Thornton: Chcę tu zostać

Od razu na wstępie trzeba zaznaczyć, że to oświadczenie to słowa po prostu odpowiednie do sytuacji. Czego innego moglibyśmy oczekiwać od Marcusa Thorntona, gdy został zapytany o swoją przyszłość? Obrońca powiedział więc, że chce tu zostać, no bo kto by nie chciał, wszak w drużynie mamy do czynienia z fajną sytuacją. Co by nie mówić, tu akurat Thornton ma rację – w Bostonie powstaje coś naprawdę fajnego. Drużyna może nie zachwyca bilansem, ale mimo to wciąż liczy się w walce o playoffs i zdarzają się jej mecze dobre lub bardzo dobre, a sam Thornton jest jednym z powodów tej dobrej gry. Zawodnik z drugim najwyższym kontraktem w zespole wypełnia bowiem ostatnio swoją rolą znakomicie.

Przykład? Fakt, że jego nieobecność na parkiecie w ostatnich sekundach przegranego spotkania w Milwaukee była bardzo zauważalna. Dziwną decyzją Brada Stevensa było zrezygnowanie z usług Thorntona, który jest przecież najlepszym strzelcem zza łuku w całym zespole. W sobotni wieczór grał zresztą naprawdę solidnie, zapisując na swoim koncie 14 punktów w 20 minut gry. Ostatni rzut, który mógł doprowadzić do dogrywki, oddał jednak Jae Crowder. Rzut był niestety niecelny, a nam pozostaje teraz tylko gdybać, czy z Thorntonem byłoby inaczej. Tak czy siak, już samo to potwierdza, że 27-latek spisuje się ostatnio naprawdę dobrze.

Być może przede wszystkim dlatego, że w Bostonie rzeczy się nieco uspokoiły. Danny Ainge już dawno nie zrobił żadnego transferu, dzięki czemu zespół przeżył kilka w miarę spokojnych tygodni, w czasie których mógł się zgrać i nieco oderwać od plotek transferowych. Poskutkowało? Jak najbardziej, wszak Celtics wygrali w ciągu ostatnich tygodni kilka meczów z mocnymi przeciwnikami, a sam Thornton znalazł w końcu swoją niszę i w piętnastu ostatnich meczach (od czasu transferu Jeffa Greena do Memphis) notuje średnio 10.9 punktów w każdym spotkaniu (przy 41.3 procent skuteczności zza łuku), spędzając na parkiecie ledwie niecałe 18 minut.

To czwarty najlepszy wynik punktowy w drużynie. I rzeczywiście, Thornton zdaje się być taką opcją numer cztery. Coach Stevens jeszcze przed spotkaniem z Bucks powiedział dziennikarzom, że jedną z rzeczy, na które można liczyć od Marcusa jest natychmiastowy zastrzyk energii z ławki, co sam zainteresowany potwierdził już w trakcie spotkania. Najskuteczniejszy jest przede wszystkim w sytuacjach catch-and-shoot, w których trafia z ponad 41-procentową skutecznością, całkiem nieźle idzie mu też gra po dryblingu, a co jakiś czas widzimy też udane wejścia pod kosz, nieraz zakończone faulem i dodatkowym punktem z rzutów wolnych.

Thornton doskonale rozumie bowiem swoją rolę, będąc na takim, a nie innym etapie swojej kariery. W przeszłości zdarzały mu się eksplozje strzeleckie (nawet 40-punktowe), dzięki czemu teraz tylko potwierdza swój status jako zawodnika, który przy wejściu w rytm może trafić kilka rzutów z rzędu, zdobyć paręnaście punktów i zapewnić spore wsparcie z ławki. Jak pokazują ligowe statystyki, ze 111 trójek, które Thornton oddał do sobotniego meczu z Milwaukee tylko jedna była ściśle kontestowana (obrońca w odległości nie większej niż 60 centymetrów) – to oznaka tego, że 27-latek w najbardziej możliwy sposób stara się być efektywny.

W obronie nie ma szału, ale tragedii też nie ma. Wystarczy test oka, by stwierdzić, że Thornton jest po prostu przeciętnym obrońcą, do którego większych zastrzeżeń mieć nie można, a trzeba też pamiętać, że często zastępuje on Marcusa Smarta czy Avery Bradleya. Wydaje się, że Celtowie po raz kolejny w trakcie przebudowy znaleźli idealnego zawodnika na lata, w których bili się o mistrzostwo. Sam Thornton też pewnie wolałby grać dla drużyny, która rzeczywiście się o mistrzostwo bije, ale czy będzie mu to dane już w tym sezonie? Teoretycznie do trade deadline jest jeszcze trochę czasu, a Thornton z pewnością wzbudza niemałe zainteresowanie.

On sam powiedział, że chciałby zostać, bo drużyna wygląda coraz lepiej, ale to nie zależy do niego, on nie może tego kontrolować, więc co ma być to będzie, a o trade deadline nie ma w takim razie co myśleć. Można być jednak pewnym, że o trade deadline myśli już Danny Ainge, który zapewne będzie próbował wytransferować gdzieś nie tylko Thorntona, ale też innych weteranów w osobach Brandona Bassa czy Tayshauna Prince’a. Wszyscy mają kończące się po tym sezonie umowy i wszyscy byliby wzmocnieniem dla któregoś z contenderów. Jedyną przeszkodą może być wysokość umowy gracza pozyskanego zeszłego lata z Brooklyn Nets – Thornton zarobi za ten sezon $8.6 milionów dolarów, co jest drugą najwyższą pensją w bostońskiej drużynie.

Dodatkowo, niedługo po Weekendzie Gwiazd do gry powinien wrócić Kelly Olynyk, a to znów spowoduje niemały problem z rotacją. Ten problem może zostać rozwiązany przez generalnego menedżera Celtów, jednak kolejne transfery mogą oznaczać kolejne przetasowania w zespole i znów niezbyt pewną sytuację w składzie. Thornton może więc chcieć w Bostonie zostać, ale o wiele bardziej prawdopodobne jest, że chciałby jednak pełnić rolę instant-offense w jakimś innym klubie – takim, który ma perspektywy na granie w czerwcu. Możliwe więc, że Danny Ainge mu to umożliwi, ale na ostateczne decyzje musimy poczekać do 19 lutego.