Porażka z Bulls na własne życzenie

Nowe alternatywne stroje nie przyniosły szczęścia Celtom. Po katastrofalnej czwartej kwarcie przegrywamy z Chicago Bulls, dając wyrwać sobie zwycięstwo na własne życzenie. Derrick Rose zaskoczył chyba nawet samego siebie ilością minut spędzonych na boisku i poprowadził byki do zwycięstwa. Celtics po tej porażce legitymują się bilansem 4-9.Kolejny raz przez cały mecz Zieloni są w stanie rywalizować bark w bark z teoretycznie lepszym przeciwnikiem, ale  brakuje przysłowiowej „kropki nad i”. Tym razem w samej końcówce spudłowaliśmy 4 kluczowe rzuty wolne i tym samym nie udało się wyrównać stanu gry, chociaz na 1:30 minuty przed końcem to jeszcze Celtics byli na prowadzeniu.

BOXSCORE | GALERIA

Celtowie rozpoczęli bardzo skoncentrowani i od początku próbowali narzucić swój styl gry. Goście długo walczyli punkt za punkt, lecz w drugiej połowie pierwszej kwarty „pękli” i gospodarze zaczęli budować przewagę. Licznik stanął na 11 „oczkach”. Wynik po pierwszej kwarcie 35-24. To co widzieliśmy mogło napawać optymizmem, bo Celtics grali bardzo przyjemnie dla oka, a przede wszystkim skutecznie. Bradley zaczął od dwóch celnych „trójek”, wspomagał go Sully, a grą dobrze dyrygowali Rondo. Bardzo dobrą zmianę dał naładowany energią Brandon Bass i gra wyglądała dobrze.

Początek drugiej kwarty nie zapowiadał żadnego załamania. Gospodarze nadal grali skutecznie, Bass kontynuował dominacje pod koszem, a całkiem nieźle grę prowadził Pressey. W tym wszystkim jakoś umknął fakt, że szybkie 3 faule złapali Kelly Olynyk oraz Jeff Green. Ławka dała mocne wsparcie i nie było widać braku podstawowych zawodników. Sielanka trwała gdzieś do połowy drugiej kwarty gdzie przewaga osiągnęła nawet 16 punktów. Wtedy jednak coś siadło. Kilka głupich strat i niecelnych rzutów, nie zdążyliśmy się obejrzeć a Byki już dreptały nam po piętach. Na wyróżnienie zasługiwał Pau Gasol, pomimo tego, że w obronie radził sobie średnio to po atakowanej stronie boiska był bardzo skuteczny. Rose chociaż lekko przestraszony i nie taki agresywny dorzucił kilka oczek i tak zamiast spokojnego prowadzenia, do przerwy wynik brzmiał 60-54 dla Celtów.

NBA: Boston Celtics at Chicago Bulls

Trzecią odsłonę świetnie zaczął Derrick Rose. Chociaż nie tak agresywny jak kiedyś, to niesamowicie skuteczny. Szybkie 12 punktów combo-guarda z wietrznego miasta pozwoliło doprowadzić do wyrównania stanu meczu. Tym razem jednak, gospodarze szybko się pozbierali. Zespołowa koszykówka w połączeniu z indywidualnym runem Avery’ego dały ok. 10 punktowe prowadzenie i pozorną kontrole meczu. Rose trochę ochłonął, ale reszta Byków nie dawała za wygraną. Kwartę kończy celna trójka Sully’ego (4 w całym meczu), wynik 91-85 zwiastuje ciekawą czwartą odsłonę.

Tu znów mocno zaczynają goście wychodząc nawet na prowadzenie. W odpowiedzi do tej pory niezawodny Sullinger i od tego momentu mamy walkę punkt za punkt. Niestety w końcowych minutach nie bardzo wiadomo kto ma zamknąć spotkanie, piłka krąży między zawodnikami w zielonych szarych strojach, ale nie jest w stanie znaleźć drogi do kosza. Na domiar złego przy stanie 102-100, kuriozalny gwizdek sędziego- faul w ataku Jareda, o którym w ogóle nie ma mowy. Zamiast 2 rzutów wolnych mamy stratę. Bulls wyrównują, wychodzą na prowadzenie, a Celtics nie trafiają w najprostszej meczowej sytuacji i przegrywają spotkanie, które zdecydowanie mogło zakończyć się inaczej.

HOT OR NOT

HOT:

  • Jared Sullinger. Przez 46 minut meczu był praktycznie niezawodny, szkoda że nie potrafił zamknąć spotkania. Prawda, że sędziowie lekko mu w tym przeszkodzili, ale kilkanaście sekund później stanął na linii rzutów wolnych i spudłował obie próby. Pomimo to w dalszym ciągu HOT, z resztą jak przez wszystkie dotychczasowe mecze.
  • Ławka rezerwowych. Jak już pisałem, nawet nie zauważyłem w drugiej kwarcie, że na parkiecie przebywał nasz drugi unit. 39 punktów z ławki rezerwowych to solidny wynik.
  • Derrick Rose. Wiem, że nie związane z naszą drużyną, ale muszę wspomnieć. Rose nawet nie w pełni zdrowy robi różnice, serce się kraje od oglądania jego zmagań z kontuzjami.

NOT:

  • Crunch Time. Nie było wczoraj chętnego zawodnika do zdobywania punktów końcówce, a te wolne dobitnie tylko to potwierdzają. Halo, nikt tutaj nie jest clutch? Z resztą cała czwarta kwarta wyglądała źle. Zaledwie 11 rzuconych punktów i 17/20 przez 10 minut tej części gry.
  • Nieskuteczny Rondo. W grze Rondo nie było widać jakiejś specjalnej agresji, oddał w sumie mało rzutów, pomimo krycia na radar, a jak już rzucał to nie trafiał. W dodatku Rondo jest tylko 9/28 z linii. To daje całe 32 %.
  • Problemy z faulami. Olynyk i Green przez cały mecz zmagali się z przewinieniami, co zaowocowało w wypadku Greena, przeciętnym występem, a w przypadku Olynyka, po prostu meczem bardzo słabym. Pomimo tego, że ławka całkiem ładnie to zamaskowała, to być może właśnie ich punktów zabrakło do zwycięstwa.