nie można przeskoczyć z etapu numer jeden do etapu numer cztery ot tak. Ainge przechodzi przez kolejne etapy bardzo cierpliwie, kolekcjonując to wszystko, co kolekcjonować powinien zespół w przebudowie – począwszy od picków w drafcie, poprzez spadające kontrakty, które zamienią się na miejsce w czapce płac, a skończywszy na zawodnikach na dorobku, którzy mają coś do udowodnienia. Isaiah Thomas to z kolei okazja po przecenie.

GM Celtów przyznał, że z transferem Thomasa nie mógł dłużej czekać. Wiedział przy tym zapewne, że ruch ten zwiększy szanse Celtów na playoffs. I choć jeszcze parę miesięcy temu mówił, że jego celem nie jest dostanie się do playoffs samo w sobie, ale zajście w nich jak najdalej to jednak w czwartek przyznał, że byłby rozczarowany, gdyby zespołowi nie udało się awansować do fazy posezonowej.

„Zapewne byłbym rozczarowany, głównie dlatego, że nasi zawodnicy i cały sztab szkoleniowy pracowali naprawdę ciężko. Doskonale wiem, jak bardzo skupiają się na tym zadaniu, jakim jest awans do playoffs. Mają swoje cele i chciałbym, aby je osiągnęli.”

Dodał przy okazji, że dla tak młodego zespołu i trenera, który jest w trakcie dopiero swojego drugiego roku w NBA, doświadczenie gry w playoffach było czymś niezwykle cennym. Nazwał to nawet czynnikiem „decydującym”.

„Uwielbiam to, że nasz zespół jest przygotowany. Mają coś, o co każdej nocy mogą naprawdę grać. Przez te kilka ostatnich miesięcy widać to było u zawodników. To jest ich cel. Nikt nie myślał, że będą w stanie to zrobić. Wszyscy myśleli, że byli bardzo, bardzo złym zespołem. W ostatnich miesiącach zagrali jednak znacznie lepiej. Podobało mi się oglądanie ich w akcji. Grają z wielką pasją. Brad odwalił kawał niesamowitej roboty, korzystając z wielu zawodników, by sprawić, abyśmy znaleźli się w miejscu, w którym naprawdę mamy szanse na awans.”

Siedem spotkań na przestrzeni kolejnych dwóch tygodni i wszystko będzie jasne. Ciężko w tym momencie prorokować, bo walka jest naprawdę zacięta, a liczy się w niej przecież aż sześć zespołów. Celtowie muszą po prostu wygrywać i nie oglądać się na innych. To oczywiście jeśli chcą się w fazie play-off znaleźć. Za tym jest chyba jednak zdecydowana większość kibiców, która nie widzi sensu w kibicowaniu przeciwko Bostończykom tylko po to, aby zyskać bardzo małe szanse na topowy wybór w drafcie. Czy bowiem te małe szanse są bardziej cenne niż nawet te tylko cztery spotkania w playoffs? Na to każdy kibic musi odpowiedzieć sobie sam.

Nie ma idealnego planu dla przebudowy. Sam Ainge przyznał, że nie posiada on żadnego mistrzowskiego planu, ale liczy po prostu na łut szczęścia. Potrzebne też będą dobre decyzje i zrobienie większej ilości dobrych ruchów, które przeważą szale przeciwko tym gorszym. Najważniejsze jest chyba jednak, aby być gotowym i korzystać z okazji w momencie, kiedy pojawią się na horyzoncie. I na razie Ainge robi wszystko w bardzo dobrym kierunku. Oczywiście, jeden zły ruch i przebudowa może się opóźnić, jednak każda obrana droga niesie za sobą przeszkody i zasadzki, których nikt po prostu nie jest w stanie przewidzieć.

Najlepiej podsumował to chyba stary znajomy Doc Rivers, czyli obecny trener Los Angeles Clippers, za którym w Bostonie nikt już chyba nie tęskni – tym bardziej, że Rivers sam na przebudowę nie miał już ochoty:

 „Nie wiem, czy się tego spodziewałem, czy nie – myślę po prostu, że są na prowadzeniu wśród wszystkich przebudowujących się zespołów z powodu tych wszystkich rzeczy, jakie posiadają. Jeśli spojrzysz na ich drużynę to zobaczysz, że mają dobrych zawodników, mają kapitał w graczach, mają kapitał w młodości, mają wybory w drafcie i mają pieniądze. Wiele zespołów ma jedną z tych rzeczy. Żaden z zespołów nie ma jednak tego wszystkiego. Ile Danny ma tych picków w drafcie, 1200 w ciągu trzech kolejnych latach? Dodaj do tego zawodników, dodaj do tego pieniądze. Uważam, że są ustawieni, aby całkiem szybko stać się całkiem dobrymi.”

Wypowiedź ta naprawdę dobrze obrazuje to, w jakim położeniu są teraz Celtics. Na wszelkie analizy odnośnie przyszłości przyjdzie jeszcze czas po sezonie, ale teraz skupiamy się na tym, co najbliższe. Stevens sam zresztą mówi, że nie patrzą w przyszłość, bo dla nich najważniejszy jest po prostu kolejny mecz. Tych pozostało już niewiele. Rok temu o tej porze wolelibyśmy, aby sezon skończył się czym prędzej. Teraz jednak spore grono chciałoby, aby potrwał jednak trochę dłużej. Zwolennicy i przeciwnicy tego pomysłu powinni pamiętać o jednej rzeczy – Boston Celtics są w rękach naprawdę mądrych ludzi. Awans do playoffs nie powinien więc mieć w zasadzie żadnych złych konsekwencji dla przyszłości bostońskiej organizacji, ale jeśli już to raczej pozytywne.

Grać o playoffs czy odpuścić?

Zobacz Wyniki

Loading ... Loading ...