Celtics zwyciężają na Brooklynie

Evan Turner miał jeden z tych meczów, w których wyglądał jak rzeczywista dwójka draftu, notując swoje drugie w sezonie i zarazem drugie w karierze triple-double. Pozyskany ubiegłego lata zawodnik był najlepszym Celtem w Barclays Center, choć na pochwałę zasługuje w zasadzie cała drużyna, która w bardzo dobrym stylu pokonała Nets, sprawiając, że nieco w zapomnienie odeszła porażka z Detroit Pistons. Nets prowadzili po pierwszej kwarcie, ale to był jedyny moment tego spotkania, w którym byli lepszym zespołem – pozostałe trzy ćwiartki należały już w pełni do Bostończyków, którzy wykorzystali niemoc strzelecką gospodarzy, samemu zdobywając 110 punktów i wygrywając ostatecznie 19 oczkami.

BOXSCORE | GALERIA

Był taki moment w czwartej kwarcie, kiedy to Kelly Olynyk w końcu odzyskał swój rzut i zdobył kilka punktów z rzędu, pogrążając w zasadzie Nets. Wszystko to z pomocą Evana Turnera, który po pierwszej kwarcie miał bardzo małe szanse na triple-dpuble (zero zbiórek), ale koniec końców udało mu się zebrać dziesięć piłek, do których dołożył także 19 punktów oraz 12 asyst, będąc najważniejszym punktem bostońskiej ofensywy w bardzo cichą noc Marcusa Smarta (2 punkty, 2 przechwyty, ani jednej asysty). To głównie Turner zabrał się rozgrywanie, uruchamiając czy to wspomnianego Olynyka, czy może przede wszystkim Tylera Zellera, który w akcjach pick-and-roll był odpowiedzią Celtics na długo niepowstrzymanego Brooka Lopeza.

Celtics prowadzili tylko sześcioma punktami do przerwy, bo Olynyk trafił jeszcze szczęśliwego buzzer-beatera zza łuku, jednak już wcześniej nie do powstrzymania był Lopez, ale też i sami Nets, którzy rządzili na atakowanej tablicy – zebrali najwięcej piłek ofensywnych w pierwszej połowie w całym sezonie, zdobywając też aż 16 punktów drugiej szansy. Na nic więc zdała się bardzo dobra druga kwarta Celtów, wygrana przez nich 31-21, w której to podopieczni Brada Stevensa trafili 13 z 20 oddanych rzutów. W całym meczu nie było zresztą o wiele gorzej, bo ogólna skuteczność przekroczyła 51 procent. Było to trzecie zwycięstwo nad Nets w tym sezonie.

Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:

  1. Drugie w sezonie (i w karierze) triple-double Evana Turnera. Zdobyć triple-double w dzisiejszych czasach nie jest wcale łatwo (nie patrzcie na Russella Westbrooka), a tym bardziej zdobyć je w barwach Celtics i nie nazywać się Rajon Rondo czy Paul Pierce. Evan Turner zrobił to jednak po raz drugi, rozgrywając ogółem bardzo dobre spotkanie, prawdopodobnie jedno z lepszych w tym sezonie. Zagrał jak prawdziwy lider, który znów wziął sprawy w swoje ręce, kiedy ten prawdziwy lider – aka Isaiah Thomas – wciąż odpoczywa (już niedługo; jest szansa, że Thomas wystąpi w kolejnym spotkaniu przeciwko Miami Heat).

  2. Kelly Olynyka w naturalnym środowisku. W spotkaniu przeciwko Pistons wciąż czekaliśmy na to, aby Kelly odnalazł swój rzut. Okazało się, że był on na Brooklynie, gdzie Olynyk znów poczuł się jak w swoim naturalnym środowisku. Tu trójka, tam jakiś wsad, może nawet jeden blok. Ogółem wyszło z tego 18 punktów na solidnym procencie (7/12 z gry, 3/5 za trzy) oraz pięć zbiórek, czyli całkiem udane spotkanie – tym bardziej, że Kanadyjczyk spędził na parkiecie zaledwie 17 minut.
  3. Dwa wsady Jonasa Jerebko wzdłuż linii końcowej. Jeden bardziej efektowny od drugiego, oba całkiem ładnej urody. Jerebko to jednak nie tylko dwa wsady, ale raczej kolejny bardzo solidny mecz i bardzo solidne wsparcie z ławki. Tym razem było to 10 oczek oraz 6 zbiórek. Szwed był zresztą jednym z sześciu Celtów, którzy zdobyli co najmniej dziesięć punktów. Najwięcej – bo 20 – zdobył Avery Bradley.
  4. Turnera jak Stocktona, Zellera jak Malone’a, a Lopeza jak Olajuwona. Oczywiście przy odpowiedniej perspektywie, która jest konieczna. To porównanie całkiem na wyrost, ale Turner i Zeller (18 punktów) grali takie pick-and-rolle, których nie powstydziłoby się duo Utah Jazz. Zeller i Lopez rywalizowali natomiast tak, jak w latach 90. rywalizowali podkoszowi Jazz oraz Houston Rockets. Lopez był zresztą najlepszym strzelcem całego spotkania, zapisując na koncie aż 31 punktów.
  5. Szesnaście niecelnych trójek Nets. To chyba kluczowa dla tego meczu statystka. Nets kompletnie nie potrafili znaleźć sobie odpowiedniego rytmu za łukiem, trafiając zaledwie jedną z 17 oddanych stamtąd prób, co zaważyło na losach spotkania. Celtowie nie rzucali za trzy o wiele lepiej, jednak ogółem ich skuteczność była o ponad 15 punktów procentowych lepsza. Dzięki zwycięstwu nad Nets i jednoczesnych porażkach Pacers (z Rockets) oraz Hornets (z Bulls) znów wskoczyli na ósmą pozycję na Wschodzie.