Boston Celtics po nietrudnym spotkaniu pokonali w Filadelfii tamtejszych 76ers, odnosząc ósme zwycięstwo w sezonie. Celtowie wygrali 105-87, a o wszystkim zadecydowała druga kwarta, która skończyła się wynikiem 27-13 na korzyść Bostończyków. Jedno z najlepszych spotkań w karierze rozegrał Kelly Olynyk, który zdobył rekordowe dla siebie 30 punktów, dokładając do tego także 9 zbiórek oraz 3 przechwyty i 2 bloki. Był on najlepszym strzelcem Celtics, rozpoczynając mecz z ławki rezerwowych – dzięki temu stał się pierwszym rezerwowym bostońskiego klubu od czasu Ricky’ego Davisa w 2005 roku, który zdobył 30 punktów. Kolejny mecz w nocy ze środy na czwartek, Bostończycy zmierzą się z Orlando Magic.
Ach, cóż to był za start spotkania w mieście Braterskiej Miłości. Celtics aż tak tą miłością pragnęli się podzielić, że na samym początku nie było w zasadzie wiadomo, czy to przypadkiem nie zawodnicy Sixers biegają w zielonych strojach. Bostończycy spudłowali pierwszych dziewięć rzutów, obie ekipy trafiły łącznie zresztą ledwie jeden z 15 rzutów, a Celtowie pierwsze punkty zdobyli grubo po trzech minutach gry. Nieźle z ławki grał Kelly Olynyk, który skorzystał na dwóch szybkich faulach Tylera Zellera na samym starcie meczu i w samej pierwszej kwarcie zdobył 14 punktów, trzykrotnie trafiając zza łuku. Głównie dzięki niemu Celtics po tym fatalnym początku mieli 30 oczek po 12 minutach gry. W drugiej kwarcie nie było już wątpliwości, że zawodnicy Sixers przywdziewają białe trykoty. Tym razem to oni pierwsze punkty w drugiej odsłonie zdobyli dopiero po ponad trzech minutach zmagań, co pozwoliło Celtom na wypracowanie pierwszego w spotkaniu ponad 10-punktowego prowadzenia. Pomogło w tym również dobre przechodzenie z defensywy do ofensywny, dzięki czemu Zieloni zdobywali sporo punktów po szybkich atakach. Nie mówiąc o tym, że Sixers mieli ogromne problemy ze skutecznością, zdobywając w drugiej kwarcie zaledwie 13 oczek.
W trzeciej kwarcie Sixers do meczu próbował przywrócić Nerlens Noel – który także zanotował rekordową noc, zdobywając najlepsze w karierze 19 oczek – ale Olynyk wciąż był gorący i w trzeciej ćwiartce dołożył kolejne osiem punktów. Nie musiał się zbytnio wysiliać, jeśli dostawał na przykład takie podania:
[gfycat data_id=”MintyPartialArthropods” data_autoplay=false data_controls=false]
W najlepszym momencie Celtowie prowadzili nawet 88-63, wykorzystując kolejny spory okres, w którym gospodarze nie potrafili znaleźć drogi do kosza. Mecz był już więc rozstrzygnięty po trzech kwartach, a to oznaczało, że Olynk dostał sporo minut, by nie tylko wyrównać, ale potem wyśrubować swój rekord kariery w zdobytych punktach. Bostończycy powoli dobijali do granicy stu oczek, choć w czwartej odsłonie i oni mieli problemy ze skutecznością, nie mogąc zdobyć punktów z gry przez prawie pięć minut. Sixers nie skorzystali z tego prawie wcale, bo sami nie trafiali przez ponad trzy minuty. Warto przy okazji dodać, że Celtics zdobyli 32 punkty po 23 stratach gospodarzy (choć sami popełnili ich tylko o jedną mniej). Ile punktów Sixers zdobyli z kontry? Jeden. Możecie sobie więc wyobrazić, co to było za widowisko.
Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:
- 30 punktów Olynyka. Czy to był najlepszy w karierze mecz Olynyka? Prawdopodobnie tak, ale nie ma się co zbytnio podniecać, bo Kelly zrobił to w meczu z Sixers. Jego wcześniejszy rekord punktowy także został ustanowiony przeciwko ekipie z Filadelfii. Tak czy siak, należy pochwalić Kanadyjczyka (pierwszego z 30 punktami od czasu Ricka Foxa w 1998 roku) za te zawody i za ładną linijkę statystyczną, ale też za pewność siebie, z jaką oddawał kolejne rzuty, a jakiej brakowało mu w ostatnim czasie. Nie trzeba chyba mówić, że dzięki Olynykowi dobrze wygląda występ całej ławki rezerwowych, która łącznie zdobyła 61 punktów – 14 dołożył Brandon Bass, o dwa mniej na koncie zapisał Evan Turner, który dodał też 6 asyst, 5 zbiórek i 3 przechwyty (ale i 5 strat).
- 24 minuty Rondo. To był solidny mecz 28-letniego rozgrywającego, który spędził na parkiecie stosunkowo mało minut. Ale grać dłużej nie musiał, mecz był przecież rozstrzygnięty w trzeciej kwarcie. Rondo popisał się kilkoma sztuczkami, rozdał siedem i przechwycił cztery piłki (na pochwałę szczególnie zasługuje za swoje szybkie rączki i kilka wybić na Michaelu Carterze-Williamsie), a do tego dołożył też sześć zbiórek i pięć punktów, trafiając dwa z trzech oddanych rzutów, tylko dwukrotnie tracąc piłkę.
- 14 pudeł Avery Bradleya. W tym aż dziesięć zza łuku. Bradley trafił tylko jeden z 11 oddanych za trzy rzutów. Mimo to, i tak udało mu się zdobyć solidne 15 punktów, jednak to nie jest do końca to, czego oczekiwaliśmy. Dziesięć niecelnych rzutów za trzy? Może Bradley odczuwał jeszcze skutki choroby, która wyeliminowała go z gry w poprzednim meczu.
- 45 straty obu drużyn. Sixers popełnili ich 23, ekipa Brada Stevensa o jedną mniej. Dodajmy do tego ledwie 35-procentową skuteczność Sixers oraz nieco lepszą, bo 44-procentową skuteczność Celtics i otrzymamy w zasadzie pełen obraz gry. Celtowie zdobyli również 25 punktów z kontry.
- 56 rzutów wolnych. Bostończycy aż 35 razy stawali na linii rzutów wolnych, zdobywając jednak stamtąd tylko 23 punkty, co dało prawie 66 procent skuteczności. To słabo w porównaniu z 81 procentami Sixers (17/21), jednak i tak wystarczająco dobrze, by łatwo pokonać Szóstki. Ten mecz nie mógł zakończyć się innym wynikiem i dobrze, że Celtics wyciągnęli wnioski z poprzedniego spotkania, kiedy to przegrali z New York Knicks. A teraz przed nimi kolejny nisko notowany rywal w postaci Orlando Magic.