Legenda wraca do Bostonu

Trudno w to uwierzyć, ale od odejścia Paula Pierce’a z Boston Celtics minęło już ponad 500 dni. Przeżyliśmy przecież już dwa jego powroty, kiedy to w barwach Brooklyn Nets przyjeżdżał do Bostonu, by za każdym razem zostać serdecznie powitanym. Nie inaczej będzie w niedzielny wieczór, gdy w Bostonie po raz pierwszy pojawi się w barwach swojego nowego zespołu, czyli Washington Wizards. Relacja pomiędzy Pierce’em a bostońskimi kibicami nie zmieniła się bowiem w przeciągu tych pięciuset dni. Zresztą, jak mówi Doc Rivers – Pierce to przecież Celt biegający teraz po prostu w koszulkach innych drużyn. Trudno nie zgodzić się z byłym trenerem Celtics. Pierce to bowiem Celt i tak już pozostanie.

„Kurczę, tęsknię za Bostonem. Kocham tutejszych ludzi, a oni kochają mnie.” – w ten sposób zaczyna się wideo, które Pierce zamieścił na swoim twitterze w piątek, a które sami będziecie mogli obejrzeć na końcu tego wpisu. To stwierdzenie nie odbiega daleko od prawdy, w zasadzie jest prawdą najprawdziwszą z prawdziwych. Najlepszym tego potwierdzeniem była pierwsza wizyta zawodnika w TD Garden, kiedy to otrzymał bardzo serdecznie powitanie, ale też wzruszający filmik z podziękowaniami za te wszystkie lata w zielono-białych barwach. Nic dziwnego, że Pierce bardzo się wtedy wzruszył – nie on jeden zresztą.

Sam Pierce sam to zresztą potwierdził, pojawiając się latem w Bostonie, czy to w klubowej bazie treningowej, czy też choćby przy okazji pożegnalnego meczu bejsbolowej legendy New York Yankees – Dereka Jetera – z drużyną Boston Red Sox. Każdy bostoński klub sportowy miał wtedy swojego przedstawiciela i znamienny jest fakt, że przedstawicielem Celtics był… Pierce właśnie, mimo że wtedy był już zawodnikiem Wizards. Nie tak dawno temu Pierce znalazł też chwilę, by podpisać buty jednej z bostońskiej fanek – nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zrobił to na ławce Wizards w trakcie meczu z Milwaukee Bucks. Ta relacja między miastem a zawodnikiem jest realna i namacalna, a gołym okiem widać, że zarówno Boston, jak i Pierce za sobą tęsknią.

Celtics może nawet trochę bardziej, biorąc pod uwagę problemy w końcówkach, które kiedyś rozwiązywał Pierce. To jednak jest już tylko i aż element jego wielkiej spuścizny, jaką pozostawił w TD Garden. Bardzo prawdopodobne, że wróci tu jeszcze na koniec kariery, choć nie wiadomo w jakiej roli. Teraz goni za swoim drugim tytułem, grając dla drużyny z D.C. i spisując się przyzwoicie (średnie rzędu 12.5 punktów oraz 4.9 zbiórek na mecz). Najważniejsze jest jednak, że Wizards są w gronie kandydatów do tytułu, zajmując obecnie drugą lokatę w Konferencji Wschodniej. Przed nimi dwa spotkania z Celtics, tzw. home-to-home. Najpierw w Bostonie, w poniedziałek w Waszyngtonie. Można być pewnym, że Pierce i spółka tanio skóry nie sprzedadzą.

Czy bostońscy kibice śniący o choćby jeszcze jednym meczu 37-latka w koszulce Celtics mają jeszcze szanse, by ich marzenie się spełniło? Ciężko to stwierdzić, ale pewne jest, że nawet jeżeli oglądaliśmy już ostatni mecz Pierce’a dla Celtów to zbudował on sobie tutaj na tyle mocną pozycję i legendę, że nigdy nie zostanie zapomniany – coach Stevens powiedział, że chodzi tutaj o sposób, w jaki wszyscy – dosłownie wszyscy – wypowiadają się o zawodniku, który spędził w tym klubie 15 lat. I to jest najlepszym świadectwem tego, jak wielkich rzeczy dokonał tutaj Pierce. Na razie pozostaje nam tylko kibicować mu przy nowym wyzwaniom i wyczekiwać jego powrotu, choć przecież tak właściwie on nigdy Bostonu nie opuścił. Ludzie tutaj go kochają, a on kocha ich – niezależnie od tego, jaką koszulkę zakłada. I tak już pozostanie.