Celtowie bez szans z Clippers

Boston Celtics bardzo boleśnie zderzyli się z najlepszą ofensywnie drużyną w lidze prowadzoną przez ich byłego trenera – Doca Riversa. W meczu, w którym ani razu nie wygrywali, zostali momentami po prostu zmiażdżeni, przegrywając ponad 30 punktami i nie radząc sobie z atakami drużyny Los Angeles Clippers. Ostatecznie z wielkiego blowoutu zrobił się nieco mniejszy, bo goście wygrali „tylko” trzynastoma punktami. Był to ostatni mecz Celtów z ekipą z Konferencji Zachodniej. I choć przegrany bardzo wyraźnie to jednak widać znaczący progres w stosunku do zeszłego sezonu. Do końca rozgrywek pozostało dziewięć spotkań – kolejne już dziś w Charlotte, czyli pojedynek z rywalem w walce o fazę o play-off.

BOXSCORE | GALERIA

W czwartej kwarcie jeden z fanów siedzących w pierwszych rzędach za koszem dostał jakiegoś ataku i mecz musiał zostać przerwany. Prawdopodobnie była to osoba chora na cukrzyce, ale istnieje jakiś cień szansy, że ten atak był spowodowany oglądaniem samego meczu. Celtowie zagrali bowiem po prostu słabo, nie mając żadnej odpowiedzi na rozpędzonych Clippers, którzy po pięciu minutach trzeciej kwarty mieli na koncie już 90 punktów, trafiając na start tej trzeciej kwarty cztery trójki z rzędu. Nie pomogła zmiana line-upu w postaci wprowadzenia na parkiet Jonasa Jerebko oraz Jae Crowdera od pierwszej minuty drugiej połowy.

Była to zmiana na to, co działo się w pierwszych dwóch kwartach. Clippers zdobyli w nich łącznie aż 68 punktów, co oznacza, że wrzucili Celtom najwięcej punktów w pierwszej połowie w całym sezonie. DeAndre Jordan po 24 minutach gry miał już na koncie double-double oraz kilka wsadów, którymi wyssał powietrze z TD Garden. Tymczasem JJ Redick zamienił się w Raya Allena, gdy ten grał jeszcze w Bostonie i zdobył w pierwszej połowie 19 punktów, trafiając osiem z 11 rzutów. Ofensywa Clippers działała po prostu znakomicie, ruch piłki był fenomenalny. Tymczasem Celtics oddawali sporo trudnych i nieprzygotowanych rzutów. Zmieniło się to dopiero w czwartej kwarcie, wygranej przez nich 27-14. Phil Pressey znów dobry wpływ na grę Celtów, którzy dali radę zmniejszyć straty do 11 punktów. Pomogła w tym taktyka hack-a-Jordan, bo DeAndre był 3/15.

Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:

  1. Ponad 30 punktów Clippers w każdej z trzech pierwszych kwart. To była naprawdę czysta przyjemność oglądać taką ofensywę Clippers, którzy świetnie dzielili się piłką i grali naprawdę dobry basket. Każdy z ich piątki starterów zdobył co najmniej 15 punktów (najwięcej – 27 – miał Redick). Obrona Celtów bez szans.
  2. Kolejne niezłe spotkanie Thomasa. Wciąż brakuje skuteczności, ale rozgrywający robi swoje. Coraz częściej dostaje się też na linię rzutów wolnych (tym razem 10 razy, wyszło z tego dziewięć punktów) i choć był jeden bolesny upadek na plecy to widać, że powoli wraca do tej swojej gry i wjazdów pod kosz. Oby wrócił jak najszybciej, bo przed Celtami decydujące mecze w walce o playoffs. Do 19 punktów dołożył też siedem asyst, choć akurat najlepszym asystującym był Evan Turner (10 kończących podań).

  3. Ani jednego punktu Marcusa Smarta. Oj, coś niedobrego dzieje się ostatnio ze Smartem, który wydaje się być bardziej zainteresowany pogadankami z przeciwnikami, aniżeli grą na parkiecie. To ma przełożenie na wymiar czasowy, bo coach Stevens dał mu tylko 18 minut, w czasie to których rookie spudłował wszystkie sześć rzutów (w tym trzy razy za trzy), nie notując też ani jednej asysty. Słabo spisał się też Avery Bradley (5 punktów, 2 zbiórki), a bostońska obrona wyglądała tym razem bardzo blado.
  4. Solidny występ Kelly Olynyka. 14 oczek (6/11 FG, 1/3 3PT), pięć zbiórek i dwie asysty, a do tego najlepszy w drużynie – wraz z Philem Presseyem – wskaźnik „+/-„, który pokazuje, że z Kanadyjczykiem na parkiecie Celtics byli o dziewięć punktów lepsi od rywala. 12 oczek dołożył Gigi Datome.
  5. 18. porażkę w sezonie z drużyną z Zachodu. Na pewno ostatnią, bo do końca sezonu Celtom pozostało już tylko dziewięć spotkań i wszystkie będą z drużynami ze Wschodu. Te osiemnaście porażek to wynik całkiem niezły, bo przecież skoro tak to wygranych było dwanaście. A to jest wynik już dobry, tym bardziej, jeśli przypomnimy sobie, że w poprzednim sezonie bilans Celtów z Zachodem wynosił marne 4-26.