Przewidziałem, że coach Brad Stevens zdecyduje się na zmiany, bo rzeczywiście taka zmiana w pierwszej piątce nastąpiła – Tyler Zeller zastąpił Kelly Olynyka. Ta zmiana nie pociągnęła jednak za sobą kolejnych. Celtowie prowadzili w pewnym momencie nawet dziewięcioma punktami, przed ostatnią kwartą przegrywali ledwie pięcioma, jednak koniec końców zrobił się blowout i Spurs wygrali 22 punktami. Dla Celtów ta porażka to 17. z rzędu przegrana z ekipą z Zachodu (i 27 w ostatnich 28 meczach z zespołami z Konferencji Zachodniej). Sobą był Jeff Green, sobą był też Rajon Rondo. Kolejny mecz we wtorek w Atlancie, gdzie Bostończycy zmierzą się z tamtejszymi Jastrzębiami. Czyli drużyną ze Wschodu.
Pierwsza kwarta i znany nam obrazek. Celtowie mają problem z egzekucją akcji. Hmmm, może tym razem gorzej zaczną, a lepiej skończą? 36 procent skuteczności w pierwszych 12 minutach nie napawało optymizmem, choć Spurs i tak prowadzili tylko trzema punktami. Wcześniej udało im się dzięki zespołowej grze (9 asyst na 10 trafień w pierwszej odsłonie) wypracować nawet dziewięć punktów przewagi, ale dwie trójki z ławki trafił Marcus Thornton. Nieźle spisywał się też Evan Turner, który prowadził drugi garnitur w drugiej kwarcie. W tej w końcu zobaczyliśmy lepszą obronę, ale było to chyba spowodowane tym, że i Spurs grali drugim garniturem. Goście nie zdobyli punktu przez ponad 4 minuty gry (ledwie 29 procent skuteczności w drugiej odsłonie, siedem start) zanim Danny Green trafił trójkę, dzięki czemu gospodarze prowadzili nawet 9 punktami. Oczywiście to się zmieniło po powrocie na parkiet wyjściowych piątek, ale ostatecznie to Celtowie wygrali kwartę pięcioma oczkami, do przerwy prowadząc 49-45. Ponad połowę punktów zdobyli bostońscy rezerwowi.
Początek drugiej połowy to całkiem niezła gra Celtics, oczywiście poza obroną obręczy, gdzie Spurs (a w zasadzie Parker) dostawali się jak chcieli. Dodajmy do tego, że Bostończycy w sześć minut trzeciej kwarty popełnili więcej strat (4), co w całej pierwszej połowie (3) i goście prowadzenie odzyskali. Gra się jednak nieco wyrównała, choć goście tego prowadzenia do końca trzeciej części już nie oddali. W międzyczasie kolejnym fajnym wsadem popisał się Jeff Green, a kolejne dwa pudła z linii rzutów wolnych dołożył Rajon Rondo. Niestety, czwarta kwarta nie okazała się być inna niż ostatnio, a Celtics wcale lepiej nie skończyli. Spurs powolutku budowali sobie przewagę, w końcu przekroczyła ona dziesięć oczek i mecz chłodził się już w zamrażarce. Run 19-3, pozamiatane. Celtowie w czwartej kwarcie w zasadzie nie istnieli. Na parkiecie pojawili się nawet Dwight Powell i James Young. Ten pierwszy zdołał zresztą zdobyć sześć punktów. 89-111.
Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:
- Niezłą grę ławki. No, przynajmniej przez trzy kwarty. Bo powiedzmy sobie – lepiej dla naszych nerwów, aby o czwartej kwarcie nie wspominać (spoiler: zaraz i tak wspomnę). Przez długi czas bostońscy rezerwowi bili na głowę swoich vis-a-vis, ale koniec końców wygrali batalię punktową tylko jednym oczkiem (44-43). 12 punktów zdobył Turner, po dziesięć dołożyli Bass oraz Thornton.
- Typowego Greena. Green był najlepszym strzelcem drużyny z 16 punktami na koncie. Oczywiście. Te 16 punktów zdobył przy oddaniu 16 rzutów. Oczywiście. Zaliczył jeden fajny wsad. Oczywiście. Z nim na parkiecie Celtics byli o 28 punktów gorsi od rywali. Oczywiście.
- Typowego Rondo. Choć tu akurat nie do końca. Było mało punktów? Było! Było dziesięć asyst? Było! Były kolejne pudła z wolnych? Były! Jedyne, czego zabrakło to straty. Bo tych akurat nie było. To jego pierwszy w tym sezonie mecz, w którym nie popełnił ani jednej straty.
- Typowych Celtics. Ahh, ta czwarta kwarta. No nie mogło się obyć bez fatalnie zagranej czwartej odsłony, choć trzeba też powiedzieć, że Celtics grali z mistrzami NBA i przegrana Spurs byłaby niespodzianką. I tak: ostatnia odsłona to 16-33, pięć trafionych rzutów, 29 procent skuteczności, sześć strat i prawie 60-procentowa skuteczność Spurs.
- Aron Baynes! Pamiętacie jak kilka meczów temu Jon Leuer zagrał życiówkę przeciwko Celtics, a Grizzlies pokonali Zielonych? Dzisiaj takim Leuerem był właśnie Bynes, który trafił nawet trójkę. Prawdopodobnie drugą w całym życiu (bo jedną miał na uniwerku sześć lat temu). Kto okaże się takim Leuerem/Baynesem w kolejnym meczu, kiedy to Celtowie zmierzą się z Hawks? Z drugiej strony, do gry może wróci Marcus Smart, a na dodatek Atlanta to ekipa ze Wschodu. Jest więc nadzieja…