Zeller funduje Jazzmanom porażkę

To nie był dobry mecz w wykonaniu żadnej z drużyn, ale koniec końców liczy się tylko zwycięzca. I tym razem zwycięzcami są Boston Celtics, bo choć znów dali się ograbić z kilku punktów przewagi to jednak ostatecznie Tyler Zeller załatwił sprawę, trafiając do kosza równo z końcową syreną. Najlepsza w tym wszystkim mogła być jego radość – jak radość nieśmiałego chłopca, któremu po prostu coś wyszło. Eksplodowała za to bostońska ławka rezerwowych, której radość była nie do opisania. Celtowie przerwali tym samym 2-meczową serię porażek, a teraz przed nimi trzy mecze z rzędu na wyjeździe. Dzięki wygranej Bostończycy zachowali odpowiedni dystans do uciekających ostatnio rywali na Wschodzie.

BOXSCORE | GALERIA

Jae Crowder najpierw zablokował Rudy’ego Goberta, a potem uratował piłkę, dzięki czemu Isaiah Thomas pobiegł na drugą stronę boiska i wyprowadził Celtów na 8-punktowe prowadzenie. Wtedy wydawało się, że Celtics tego meczu nie przegrają, ale Jazz zdobyli dziewięć kolejnych punktów, a za sprawą rzutu Gordona Haywarda wyszli na prowadzenie na 1.7 sekund przed końcem. Wtedy jednak Marcus Smart rzucił piłkę pod kosz, a Tyler Zeller zrobił to:

Wielkie brawa dla coacha Stevensa za takie rozrysowanie tej zagrywki i wielki kubeł zimnej wody na głowę coacha Snydera za to, że zdecydował się, aby to Gobert utrudniał Smartowi zadanie. O wiele bardziej przydatny byłby pod koszem, ale jako że go nie było to Celtics bardzo dobrze to wykorzystali. Co ciekawe, udział w zwycięstwie miał też Gigi Datome, który co prawda na parkiet nie wybiegł, ale zaraz przed ostateczną zagrywką powiedział Zellerowi, że ma dokładnie tyle czasu, aby zrobić jeden zwód. I Zeller rzeczywiście jeden zwód zrobił, a następnie zapewnił Celtom ważne zwycięstwo w kontekście playoffowych szans Bostończyków.

Tymczasem o pierwszej połowie obie drużyny chciałaby zapewne jak najszybciej zapomnieć. Wspólnie udało im się zgromadzić zaledwie 67 punktów, a te dwie kwarty były pokazem tego, jak w koszykówkę nie grać. Jazz zapominali o podstawach, popełniając cztery błędy kroków, Celtowie z kolei pudłowali na potęgę, a skuteczności obu zespołów z linii rzutów wolnych pogratulowałby sam DeAndre Jordan. Ostatecznie to Celtics prowadzili po 24 minutach jednym punkcikiem, bo Marcus Smart zrobił to, co potrafi robić najlepiej. Wcześniej Jae Crowder wypunktował bostońskich starterów, zdobywając w pierwszej połowie więcej oczek niż cała piątka graczy, która zaczęła od pierwszej minuty. Crowder miał zresztą 1/3 wszystkich punktów drużyny.

Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:

  1. Buzzer-beater!
  2. Ledwie trzy straty Celtów. To nowy rekord bostońskiej organizacji.
  3. Bardzo dobre spotkanie Jae Crowdera. Był zawodnik Mavs w swoim ostatnim meczu w TD Garden ustanowił rekord kariery w zbiórkach, ale rzucał wtedy na bardzo słabej skuteczności. Tym razem nie zbierał już tak dobrze, ale zdobył za to 18 punktów, często będąc jedynym motorem napędowym drużyny. Z nim na parkiecie Celtics byli o osiem punktów lepsi od rywali, co było najlepszym wynikiem w zespole.
  4. Niezły występ Isaiaha Thomasa. Thomas obudził się dopiero w drugiej połowie, w której zdobył aż 19 ze swoich 21 punktów. Do swojego dorobku dołożył też siedem asyst oraz trzy zbiórki. On, Crowder oraz Avery Bradley (13 oczek, 7 zbiórek, 3 asysty) to jedyni zawodnicy Celtics, którzy zdobyli w tym meczu więcej niż 10 punktów. Evan Turner miał 1/8 z gry, Marcus Smart ledwie 3/14.
  5. Słabiutki mecz Kelly Olynyka. Nie ma co się nad Olynykiem pastwić, wystarczy napisać, że nie zdobył ani jednego punktu. Z drugiej strony, grał tylko siedem minut, ale na ten moment najważniejszą informacją powinna być ta, że w ogóle się na parkiecie pojawił. W końcu.