Gdy Boston Celtics wybrali w tegorocznym drafcie Jamesa Younga z numerem siedemnastym to najbardziej pamiętnym obrazkiem była chyba radość Billa Simmonsa. Radość ta była jednak uzasadniona, bo Simmons doskonale wiedział, kogo dostają Celtics. Zawodnika wielce utalentowanego w ofensywie, będącego jednym z najmłodszych graczy w całym naborze, a więc kogoś ze sporym potencjałem. Dość powiedzieć, że Young dokładnie tydzień temu obchodził swoje 19. urodziny. Z drugiej strony, tak młody wiek sprawia, że o Youngu możemy mówić tylko i wyłącznie w kategoriach „potencjału”. Przed nim pierwszy sezon w NBA. Czego się można po tym pierwszym sezonie spodziewać?
Przede wszystkim, na ten moment nie wiadomo, czy Young rzeczywiście spędzi swój pierwszy na zawodowych parkietach w NBA. Oczywiście, zapewne ujrzymy go w przyszłym sezonie w koszulce Celtics (i to nie raz), ale bardzo prawdopodobną opcją jest, że o wiele częściej widywać go będziemy na parkietach D-League. Wydaje się bowiem, że 19-latek nie jest jeszcze gotów na spore minuty w rotacji klubu NBA i czeka go jeszcze naprawdę sporo pracy, zanim na stałe sobie miejsce w rotacji wywalczy. Nie zapominajmy też, że w chwili obecnej Celtowie mają przecież naprawdę duży wybór zawodników na pozycjach 2/3.
I tak, przed trade deadline w Bostonie skupiać się będzie głównie na podnoszeniu wartości zawodników takich jak Marcus Thornton czy Evan Turner. Nie zapominajmy, że swoje minuty muszą też dostać Jeff Green i Gerald Wallace, bowiem Celtom najbardziej powinno zależeć na wytransferowaniu właśnie tej dwójki (a w szczególności Wallace’a). Young – którego rozwój Celtics też powinni mieć oczywiście na uwadze – na większą ilość minut będzie mógł więc liczyć chyba dopiero po 19 lutego. Do tego czasu o wiele lepiej dla jego rozwoju będzie, gdy przeniesie się do Maine Red Claws i tam otrzyma sporo minut. A jest to na pewno lepsze niż siedzenie na końcu bostońskiej ławki i wchodzenie tylko na ostatnie minuty rozstrzygniętych już spotkań.
No chyba, że przez wciąż trwające jeszcze lato Young zdołał rozwinąć się na tyle, że nie jest już tylko i wyłącznie solidnym strzelcem, ale też dobrym obrońcą. Mało prawdopodobne, wręcz niemożliwe. A do tego dochodzą również m.in. problemy z panowaniem nad piłką, podawaniem czy podejmowaniem decyzji. O tym wszystkim mogliście zresztą przeczytać w przeddarftowym profilu byłego zawodnika Kentucky. Jasnym jest, że Young ma spory talent i bardzo dobre warunki (w tym 213-centymetrowy zasięg ramion), ale potrzeba jeszcze czasu, zanim zacznie on odgrywać ważną rolę. Na całe szczęście, w Bostonie tego czasu mają sporo.
To, nad czym Young musi pracować najciężej to oczywiście obrona. Jak sam przyznał, coach Stevens właśnie tego od niego wymaga i nie różni się w tym od Johna Calipariego, czyli trenera Kentucky. Calipari zresztą bardzo chwalił 19-latka po tym, jak został wybrany przez Celtics, mówiąc:
„Przed nim jeszcze sporo pracy. Ma 19 lat. Jest chyba najszybszym zawodnikiem w drafcie, ma świetne warunki i jest tak atletyczny, jak ci najlepsi, a do tego naprawdę potrafi rzucać. Ludzie w Bostonie go pokochają.”
I rzeczywiście, największym atutem Younga jest bardzo dobry rzut, ale grając na parkietach akademickich dał się też poznać jako naprawdę solidny zbierający i tutaj wielu kibiców może upatrywać upgrade nad Jeffem Greenem, który przecież zbiera trochę od biedy. A skoro już jesteśmy przy Greenie to wydaje się, że Young w najgorszym razie może być właśnie taką gorszą wersją Greena. Na ten moment jest jednak tylko i wyłącznie projektem z bardzo dobrymi warunkami i potencjałem. No i raz jeszcze: on tydzień temu obchodził dziewiętnaste urodziny. To jest naprawdę młody chłopak – młodszy od wielu czytelników naszej strony (i tylko odrobinę starszy ode mnie).
Ciężko jest znaleźć tak młodego zawodnika, który jest jednocześnie bardzo dobrym strzelcem i bardzo dobrym obrońcą. Young już teraz ma spore umiejętności w ofensywie, choć tam też nie jest doskonale – począwszy choćby od problemów z wykreowaniem sobie własnego rzutu, a skończywszy na słabej efektywności pod obręczą. Do tego dochodzi słabe rozumienie w defensywie. Brad Stevens i jego sztab będą więc musieli zdecydować, czy Young nie skorzystałby bardziej, gdyby na początek rozpoczął swoją zawodową karierę w D-League. Kto wie, być może czeka nas historia podobna do tej, którą znamy w przypadku Avery Bradleya. A może Young wszystkich zaskoczy i spisywać się będzie na tyle dobrze, że przewyższy oczekiwania, co do jego osoby i znajdzie sobie pewne miejsce w rotacji Celtics? Przekonamy się już w najbliższych miesiącach.