Poniedziałkowym meczem z Phoenix Suns zakończy się seria trzech kolejnych meczów Boston Celtics w TD Garden. Niestety, dwa kolejne spotkania zostały przez Celtów przegrane, dlatego ostatnia szansa na zwycięstwo w tej serii będzie dzisiaj. Z zadanie nie będzie łatwe, bo do Bostonu przyjeżdża ekipa z Phoenix, która choć nie ma tak udanego startu jak przed rokiem to jednak wciąż jest bardzo groźna. Przy okazji, będzie to również okazja do zjednoczenia się kilku zawodników Suns z Bostonem. Mowa tutaj oczywiście o dwójce Gerald Green – Shavlik Randolph. Obaj zaliczyli dobrze wspominane epizody w barwach Celtics, ale teraz przyjadą do Ogródka reprezentując inną ekipę.
Niestety, Celtowie w piątek nie potrafili pokonać Cleveland Cavaliers mimo nawet 19-punktowej przewagi i przegrana jednym punktem jest tylko potwierdzeniem, że Bostończycy są w tym sezonie jednym z najgorszych zespołów w czwartych kwartach i w końcówkach meczów. To się będzie więc musiało zmienić, jeśli Celtics celują w czwartą wygraną w sezonie. Suns z kolei mają już za sobą dziesięć spotkań i wyrównany bilans pięciu zwycięstw oraz pięciu porażek. Można by się spodziewać, że wzmocnieni latem przez Isaiaha Thomasa będą się spisywać co najmniej tak samo dobrze jak przed rokiem, kiedy to zupełnie nieoczekiwanie zakończyli sezon z wynikiem 48-34 i tylko dlatego, że są w Konferencji Zachodniej nie zdołali awansować do fazy posezonowej.
Thomas spisuje się jednak bardzo dobrze, będąc bardzo efektywnym strzelcem z ławki Suns. Zdobywa on średnio prawie 17 punktów w 24 minuty, jakie spędza na parkiecie. Jeśli przełożymy to na statystyki per36 minut to okaże się, że Thomas jest zaledwie o dwa punkty gorszy od Stepha Curry’ego z Golden State Warriors. Kolejny udany sezon rozgrywa także Gerald Green, którego z Celtics pamiętamy głównie za wsady i wygranie – z małą pomocą Paula Pierce’a – właśnie konkursu wsadów z 2007 roku:
Green miał wtedy 21 lat i dopiero zaczynał karierę w NBA, ale na dobre swoje miejsce odnalazł dopiero po kilku latach. Wcześniej nie zachwycił w Bostonie, a następnie wypadł z ligi, by następnie wznowić karierę w NBA i dopiero wtedy pokazać swoje prawdziwe umiejętności. Green zdecydowanie dojrzał i już od paru sezonów efektowne wsady nie są jedyną rzeczą, jaką oferuje. A skoro już wspomnieliśmy o Greenie to nie wypada też napomknąć o Shavliku Randolphie, który od końcówki zeszłego sezonu reprezentuje barwy Suns. W trwających rozgrywkach rozegrał pięć spotkań, lecz nie wyróżnił się niczym szczególnym, spędzając na parkiecie zbyt mało czasu, by mieć jakikolwiek wpływ na grę drużyny. Tak czy siak, zawsze miło będzie znów zobaczyć sympatycznego podkoszowego, który okazał się być jedną z fajniejszych historii w bardzo nieszczęśliwym sezonie 2012/13.
Na co mogą liczyć Celtics? Wydaje się, że kluczem do zwycięstwa będzie zbalansowana gra po obu stronach parkietu, także w czwartej kwarcie, z czym Celtowie mają w tym sezonie problemy. Nie będzie łatwo powstrzymać ofensywę Suns prowadzoną przez trzech bardzo dobrych guardów, tym bardziej, że bostońska defensywa nie spisuje się zbyt solidnie, dlatego też nadzieją na dobry wynik jest kolejny dobry występ w ofensywie. Warto w tym miejscu przytoczyć statystyki Kelly Olynyka, który powinien być chyba powoli stawiany w głównym gronie kandydatów do nagrody dla zawodnika z największym postępem: Kanadyjczyk w dotychczasowych meczach notował średnio 14.4 punktów, 6.4 zbiórek, 1.8 asyst oraz 1.1 przechwytów, trafiając na świetnej skuteczności we wszystkich trzech elementach (z gry – 60.8 procent, za trzy – 47.8 procent, z wolnych – 77.8 procent). Dodatkowo, Bostończycy będą mogli też skorzystać z Jamesa Younga i Dwighta Powella, którzy z powrotem są w składzie, a wczoraj w D-League w barwach Red Maine Claws zdobyli razem 42 punkty (obaj po 21 oczek, Powell dołożył też 17 zbiórek). Start pierwszego z dwóch w tym sezonie starć z Suns o 1:30 czasu polskiego.