Sullinger znów zachwycił

Jared Sullinger podobno schudł. Podobno, bo żeby to zauważyć to trzeba się bardzo dobrze przypatrzeć. Sam zainteresowany powiedział, że nie tyle schudł, co po prostu przetransformował kilogramy w inne miejsca. No cóż, Jared Sullinger nie potrzebuje chudnąć, a na potwierdzenie tego ma takie mecze jak wczoraj – gdzie nie potrzebował 48 minut, ani nawet 44 minut na parkiecie, by zdominować mecz na Brooklynie. Sullinger spędził na boisku niecałe 29 minut, ocierając się w tym czasie o rzadkie statystyczne osiągnięcie, czyli 20/20. Zabrakło jednej zbiórki, ostatecznie stanęło na 21 punktach i 19 zbiórkach, którymi Sullinger w zasadzie wygrał mecz Celtom – nie pierwszy zresztą raz w tegorocznym preseasonie.

Jeśli mielibyśmy wybrać najlepszego dotychczas zawodnika Celtics w tegorocznym preseasonie to raczej bez wątpienia większość bostońskich kibiców wskazałyby na Jareda Sullingera. I to nie dlatego, że w niedzielę przeciwko Nets miał te 21 punkty i 19 zbiórek, ale dlatego, że to prawdopodobnie byłaby po prostu prawda. Sullinger jest najrówniej grającym Celtem, a statystyki są nie tyle potwierdzeniem, co taką wisienką na torcie. Takie skojarzenia w przypadku osoby Sullingera nie są może najlepsze, jednak odkładając na bok wszelkie złośliwości – Sullinger ma potencjał, by w przyszłym sezonie wejść na zupełnie nowym poziom.

Wróćmy do spotkania z Nets. Skróconego spotkania, które nie przeszkodziło mu wykorzystać każdej spędzonej na parkiecie minuty w możliwie jak najlepszy sposób. Było to dla niego trzecie w tym preseasonie spotkanie, w którym przekroczył granicę 20 oczek i czwarte, w którym trafił co najmniej trzy trójki. Największe wrażenie robi jednak 19 zbiórek, którymi Sullinger totalnie rozbił gospodarzy meczu. Dość powiedzieć, że Sully miał w tym meczu trzy razy więcej zbiórek niż ktokolwiek inny! Dodajmy do tego jeszcze fakt, że nikt nie zabrał z tablic większej ilości piłek niż Sully zebrał piłek w ofensywnie. Oczywiście, tego typu występ na pewno byłby szeroko komentowany, gdyby tylko zdarzył się komuś innemu (np. Anthony’emu Davisowi) lub też gdyby miał miejsce w trakcie sezonu regularnego. Tak czy siak, my – kibice Celtics – możemy być pod ogromnym wrażeniem.

Dlaczego? Otóż dlatego, że Sullinger zaliczył tego typu mecz w pierwszym skróconym spotkaniu NBA w historii, na dodatek nie grając wszystkich 44 minut, nie spędzając na parkiecie nawet pół godziny. On sam po meczu powiedział, że to po prostu efekt ciężkiej pracy, którą wykonywał w offseasonie. Korzysta na tym nie tylko sam zainteresowany, ale też cały zespół, ponieważ Sullinger jest teraz zagrożeniem w każdym elemencie gry – rzuca za trzy, świetnie podaje, jeszcze lepiej zbiera, a do tego coraz lepiej gra tyłem do kosza. Trzeba też pochwalić go za to, że wygląda bardzo dobrze – o niebo lepiej niż przed rokiem – pod względem kondycyjnym.

Nic więc dziwnego, że coach Stevens chce dać mu tyle minut gry, ile tylko Sullinger wytrzyma. I to nieważne, czy będą to minuty na pozycji centra, czy też na pozycji silnego skrzydłowego, bo 22-latek potrafi dominować tak czy siak. Oczywiście, najlepiej idzie mu na czwórce, gdzie nie musi mierzyć się ze znacznie wyższymi od siebie zawodnikami, dlatego też miejmy nadzieję, że w trakcie sezonu rzeczywiście będzie on spędzał większość minut na parkiecie jako silny skrzydłowy, lecz choćby w zeszłym sezonie udowodnił, że także grając jako center potrafi być bardzo efektywny. Sullinger miał w zeszłym sezonie jeden mecz 20/20, pierwszy od czasu debiutu Kevina Garnetta w barwach Celtics. Ile takich meczów doświadczymy w zbliżającym się sezonie? Sky is the limit.