Udany debiut Thomasa

Isaiah Thomas ma za sobą pierwszy mecz w barwach Celtics i choć Bostończycy to spotkanie przegrali, a sam Thomas meczu nie dokończył to jednak zarówno on, jak i kibice Celtów mają sporo powodów do zadowolenia oraz optymizmu. Niziutki rozgrywający zapisał na koncie 21 punktów, pięć zbiórek, trzy asysty oraz dwa przechwyty, rozgrywając zaledwie 25 minut gry zanim został wyrzucony z parkietu. Poszło bardzo szybko, sędzia Tony Brothers to jednak niezłe ziółko, a że trafiło akurat na niego to Thomas w zasadzie od razu z boiska wyleciał, otrzymując dwa faule techniczne w odstępie dosłownie sekund. I choć nie było to zbyt mądre zachowanie to tego typu wejście jest mimo wszystko bardzo na plus.

Przede wszystkim, Thomas nie zasłużył na to, aby z boiska wylecieć i jest to fakt. Został mu odgwizdany bardzo wątpliwy faul w ofensywie, na co 26-latek zareagował nerwowo, rzucając piłką o ziemię. Po meczu przeprosił swoich kolegów za zachowanie, natomiast trener Brad Stevens powiedział, że choć rzeczywiście był to błąd ze strony Thomasa to jednak nie jest to koniec świata i nie zasłużył on na wyrzucenie z parkietu (co poparli inni zawodnicy), ale z drugiej strony wnosi on do zespołu tyle dobrego, że musi wiedzieć, gdzie leży granica i jej nie przekraczać. Rzeczywiście, Thomas już w debiucie wniósł naprawdę sporo dobrego.

Zaczęło się od tego, na co czekaliśmy najbardziej – kilka akcji pick-and-roll, pierwsze trzy skończyły się punktami bostońskiej drużyny. Thomas potrafi bardzo dobrze kreować siebie, ale kilka razy pokazał też, że swoimi penetracjami będzie kreował także innym. Nieźle spisywał się również w obronie, zaliczając dwa przechwyty i dzielnie walcząc o każdą piłkę. Trafił sześć z trzynastu oddanych rzutów, mając małe problemy przy wejściach pod kosz, ale koniec końców zaliczył naprawdę udany występ przeciwko drużynie, której wielkim kibicem jest… jego ojciec. Od jakiegoś czasu tata Isaiaha jest też już wyposażony w czapeczkę z logiem Celtics.

Thomas – którego imię pochodzi przecież od Isiaha Thomasa, wybitnego rozgrywającego Detroit Pistons – przyznał, że już od małego był wychowywany w miłości do Lakers. Skąd to imię się tak właściwie wzięło? Ojciec założył się z kolegą, że jego Lakers wygrają w finałach 1989 z Pistons, a jeśli tak się nie stanie to nazwie on swojego syna po rozgrywającym Tłoków. Ekipa z Detroit pozamiatała serię już w czterech spotkaniach, a James Thomas musiał spełnić warunki zakładu. Jego żona Tina zgodziła się pod warunkiem, że do imienia doda się jeszcze literkę 'a’, aby brzmiało ono jak imię biblijnego proroka.

Isaiah zdradził jednak, że rodzina kibicuje mu niezależnie od tego, w jakich barwach występuje. Na dodatek, transfer do Celtics dał mu możliwość gry z Averym Bradleyem, z którym znają się od wielu lat i są bardzo dobrymi przyjaciółmi. Tym większa szkoda, że Thomas nie mógł obejrzeć, jak Bradley wielkim rzutem za trzy doprowadza do dogrywki w Los Angeles. Nawet bez tego był to bardzo szalony tydzień w jego życiu – jeszcze kilka dni temu żegnał się z Goranem Dragiciem, który przenosił się do Miami, by chwilę potem musieć wysiadać z samolotu Suns, gdy Brendan Wright – tak, ten Brendan Wright – oznajmił mu, że został wytransferowany.

Co ciekawe, Ainge już od wielu lat naprawdę mocno przyglądał się Thomasowi, ponieważ już przed draftem 2011 oznajmił, że Isaiah jest tak samo dobry jak Kemba Walker, który wtedy prowadził Connecticut Huskies do mistrzostwa NCAA, a następnie został wybrany w pierwszej dziesiątce draftu. Thomasowi aż tak bardzo się nie poszczęściło, ale tak czy siak miał spore szczęście, że w drafcie został w ogóle wybrany. Z ostatnim numerem powędrował do Sacramento Kings, gdzie rozpoczęła się jego kariera. Miejmy nadzieję, że z sukcesami będzie ją kontynuował w Bostonie, na co on sam wyraził spore nadzieje. Początek miał całkiem udany.