Celtics bez życia przeciwko Knicks

Boston Celtics przegrali swój trzeci mecz z rzędu, tym razem ulegając drużynie New York Knicks. Wcześniej Celtowie przegrali także z Charlotte Hornets, którzy to wygraną z Knicks właśnie zakończyli swoją 10-meczową serię porażek, przedłużając jednocześnie serię porażek Knicks, również 10-meczową. Celtics przystąpili więc do meczu tak, jakby zwycięstwo należało im się z góry. Nic bardziej mylnego. Nowojorczycy wygrali 101-95, co było dla nich dopiero piątym zwycięstwem w tym sezonie i zaledwie drugim na wyjeździe. W meczu z powody choroby nie zagrał Avery Bradley, a Marcus Smart i Iman Shumpert odnieśli kontuzje w trakcie spotkania – ten pierwszy naderwał ścięgno Achillesa, a ten drugi doznał urazu ramienia.

BOXSCORE | GALERIA | TORRENT

15 punktów zdobył w czwartej kwarcie Jeff Green, który ostatecznie zakończył mecz z 28 oczkami na koncie, co było najlepszym wynikiem spotkania. Straty, które Celtics musieli wtedy odrabiać były jednak za duże, by agresywna gra Greena wystarczyła. Wszystko rozstrzygnęło się w kilka minut ostatniej odsłony, kiedy to po trójce Marcusa Thorntona – która niwelowała prowadzenie Knicks do ledwie dwóch punktów – drużyna przyjezdnych zdobyła 11 punktów z rzędu w ciągu trzech minut, osiągając nawet 15-punktową przewagę. Celtics mieli problemy w zasadzie od samego początku, już w pierwszej kwarcie przegrywając 10 oczkami.

Knicks bardzo dobrze w mecz weszli, trafiając dziewięć z pierwszych 11 rzutów. Takiej skuteczności do końca meczu oczywiście nie utrzymali, ale i tak trafili prawie połowę swoich prób. Zadziwiająco dobrze spisywała się ich obrona, która zmuszała Celtics do oddawania wielu rzutów nawet w 20 sekundzie akcji. Dopiero gdy w drugiej kwarcie na parkiecie pojawili się rezerwowi to Celtics odrobili straty i wyszli nawet na prowadzenie. Nie trwało to długo, Knicks wrócili do trafiania – przede wszystkim z mid-range, gdzie królował Carmelo Anthony – i na przerwę schodzili z pięcioma punktami na plusie. A po przerwie niewiele się zmieniło.

Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:

  1. Ani jednego punktu Jareda Sullingera. To by się więc nadawało do rubryki rzeczy, których nie zobaczyliśmy. Sullinger wpadł w dołek – w dwóch poprzednich meczach zdobył po pięć punktów w każdym, przeciwko Knicks nie trafił ani jednego z ledwie sześciu oddanych rzutów i po raz pierwszy od stycznia 2013 roku zakończył mecz bez punktów. Wtedy jednak miał dobrą wymówkę – kontuzja, która zakończyła jego debiutancki sezon.
  2. Dwa punkty Rajona Rondo. Po meczu Rondo tłumaczył się, że gra agresywniej i oddaje więcej rzutów, gdy obrona częściej zatrzymuje przeciwników. W meczu z Knicks tego nie było, Rondo oddał więc tylko trzy rzuty, trafiając jeden. Dodał też najlepsze w drużynie siedem zbiórek i 10 asyst.
  3. 19 punktów Tylera Zellera. To był kolejny dobry mecz Zellera, znów bardzo dobrze współpracującego z Rondo. Zeller trafił dziewięć z 14 oddanych rzutów, dołożył też sześć zbiórek (z czego cztery były w ofensywnie), dwie asysty i dwa bloki. Miał jednak najgorszy w drużynie wskaźnik „+/-„, gdyż z nim na parkiecie Celtics byli gorsi od rywali o 14 punktów.
  4. 13 przechwytów Knicks. To ich najlepszy wynik w sezonie. Dla porównania, Celtics ledwie trzy razy przechwytywali piłkę. Ogółem gospodarze popełnili 18 strat, po których Nowojorczycy zdobyli 19 oczek.
  5. Evana Turnera w pierwszej piątce. Turner zastąpił Avery Bradleya, radząc sobie nieźle. 13 punktów na dobrej skuteczności (6/11 z gry) to na pewno dobra rzecz, ale pięć strat nie jest powodem do dumy. W związku z absencją Bradleya na więcej minut mógłby liczyć Marcus Smart, ale zdołał on spędzić na parkiecie zaledwie cztery minuty zanim doznał urazu. W tym czasie i tak zdołał wymusić dwa faule w ofensywie. Ponad 20 minut gry otrzymał Marcus Thornton, który zdobył 13 punktów. Kolejny mecz dopiero w poniedziałek, rywalem Philadelphia 76ers. Można by pomyśleć, że to automatyczne zwycięstwo, ale Celtics taki błąd popełnili właśnie przeciwko Knicks. Oby w Filadelfii się już tak nie pomylili.