Celtowie pokonują Pacers

Brad Stevens jak do tej pory jeszcze ani razu nie wygrał w Indianapolis jako trener Boston Celtics. Aż do wczoraj, kiedy to jego drużyna przerwała serię siedmiu kolejnych zwycięstw Pacers, samemu zwyciężając po raz czwarty z rzędu. Znów nie obyło się bez emocji w końcówce, kiedy to gospodarze zniwelowali 12 punktów straty do zaledwie dwóch, ale Celtowie znów pokazali charakter i obronili wynik. Pomogły im w tym błędy Pacers, ale koniec końców to przecież Celtics zasługują na słowa uznania, bo wygrali drugi mecz z back-to-back, pokonując naprawdę dobrze grających ostatnio Pacers. Było to bardzo ważne zwycięstwo, dzięki któremu Bostończycy tracą już tylko pół meczu do ósmego miejsca na Wschodzie.

BOXSCORE | GALERIA | TORRENT

Akcja z faulem Phila Presseya zaraz na początku czwartej kwarty znów dała Celtom dziesięć punktów przewagi, ale chwilę później po dwóch kolejnych trójkach ta przewaga wynosiła już 12 oczek. George Hill oraz CJ Watson próbowali jeszcze przywrócić Pacers do tego spotkania i momentami wydawało się, że może im się to udać. Nawet w samej końcówce, kiedy to dopiero rzuty wolne Brandona Bassa na nieco ponad pięć sekund przed końcem spotkania przypieczętowały wygraną Celtów, która była możliwa także dzięki błędom ze strony gospodarzy. Chwilami to był mecz Bostończyków z George’em Hillem (30 punktów, 8 asyst, 5 zbiórek).

Celtics tymczasem potwierdzili tylko, że od 22 stycznia są najlepszą drużyną w crunchtime w całej lidze, zdobywając w trzech ostatnich minutach 13 punktów i świetnie egzekwując kolejne zagrywki. Wcześniej zatrzymali jedną z najlepszych drużyn w lidze od 1 lutego na zaledwie 37 punktach w pierwszej połowie, w której to Tyler Zeller sam zdobył 12 punktów, trafiając wszystkie sześć oddanych rzutów i robiąc to na oczach siedzących na trybunach rodziców. Kolejne cztery punkty dodał w końcówce, w której bardzo ważne momenty mieli też m.in. Avery Bradley czy Evan Turner. Po prostu – Celtowie nauczyli się, jak wygrywać spotkania.

Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:

  1. Czwarte zwycięstwo z rzędu. Szóste w ostatnich siedmiu oraz dziewiąte w ostatnich 12. Ta drużyna jest na gazie. I to na takim gazie, który może zaprowadzić ich do playoffs. Dzięki tej wygranej Celtowie są już tylko jeden mecz za będącymi na siódmym miejscu Pacers. Jakim cudem? Od 22 stycznia bostońska drużyna wygrała 16 z 26 spotkań, mimo że jakość gry nie poprawiła się jakoś drastycznie. Co się więc poprawiło? Celtowie nauczyli się jak przechylać szalę na swoją stronę w tych wszystkich zaciętych końcówkach.
  2. 38 mecz Celtów, który liga definiuje jako mecz „na styku”. Przed 22 stycznia takich meczów było 20, a Celtics wygrali zaledwie pięć z nich (25%). W zeszłym sezonie tych meczów było aż 49, a Celtics wygrali ledwie 15 z nich (30.6%). Po 22 stycznia tych meczów Celtics mieli już 18 (najwięcej w lidze), a zwycięsko wychodzili w 11 z nich (61.1%). Co było 22 stycznia? Jared Sullinger rzucający się po piłkę jak po pączka i Evan Turner trafiający z rogu trójkę, która dała Celtom zwycięstwo nad Portland Trail Blazers.
  3. Trzech zawodników z 16 punktami. Tymi zawodnikami byli Brandon Bass, Avery Bradley oraz – z ławki – Jae Crowder. Najlepszy mecz z tej trójki zaliczył chyba jednak ten ostatni, bowiem z nim na parkiecie Celtics byli o 11 punktów lepsi od rywali. Taki sam wynik miał jeszcze Jonas Jerebko, a lepszy (+13) miał jedynie Phil Pressey, który znów dostał kilkanaście minut i dobrze je wykorzystał, zdobywając siedem punktów i rozdając cztery asysty. Tymczasem z Marcusem Smartem drużyna była 19 punktów na minusie.
  4. 28 asyst przy 35 trafieniach z gry. Pacers mieli tych asyst prawie dwa razy mniej (16). Ogółem rzecz biorąc, podopieczni coacha Stevensa byli lepsi w prawie każdym aspekcie gry, zbierając więcej piłek, trafiając z lepszą skutecznością z gry, blokując więcej rzutów i tracąc mniej piłek. Jedynie skuteczność zza łuku (8/28) pozostawia trochę do życzenia, ale pamiętajmy, że był to dla Celtów drugi mecz w drugą noc z rzędu. Od 22 stycznia (ta data jest naprawdę przełomowa, taki punkt zwrotny w trwającym sezonie Celtics) są oni 7-1 w drugich meczach z back-to-back. Cóż za odmiana do czasów Big Threee i Doca Riversa.
  5. Przedostatni mecz z drużyną Indiana Pacers. Będzie jeszcze jeden – pierwszego kwietnia u siebie. Kilka dni wcześniej z kolei Celtowie pojadą do Charlotte, by zmierzyć się z tamtejszymi Hornets. Te dwa spotkania mogą być kluczowe w walce o siódme i ósme miejsce w Konferencji Wschodniej. Jeśli jednak Celtics nadal będą wygrywać te zacięte spotkania to nie tylko dadzą sobie sporą szansę na nieoczekiwany awans do fazy play-off, ale też sprawią, że ewentualny awans będzie po prostu zasłużony.