PS: Danny Ainge

Tak jak przed rokiem, tak i w tym – gdy sezon dla Celtów się skończył i zawodnicy mogą wyjeżdżać na ryby – można już krótko podsumować ich grę i to, jak spisywali się na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy. Nie były to z pewnością miesiące łatwe, bo nie dość, że wielu zawodników zmagało się z kontuzjami to jeszcze grało w zupełnie nowym dla siebie systemie oraz w zespole, którego celem było najwięcej porażek. Żeby ocenić tę kampanię trzeba więc będzie wziąć pod uwagę, jakie były oczekiwania, co do danego zawodnika przed sezonem oraz jak wypadł on w sezonie regularnym. Jako ostatniego oceniamy tego, który stoi za tym wszystkim, czyli generalnego menedżera Boston Celtics – Danny’ego Ainge’a.

PRZED SEZONEM:

Zeszłe lato było bardzo pracowitym latem dla Danny’ego. Zaczęło się od Docdramy – choć Ainge zapewnił, że Rivers zostanie na stanowisku trenera Celtics to kilka tygodni później w dość niemiłej atmosferze Rivers przeniósł się na drugi koniec USA, by objąć wolny wakat w Los Angeles Clippers. Ainge miał jednak plan awaryjny i zupełnie znienacka zatrudnił Brada Stevensa, czyli jednego z najlepszych trenerów młodego pokolenia w kraju, który dwukrotnie doprowadził mały uniwerek Butler do ostatniego meczu sezonu NCAA. Gdzieś w międzyczasie był jeszcze transfer dwóch klubowych legend do Brooklyn Nets – transfer ten rozpoczął w Bostonie proces przebudowy i choć wtedy nie wszyscy oceniali go jednoznacznie to dzisiaj – gdy wiemy już więcej – można powiedzieć, że Ainge zrobił niezły interes. W zeszłorocznym naborze Ainge wybrał jeszcze Kelly Olynyka, przesuwając się z 16. miejsca do 13. picku, oddając do Dallas dwa wybory w drugich rundach draftu. Ostatecznie skompletował niezły skład, choć mający wiele braków (center?) i równie wiele nadmiarów (choćby na pozycjach rzucającego obrońcy czy silnego skrzydłowego).

SEZON REGULARNY:

W trakcie sezonu regularnego doszło do paru wymian. Najpierw była ta z Memphis Grizzlies, w ramach której Ainge oddał rozgrywającego bardzo solidny sezon Courtneya Lee i jego wadzący w przebudowie kontrakt, otrzymując w zamian spadającą umowę Jerryda Baylessa. Kilka dni później z klubem pożegnali się Jordan Crawford oraz MarShon Brooks. Cały transfer miał chyba głównie na celu osłabić drużynę, bo przecież Crawford grał naprawdę dobrze. Przy okazji, Celtics pozyskali kilka wyborów w drafcie oraz kontrakt Joela Anthony’ego. Nic nie zdarzyło się natomiast podczas trade deadline, choć trudno za to winić samego Ainge’a. Gdzieś tam w trakcie sezonu przewijały się plotki na temat ewentualnych wymian Jeffa Greena, Krisa Humphriesa czy Brandona Bassa albo też o pozyskaniu Omera Asika, ale koniec końców nic z tego nie wyszło.

OCENA: 4

Solidna czwóreczka ode mnie, od niektórych będzie pewnie nieco niżej, zważając na to że to generalny menedżer – a nie zawodnicy – tankują. A okazało się, że choć Celtics przegrali aż 57 spotkań to nie zatankowali na tyle mocno, by móc wyciągnąć wybór w drafcie lepszy niż ten z numerem sześć. Z drugiej strony, Ainge zgromadził w ostatnim czasie tyle kapitału, że ma spore pole do popisu.

CO DALEJ?

Kapitał jest, pytanie tylko, czy będzie miał równie dużo partnerów do robienia biznesów. Przed Ainge’em chyba jeszcze bardziej pracowite lato niż to zeszłoroczne. Tym razem nie będziemy już co prawda świadkami Docdramy, ale generalny menedżer Celtów musi podjąć kilka ważnych decyzji, choćby co do dalszej przyszłości takich zawodników jak Avery Bradley, Jerryd Bayless czy Kris Humphries. Do tego dochodzi draft i aż dwa wybory w pierwszej rundzie – to też nie będą przecież łatwe decyzje (chyba, że inne drużyny w jakiś sposób nam to ułatwią, przepuszczając kogoś, kto będzie no-brainerem przy wyborze numer sześć czy przy wyborze numer siedemnaście). No chyba, że Ainge już gdzieś tam kroi jakiś większy deal i stara się jak może, by sprowadzić do Bostonu jakąś gwiazdę, na przykład Kevina Love’a. Jedno jest pewne – od tego lata sporo zależy, jeśli chodzi o przyszłość Celtics. Pamiętamy przecież, że właściciel zespołu Wyc Grousbeck zapowiadał fajerwerki, a tym, które je odpali – jeśli rzeczywiście będziemy ich świadkami już tego lata – będzie właśnie Danny Ainge.