Rondo wraca do Bostonu

Po zaledwie dwóch tygodniach od transferu Rajon Rondo wraca do TD Garden, aby w barwach nowej drużyny zmierzyć się ze starą drużyną – tą, w której był od początku kariery i w której spędził ponad osiem lat. Bostońscy kibice dostają natomiast szansę, aby pokazać swoją wdzięczność rozgrywającemu i już ostatecznie zamknąć pewien rozdział. Czy będzie to wieczór emocjonalny? Zapewne tak, wszak większość powrotów graczy z mistrzowskiej drużyny z 2008 roku było emocjonalnych. Można powiedzieć, że te powroty to jest coś, w czym Celtics się wręcz specjalizują – tyle ich już było, Rondo jest przecież „ostatnim mohikaninem”. Nie inaczej powinno być tym razem, choć dwa tygodnie to dość mało czasu na przygotowanie.

Dwa tygodnie to mało, ale Rondo na pewno zostanie godnie przywitany. Nie obejdzie się bez filmiku, nie obejdzie się też zapewne bez sporej owacji od bostońskich kibciów, o których Rondo na każdym kroku wypowiadał się (i wciąż się wypowiada) w samych superlatywach. On sam mówił przed kilkoma dniami, że już przygotowuje się na ten powrót, bo emocji z pewnością nie zabraknie, ale postara się nie płakać:

„Miejmy nadzieję, że nie będe zbyt emocjonalny, postaram się nie płakać, jestem jednak bardzo podekscytowany tym powrotem. Fani są tam niesamowici. Jeśli się rozpłaczę to mam nadzieję, że kamera nie będzie mnie pokazywała zbyt długo.”

Trzeba sobie też jednak jasno powiedzieć: NBA to biznes. I zarówno Rondo, jak i jego – byli już – koledzy z drużyny doskonale o tym wiedzą. Najlepszym tego przykładem jest Brandon Bass, który po transferze zadzwonił do Rondo, jednak nie chciał rozmawiać z nim zbyt długo, aby rozmowa ta nie stała się zbyt emocjonalna.

„Zawsze dobrze jest widzieć byłych kolegów, bliskich przyjaciół. Ciężko będzie widzieć mi go po drugiej stronie barykady, ale jednocześnie cały czas będę starał się go pokonać, starał się odnieść zwycięstwo.”

W bardzo podobnym tonie wypowiedział się także Jared Sullinger, który z jednej strony jest podekscytowany tym, jak fani przyjmą Rondo, ale z drugiej nazywa mecz z Dallas „zwykłym kolejnym meczem”, bo przecież Rondo nie był jego dziewczyną, a gra to biznes. Równie dobrze ujął to Jeff Green:

„Myślę, że fani naprawdę będą się cieszyć, że go zobaczą. Dla mnie będzie dziwnie widzieć go w innych barwach, ale wiem, że dostanie naprawdę świetne przyjęcie i uważam, że w pełni na to zasłużył. Będzie dziwnie, ale staramy się wygrać mecz. Teraz on jest częścią naszych przedmeczowych założeń; jest zawodnikiem, którego chcemy powstrzymać.”

Ano właśnie, powstrzymać. Rondo jest przecież teraz graczem Mavericks, w barwach których rozegrał jak do tej pory sześć spotkań. Mavs wygrali cztery z tych sześciu meczów, a wprowadzanie 28-latka do drużyny chyba wciąż trwa. Rondo poprawił defensywę drużyny z Teksasu (defensywny rating od jego dojścia spadł z 105.1 do średnio 100.6 traconych punktów na 100 posiadań), natomiast zarówno on, jak i jego partnerzy uczą się siebie w ofensywie. Czy Rajonowi bardziej się chce? Chyba tak, w końcu gra teraz dla contendera, gra w naszpikowanej gwiazdami na jego pozycji konferencji zachodniej, gra o swój nowy kontrakt i przede wszystkim – gra o swoją reputację. W jednym z ostatnich meczów pokazał przecież, dlaczego kiedyś był jednym z najlepszych obrońców w lidze, zatrzymując Russella Westbrooka na pięciu trafionych rzutach (przy 23 próbach) i pięciu stratach.

W Bostonie zapewne też będzie dodatkowo zmotywowany. Przecież będzie miał okazję pokazać bostońskim kibicom – tym samym, którzy wspierali go przez osiem ostatnich lat – dlaczego ci tak bardzo kochali jego grę. Wszak Rondo nieraz udowadniał, że na wielkiej scenie jest jednym z najbardziej unikalnych talentów w lidze. Teraz w obozie Celtics nastał czas Marcusa Smarta, który jednak potrzebuje jeszcze mnóstwo czasu, aby stać się twarzą organizacji. Jak zaznaczył Danny Ainge, w defensywie może robić wszystko, natomiast jeszcze wiele musi poprawić w ofensywie. No i co by nie mówić, Smart bardzo różni się od Rondo.

Powrót tego ostatniego będzie pod pewnymi względami słodko-gorzki. Raz, że Celtom nie udało się zbudować na nim drużyny, co teraz skutkuje tym, iż wypełnia on boxscore’y dla innej drużyny. Dwa, że sam Rondo nie spisywał się w ostatnich miesiącach zbyt dobrze, jakby samemu pokazując, że na nim drużyny się nie zbuduje. Tak czy siak, w piątkowy wieczór dostaniemy szansę, aby na dobre pożegnać się z ostatnią bostońską gwiazdą minionej już ery i zanim ruszymy naprzód, będziemy mogli raz jeszcze podziękować Rondo za wszystkie dobre, piękne i niesamowite momenty, które sam tworzył i których był częścią w ostatnich latach.