Eksperyment na meczu Celtics

Już w niedzielę będziemy świadkami bardzo nietypowego wydarzenia – obejrzymy mecz NBA, który trwać będzie nie 48, lecz 44 minuty. Będzie to pierwszy taki eksperyment i zostanie on przeprowadzony na meczu pomiędzy Celtics i Nets. Oznacza to, że z każdej kwarty zostanie ucięta jedna minuta gry i każda z kwart trwać będzie 11 minut, a do tego usunięte zostaną dwa obowiązkowe timeouty z drugiej i czwartej kwarty. Co ciekawe, ekipy z Bostonu i Brooklynu same zgłosiły się do wzięcia udziału w takim przedsięwzięciu, które ma na celu skrócenie meczu, a co za tym idzie ma dać pośrednie rozwiązanie na istniejący już od jakiegoś czasu problem długiego i męczącego sezonu regularnego.

82 spotkania to dla wielu znacznie za dużo, jednak skrócenie samego sezonu nie wchodzi w grę. Otóż skrócenie sezonu oznacza mniej meczów do rozegrania dla każdej drużyny (co w zamyśle jest dobre), a to z kolei oznacza mniejsze wpływy i mniej pieniędzy dla właścicieli (co z kolei jest złe, jednak głównie dla właścicieli). Liga postanowiła więc spróbować innego rozwiązania i zamiast skrócenia sezonu być może będziemy mieli skrócone mecze. Pierwszy taki mecz już w niedzielę na Brooklynie, którego świadkami będzie też zapewne wielu z nas – Celtics zagrają bowiem z Nets o bardzo przyzwoitej dla polskiego kibica porze (21:00 polskiego czasu).

Samo rozwiązanie nie jest wcale głupim pomysłem. Łatwo policzyć, że jeśli mecze byłyby o cztery minuty krótsze to wtedy każda drużyna grałaby 328 minut mniej w ciągu całego sezonu. 328 minuty niecałe siedem spotkań, czyli innymi słowy: skrócenie długości meczu o cztery minuty to prawie to samo co skrócenie sezonu o siedem spotkań. Jest to na pewno interesujący pomysł – tym bardziej w obliczu 82-meczowego sezonu, spotkań często granych dzień po dniu i małej liczbie dni na szlifowanie gry czy docieranie się zespołu na treningach – bo ucięta zostanie zaledwie jedna minuta każdej kwarty, co nie jest jakimś wielkim odcinkiem czasu, ale liga musi też rozważyć wszelkie wady, jakie ten cały koncept za sobą niesie. A tych negatywów też niestety trochę jest.

Przede wszystkim, problemem będzie dostosowanie rotacji. Po pierwsze, celem skrócenia sezonu/meczów jest to, aby supergwiazdy mogły trochę dłużej odpocząć, ale co jeśli trenerzy będą wciąż wykorzystywać ich tak samo? Efekty będą dwa: mniej odpoczynku dla nich podczas samego meczu oraz mniej minut dla zawodników rezerwowych i z końca ławki, czyli mniej minut na pokazanie się i zarobienie na kolejny kontrakt. To z kolei może być jedną z podstaw do zawetowania takiego pomysłu przez związek graczy. Dodatkowo, może mieć to też negatywny wpływ na te zespoły, które zbudowały sobie głęboką i dobrą ławkę rezerwowych (np. w San Antonio, gdzie od lat wiedzą jak nie zajeździć swoich gwiazd), a która nagle przestanie mieć tak duże znaczenie.

Sami Celtics są nieźle podekscytowani tym, że będą mogli wziąć udział w takim eksperymencie, o czym wypowiadali się w ostatnich dniach m.in. Avery Bradley czy coach Brad Stevens. Liga będzie się bacznie wszystkiemu przyglądała, mając na względzie również to, o ile minut skróci się cała długość meczu (wyeliminowanie dwóch timeoutów sprawi też, że nie będzie dwóch trwających parę minut przerw w grze). Więcej tego typu meczów może zostać przeprowadzonych w przyszłym sezonie D-League oraz w przyszłorocznym preseasonie. To oznacza, że do rzeczywistego skrócenia meczów droga jeszcze daleka, ale tak czy siak warto pochwalić komisarza Adama Silvera za reagowanie na problemy i próby poprawy gry.