Nie udało się Celtom sprawić lekko spóźnionego prezentu na święta. Drużyna Brada Stevensa po dobrym i emocjonującym meczu przegrała 107-109 z zespołem Brooklyn Nets. Katem Celtów okazał się być Jarrett Jack, czyli zdobywca 27 punktów – w tym dwóch oczek, które dały Nets pierwsze prowadzenie w drugiej połowie. Prowadzenie, którego już nie oddali – było to bowiem na 27.5 sekund przed końcem spotkania. Szansę na doprowadzanie do dogrywki miał jeszcze Jared Sullinger, ale jego rzut – po doskonałym podaniu Geralda Wallace’a, który pojawił się na parkiecie tylko i wyłącznie na te ostatnie sekundy, by to podanie wykonać – nie znalazł drogi do kosza. Kolejny mecz już w sobotę przeciwko Wizards.
Celtics naprawdę nieźle ten mecz zaczęli, trafiając w pierwszej kwarcie z 60-procentową skutecznością. 12 punktów w tej pierwszej odsłonie zdobył Jeff Green, świetnie spisywał się jednak calutki bostoński frontcourt. Mimo to, po 12 minutach gry Celtowie prowadzili tylko jednym punktem, a do przerwy mieliśmy remis po 56. W końcu obudził się jednak Jared Sullinger, który w ostatnich tygodniach przeżywał okropny kryzys formy, tymczasem tutaj spisywał się solidnie. W trzeciej kwarcie kilkoma świetnymi zagraniami popisał się Marcus Smart, dzięki czemu Celtics otworzyli pierwsze w meczu ponad 10-punktowe prowadzenie.
I choć Nets szybko straty odrobili to jeszcze w tej trzeciej kwarcie Celtics znów osiągnęli 12 punktów przewagi. Porażki nie zapowiadał także początek czwartej kwarty, kiedy to gospodarze prowadzili nawet 11 punktami na dziewięć minut przed końcem. W ciągu tych kolejnych dziewięciu minut Celtowie zostali jednak wypunktowani 25-12, głównie dzięki błędom po atakowanej stronie parkietu, które Nets bardzo skutecznie zamieniali na łatwe punkty. Prowadzenie dał gościom świetnie spisujący się Jack, pozyskany przecież latem przez drużynę z Brooklynu w ramach trójstronnego transferu, w którym jedną ze stron byli Celtics. Trójkę w ważnym momencie (przy stanie 104-108 na parę sekund przed końcem) trafił jeszcze niezły w tym meczu Avery Bradley, raz z linii rzutów wolnych pomylił się Joe Johnson, ale rzut na dogrywkę Sullingera niestety wykręcił się z kosza.
Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:
- Kolejny mecz w pierwszej piątce Marcusa Smarta. To był niezły mecz Smarta, który wciąż uczy się być rozgrywającym w NBA. Parę decyzji było podjętych za szybko, w obronie nie zawsze było smart, ale koniec końców 20-latek pokazał nam wszystkim, dlaczego Celtics chcą na niego stawiać. Zdobył pięć punktów, rozdał też sześć asyst (kilka z nich było naprawdę ładnej urody, Smart coraz lepiej czuje się w pick-and-rollach), no i zaliczył cztery przechwyty, kilkukrotnie pokazując swoje wielkie poświęcenie. Z nim na parkiecie Bostończycy byli o trzy punkty lepsi od rywali.
- Dobre zawody (w końcu) Jareda Sullingera. Na formę Sully’ego w ostatnich tygodniach spuśćmy zasłonę milczenia, mając nadzieję, że przeciwko Nets nastąpiło przełamanie. Są powody, by tak myśleć – podkoszowy zapisał na koncie 19 punktów (8/16 FG, 2/5 3PT), 8 zbiórek i 2 asysty. I choć w czwartej kwarcie popełnił kilka błędów to jednak koniec końców zaliczył udane spotkanie. Byłoby udane jeszcze bardziej, gdyby tylko ten ostatni rzut wpadł do kosza…
- 32 asysty. No Rondo, no problem? Wydaje się, że w tej materii jak najbardziej. Celtics kolejny już mecz bardzo dobrze dzielili się piłką, notując aż 32 asysty przy 45 trafieniach. Skuteczność też mieli zresztą dobrą, bo ponad 50-procentową. Warto przy okazji dodać, że gospodarze bardzo dobrze czuli się w pomalowanym, gdzie bardzo często dostarczali piłkę – z trumny Celtowie zdobyli aż 60 oczek.
- 17 rzutów wolnych więcej wykonywanych przez zawodników Nets. 28 przy ledwie 11 ze strony Celtics. Nic nie sugerujemy, ale ta rozbieżność jest dość duża (tak samo jak i w faulach, których Bostończycy popełnili 23 przy 10 faulach graczy Nets), a sędziowie kilka razy podejmowali dość kontrowersyjne decyzje. Winę za przegraną należy jednak zrzucić przede wszystkim na Celtów, którzy czwartą kwartę przegrali 21-30, po raz kolejny tracąc ponad 10-punktowe prowadzenie.
- 17 porażkę w sezonie. Porażkę dość nieszczęśliwą, bo tej dobrej skuteczności zabrakło w najważniejszych momentach – wtedy, kiedy Nets krok po kroku odrabiali straty, by w końcu wyjść na prowadzenie. Szkoda, bo ten mecz na pewno był do wygrania. No chyba, że tankujemy.