Rajon Rondo od jakiegoś czasu traktuje mecze z Los Angeles Lakers bardzo poważnie. Wiadomo, Celtics od zawsze rywalizowali z Lakers, ale doświadczyć na własnej skórze, jak ekipa z Miasta Aniołów pokonuje cie w walce o tytuł – tego nie da się zapomnieć. Od finałów z 2010 roku nie tak dawno minęły cztery lata, po tamtych zespołach nie ma już prawie śladu. No, prawie – ostali się tylko Kobe Bryant i Rajon Rondo. Obaj są zawodnikami nietuzinkowymi, dlatego też nietuzinkowe było ich spotkanie przed meczem – nazwane spotkaniem dwóch dupków, bo właśnie w ten sposób obaj o sobie mówią. Szczęśliwie dla fanów Celtics, piątkowe spotkanie skończyło się zwycięstwem dupka z Bostonu.
Jeszcze przed piątkowym meczem opisywałem ostatnie problemy Rondo, stwierdzając na koniec, że nie można sobie było chyba wyobrazić lepszej okazji do przełamania niż spotkanie z Los Angeles Lakers. Bostoński rozgrywający twierdził, że nie jest sobą, ale dodawał, że wciąż wierzy w swoje umiejętności i wierzy, że niedługo wyjdzie z dołka, w którym się znalazł. Jak poszło mu przeciwko Lakers? Można powiedzieć, że prawie idealnie. Co prawda nie był to mecz transmitowany w telewizji ogólnokrajowej, a Rondo nie grał w opasce, jednak jego postawa mogła powodować, że miało się wrażenie, jakbyśmy oglądali znanego nam Rondo.
Na początek kilka statystyk, które przykuwają uwagę:
- Rondo oczywiście poflirtował z triple-double, kończąc mecz z 12 punktami, 8 zbiórkami oraz 16 asystami na koncie (w nieco ponad pół godziny gry). Zabrakło więc tylko dwóch zbiórek do tego osiągnięcia, a warto jeszcze przy okazji dodać, że bostoński rozgrywający popełnił zaledwie jedną stratę, co przy 16 ostatnich podaniach jest wynikiem bardzo dobrym.
- 16 asyst, ale też aż 17 rzutów. Ta liczba rzutów jest najwyższym wynikiem Rondo w tym sezonie. Niestety, jedyna rzecz, jakiej w piątek zabrakło to skuteczność, gdyż RR trafił tylko sześć z tych 17 prób. Cztery trafienia to rzuty z półdystansu, skąd Rondo rzucał ogółem 10-krotnie. Dwa rzuty oddał zza łuku, z kolei z pomalowanego próbował rzucać tylko trzy razy (i trafił dwukrotnie). Cieszy więc, że nie bał się oddawać rzutów i że próbował znacznie więcej, nie ograniczając swojej ofensywy tylko do kreowania (a i tak te 16 asyst rozdał), choć martwi to, o czym pisałem przed spotkaniem – mniejsza liczba wejść pod kosz, mniejsza liczba wjazdów w pomalowane. Rondo ani razu nie stanął na linii rzutów wolnych.
- Te 16 asyst robi wrażenie, ale ten wynik to przecież nie jest nic dziwnego skoro mówimy tutaj o Rondo. Co ciekawe, on sam miał więcej asyst niż cała ekipa Lakers (14). Celtowie tych asyst mieli ogółem 29, czyli bostoński rozgrywający był odpowiedzialny za ponad połowę z nich.
- Rondo był na parkiecie, gdy Celtics zdobywali 89 ze swoich 113 punktów (78 procent). Sam wykreował ich 48 (12 swoich, 36 zdobyto po jego asystach). Do przerwy jego ofensywy rating (punkty zdobywane na 100 posiadań) wynosił 118.1, by na koniec meczu wynieść aż 122.4 – ale jakby tego było mało, świetnie wyglądał też defensywny rating (punkty tracone na 100 posiadań), który w pierwszej połowie wyniósł 79.4, a na koniec meczu 71.8, co na przestrzeni całego spotkania oznacza, że z Rondo na parkiecie Celtowie byli o ponad 50 punktów na 100 posiadań lepsi od Lakers. A przypomnijmy, że w momencie rozpoczęcia spotkania ofensywny i defensywny rating Rondo wynosił – odpowiednio – 101.9 oraz 107.4, czyli drużyna była gorsza o ponad pięć punktów na 100 posiadań z nim na parkiecie.
- No i na koniec statystyka plus/minus, pokazująca już wprost, o ile puntów lepsi byli Celtowie, gdy Rondo był na boisku – aż o 40, co było najwyższym wynikiem w drużynie i zdecydowanie najlepszym wynikiem dla Rajona w tym sezonie. W trwającym sezonie tylko trzech innych zawodników miało ten wskaźnik na takim poziomie: Damian Lillard (+40, vs Bulls), Jrue Holiday (+40, vs Wolves) i Dion Waiters (+45, vs Hawks).
Większość z tego wszystkiego to rzeczy imponujące, mniej lub bardziej, ale trzeba też przy okazji zaznaczyć jedną rzecz: Rondo wykręcił to wszystko w meczu przeciwko Lakers. Z jednej strony, na pewno był zmobilizowany bardziej niż zwykle, z drugiej strony, Lakers to w tym momencie nie jest mocna drużyna. Pamiętamy też jednak, że także i Celtics przystępowali do piątkowego spotkania z pięcioma zwycięstwami na koncie. Tak czy siak, to był dobry występ Rondo, ale do ideału brakowało jeszcze dwóch rzeczy: lepszej skuteczności i więcej odwagi, a co za tym idzie częstszych wejść pod kosz.
To nie jest oczywiście tak, że Rondo wcale pod ten kosz nie wchodził. Zapytajcie Tylera Zellera, który właśnie ma za sobą najlepszy chyba mecz w karierze. 24 punkty z 11 rzutów. Ile z tego wszystkiego to Rondo? Otóż aż 14 z tych 24 punktów Zellera pochodzi po podaniach od 28-letniego rozgrywającego. No i dwa z linii rzutów wolnych, gdzie Zeller raz zawędrował po uprzednim podaniu Rondo. Trzeba tę dwójkę pochwalić, bo trudno uwierzyć, że to był dla nich dopiero 15 wspólny mecz. Nie od dziś wiedzieliśmy jednak, że RR potrafi świetnie wykorzystać atuty podkoszowego, przemieniając go w efektywną bestię w ataku.
[gfycat data_id=”CoordinatedJubilantBichonfrise” data_autoplay=false data_controls=false]
Zeller nie tylko ma dobre czucie gry w okolicach obręczy, co wczoraj nie raz pokazał, ale też stawia dobre zasłony, potrafi rzucać z półdystansu i szybko biega, co Rondo wykorzystuje w powyższy sposób. Dwa soczyste podania kozłem, w szczególności to drugie to majstersztyk. Ale nie od dziś wiedzieliśmy też, że Rondo właśnie w szybkim ataku czuje się najlepiej. Ciężko znaleźć lepszego kreatora w kontrach od niego. Przeciwko Lakers niejednokrotnie widzieliśmy jak pospieszał wyrzucających spod kosza Celtics piłkę zawodników i od razu gnał na drugą stronę, mimo że dosłownie 2-3 sekundy wcześniej to przeciwnicy skończyli swoją akcję. Poniżej więc kilka kolejnych przykładów kontr wyprowadzanych lub kreowanych przez bostońskiego playmakera:
[gfycat data_id=”TotalFoolishFox” data_autoplay=false data_controls=false]
[gfycat data_id=”PartialReadyFrenchbulldog” data_autoplay=false data_controls=false]
Kolejne świetne oddanie kozłem do Evana Turnera to klasyczny przykład dobrze rozegranego kontrataku, tak samo zresztą jak i łatwo zdobyte punkty Jeffa Greena. W drugim zestawie w obu przypadkach beneficjentem jest Avery Bradley. Najpierw Rondo idealnym podaniem spod własnego kosza wyprowadza go na czystą pozycję, a potem bardzo dobrym wejściem pod kosz absorbuje obrońcę, co kończy się kolejną czystą pozycją i trzema punktami Bradleya po trójce z rogu. To jest gra, w której Rondo czuje się jak ryba w wodzie, a szybkie ataki to jedna ze składowych systemu coacha Stevensa, który stara się wpoić swoim zawodnikom szybkie tempo gry. Dość powiedzieć, że w piątek po szybkich atakach Celtowie zdobyli 27 oczek – ponad trzy razy więcej niż Lakers.
Słowem podsumowania, w piątek widzieliśmy jak wielki wpływ na grę zespołu może mieć Rondo. Pozytywny wpływ i agresywny Rondo, dodajmy. Oczywiście, jedna jaskółka wiosny nie czyni – to tylko jeden mecz, ale już w tym jednym meczu widzieliśmy znacznie lepszą grę 28-latka niż wcześniej, kiedy to przecież w ciągu ponad stu minut na parkiecie uciułał zaledwie sześć punktów. Skuteczności wciąż brakuje, problem z wolnymi wciąż jest realny, ale mecz z Lakers to dobry pierwszy krok ku poprawie. Tym bardziej, że Rondo zachował swój wpływ na kreowanie ofensywy, zwiększając jednocześnie swój własny udział w próbach punktowania. Jest więc nadzieja, że jeżeli bostoński playmaker zacznie grać w ten sposób regularnie to nie tylko cały czas będzie flirtował z triple-double, ale może przede wszystkim cała drużyna zacznie grać lepiej niż dotychczas.