Nowy system, nowy Rondo

Rajon Rondo potrzebował zaledwie 33 dni, by wrócić do gry po operacji złamanej pod prysznicem ręki. 33 dni to bardzo mało, ale zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że Rondo robi rzeczy niekonwencjonalne. Już sam powrót był nie lada wyczynem, ale jeszcze większym było to jak Rondo w tym powrocie wyglądał. Przez kontuzję opuścił przecież obóz treningowy oraz preseason, a mimo tego zdołał zachwycić dosłownie wszystkich. I nie jest to nic przesadzonego, wystarczy spojrzeć na opinie w USA, ale też w Polsce – Rondo jest chwalony za świetne prowadzenie gry i za dominowanie meczu bez oddawania rzutów. A jeśli ktoś miał obawy, co do tego, czy wpasuje się w system Brada Stevensa – już tych obaw raczej mieć nie powinien.

Oczywiście, to tylko jeden mecz. Mecz otwarcia, pierwszy mecz w sezonie. Zresztą sam Rondo po spotkaniu powiedział, że zwycięstwo jest w porządku, ale do rozegrania pozostało jeszcze 81 spotkań sezonu regularnego. Był to jednak mecz, w którym Rajon początkowo miał przecież nie grać. Gdy coach Brad Stevens kilkadziesiąt minut przed meczem oficjalnie już ogłosił, że rozgrywający wyjdzie w pierwszej piątce to chwilę potem dodał, że ten powrót niczego nie zmienia. Ale zmieniło się sporo, bo Rondo wyglądał jak za dawnych czasów. W zeszłym sezonie często kwestionowano jego rzeczywisty status, on sam dawał też dziennikarzom kolejne procenty, ale w meczu z Nets zobaczyliśmy Rondo w najlepszym jego wydaniu, czyli w wydaniu all-star.

Trzy zbiórki od 30. w karierze triple-double, zamiast tego pierwsze w sezonie double-double złożone z 13 punktów i 12 asyst. Dyrygował ofensywą od samego startu, bardzo dobrze rozdzielał piłki, ale gdy trzeba było to potrafił punktować. Znacznie lepiej wyglądał przy wjazdach pod kosz, gdzie w zeszłym sezonie brakowało mu tej szybkości, dynamizmu. Przeciwko Nets była zarówno szybkość, jak i dynamizm – dodajmy do tego jeden celny rzut za trzy (na dwie próby) i otrzymamy dziewięć punktów z rzędu w trzeciej kwarcie, kiedy to rywale powoli zaczynali odrabiać straty. Rondo nie pozwolił im jednak na wiele, prawie samodzielnie odpierając ten atak.

To, co rzuciło się najbardziej w oczy to jak dobrze Rondo odnalazł się w systemie. Stevens próbuje co prawda z ofensywą „motion” już drugi rok, nie zapominajmy, że w zeszłym sezonie Rondo w 30 meczach notował prawie 10 asyst na mecz, ale po tym, co widzieliśmy w preseasonie pojawiły się obawy o to, jak ten system – w zmaganiach przedsezonowych funkcjonujący całkiem nieźle – będzie wyglądał z Rondo na parkiecie. No cóż, idealnie nie było, bo zdarzyło się kilka akcji, które rozpoczynały się po 8-10 sekundach, bo wcześniej bostoński playmaker przez kilka sekund wprowadzał piłkę na atakowaną stronę parkietu. Jako takich zastojów było jednak mało, Rondo nie przetrzymywał piłki, lecz cały czas starał się, by ta była w ruchu.

Spytajcie Tylera Zellera, z którym Rondo rozgrywał pierwszy oficjalny mecz w życiu, a mimo to między zawodnikami już wytworzyła się chemia, która skutkowała bardzo dobrymi akcjami pick-and-roll. Zeller to zawodnik znacznie lepszy pod względem ofensywnym niż defensywnym, choć po obu stronach parkietu ma jeszcze spory potencjał – o czym nie można zapominać, a o czym na pewno nie zapominają Celtics, którzy zaraz po meczu ogłosili podjęcie opcji zespołu w kontraktach Olynyka, Sullingera, ale i Zellera właśnie. Wczoraj widzieliśmy przede wszystkim dobre zagrania w ataku, czyli mocne, twarde zasłony oraz świetne ścięcia pod kosz. Wszystko to widać świetnie na skrócie, który możecie zobaczyć na końcu tego wpisu.

Przy analizowaniu preseasonu wspomniałem o tym jak dobrze Evan Turner spisuje się przy pick-and-rollach, wykorzystując przede wszystkim swój wzrost. Napisałem na twitterze, że to na pewno ciekawa alternatywa do pick-and-rollów granych przez Rondo. Tymczasem tym jednym meczem Rajon przypomniał, że pomimo mniejszego od Turnera wzrostu posiada jeszcze coś takiego jak przegląd pola, prawdopodobnie jeden z najlepszych w lidze. W poprzednich sezonach nie widzieliśmy tego tak wyraźnie, gdyż więcej było akcji pick-and-pop – czy to z Kevinem Garnettem, czy z Brandonem Bassem. Teraz widać świetne czucie gry Rondo także przy pick-and-rollach: lekkie zawahanie, zwolnienie tempa, przyspieszenie tempa, dodatkowy kozioł, zmyłka przeciwnika, idealne podanie. Na nic zdają się pułapki czy podwajanie.

Ciekawostka: Rondo w tym pierwszym meczu sezonu był w posiadaniu piłki przez łącznie 5.9 minut, czyli nieco ponad 20 procent czasu, jaki spędził na parkiecie. Mało? W przypadku Rondo – oczywiście. W zeszłym sezonie to było prawie osiem minut (drugi najwyższy wynik w lidze), czyli 23.2 procent czasu, jaki spędzał na parkiecie. Oczywiście, to dopiero jeden mecz i super mały wyznacznik, ale tak czy siak ten wynik robi wrażenie. Dodajmy do tego fakt, że Celtowie przez większość meczu trafiali na ponad 60-procentowej skuteczności z gry, przekroczyli granicę stu punktów po trzech kwartach, zdobyli najwięcej punktów od czasu stycznia 2011 roku (kiedy to w pierwszej piątce wyszedł Shaq), rozdali ogółem 28 asyst, a do tego ośmiu bostońskich zawodników zdobyło dziesięć lub więcej punktów (pierwszy raz od dwunastu lat!!!).

System działał po prostu pięknie. I wielka była w tym zasługa Rondo, który swoje statystyki zrobił, ale miał piłkę w rękach znacznie mniej czasu niż zazwyczaj. Po meczu wyraził on swoje słowa uznania dla Tony Parkera i jego gry bez piłki, dodając przy okazji, że zamierza się tego uczyć od gwiazdy San Antonio Spurs. Słowa słowami, ale jeśli tak rzeczywiście się stanie to przecież będzie to wielka zmiana, tym bardziej biorąc pod uwagę jak wiele osób zarzuca mu (często trafnie) przetrzymywanie piłki. Z drugiej strony, taki był system Doca Riversa, który zbudowany był wokół Rondo, podczas gdy u Stevensa jest odwrotnie – to nie system jest dostosowany do Rondo, lecz raczej Rondo dostosowywany jest do systemu. Systemu dającego większą wolność i swobodę, w którym tak kreatywny gość jak RR odnajduje się bardzo dobrze, bo ta kreatywność jest wartością niesamowicie cenna przy read-and-react, czyli sposobie gry, który zakłada nieustanne dostosowywanie się do tego, co dzieje się na parkiecie i jest podstawą ofensywy „motion”.

Czekamy na więcej, jesteśmy bardzo ciekaw jak to będzie wyglądało w kolejnych spotkaniach. Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale ten pierwszy mecz jest bardzo dobrym znakiem, znakiem bardzo optymistycznym. Być może po tym sezonie na zawsze do lamusa odejdzie zarzut, że Rondo nie potrafi grać bez hall-of-famerów obok siebie, że nie potrafi grać bez zawodników, których doskonale zna. Jego umiejętności sprawiają bowiem, że większość zawodników wygląda przy nim lepiej, niejako odżywa i maksymalizują się ich umiejętności, bo kapitan Celtics wyciąga z nich to, co mają najlepsze do zaoferowania. Spytajcie raz jeszcze Tylera Zellera, który – dla przypomnienia – rozegrał swój pierwszy mecz w barwach Celtics i swój pierwszy mecz obok Rondo.

Ruch piłki to podstawa pod Stevensem, czyli biorąc pod uwagę, że Rondo chce być jak Parker to możemy mieć pewność, że 28-latek doskonale to rozumie i będzie się starał zrobić wszystko, by jak najlepiej odnaleźć się w obecnym systemie. Coach Celtics pewnie nie zdawał sobie sprawy, że Rondo nie tylko ma umiejętności, by się do tego systemu dopasować (z ostateczną oceną trzeba oczywiście poczekać jeszcze trochę), ale też potrafi poprzez swój szeroki umysł ten system urozmaicić. Od lat wiedzieliśmy, że nie ma w lidze lepszego dyrygenta ataku niż Rondo w odpowiednim systemie (no, może jeszcze Chris Paul jest gdzieś obok). W środową noc otrzymaliśmy dwie bardzo fajne przesłanki: system Stevensa zdaje się działać coraz lepiej, a Rondo zdaje się odnajdywać się w nim coraz bardziej. Czy jeżeli RR utrzyma taką grę to czemu nie chcieć wokół niego budować? On sam zapowiada, że będzie grał jeszcze lepiej, bo przecież nie jest jeszcze w stu procentach zdrowy. Tymczasem za nami dopiero jeden mecz, a ekscytacja dotycząca tego sezonu wzrosła jeszcze bardziej.