Iverson wraca do Celtics

Colton Iverson wraca do Boston Celtics po sezonie spędzonym w Turcji. Zawodnik wybrany z 53. numerem zeszłorocznego draftu przez Indiana Pacers trafił do Celtics za gotówkę, jednak zadecydowano że lepiej dla jego rozwoju będzie, jeśli wyjedzie do Europy. Celtowie zachowali do niego prawa, dlatego też po 10 miesiącach w Turcji – gdzie Iversonowi przyświecał jeden cel – podkoszowy wraca do USA. Cel był i wciąż jest oczywisty: nieustanny rozwój i polepszanie gry, by móc znaleźć się w rotacji na przyszły sezon. Iverson doskonale zdaje sobie sprawę, że przed nim jeszcze wiele ciężkiej pracy, ale to właśnie etyka pracy i profesjonalizm są tymi przymiotami, które powinny pomóc w zrealizowaniu marzeń.

10-miesięczny pobyt w Turcji był dla Iversona dość udany. Oczywiście, sam wyjazd do Europy był dla niego wielkim wyzwaniem – inna kultura, inna strefa czasowa, brak rodziny, przyjaciół czy znajomych, ale też inne zasady gry. Dodatkowo, w Europie nie gra się tak często jak w USA, dlatego też zdarzało się, że Iverson grał tylko raz w tygodniu. Z drugiej strony, terminarz nie pozwolił mu nawet na krótki powrót do Stanów Zjednoczonych. Rodzice odwiedzili go z okazji Święta Dziękczynienia, jednak przez resztę czasu kontakt utrzymywali głównie za pośrednictwem wideorozmów. Różnica czasu sprawiła też, że Cole miał trudności w śledzeniu poczynań Celtics.

Management Celtics – w tym także coach Brad Stevens – stale utrzymywali stały kontakt ze swoim zawodnikiem, z którym o wyjeździe do Europy rozmawiali już przed draftem. Obie strony były zainteresowane takim rozwiązaniem, które z perspektywy czasu Iverson ocenia jako „dobre doświadczenie”. Gra w Besiktasie była dla Iversona okazją do pokazania swoich umiejętności nie tylko w lidze tureckiej, ale też w rozgrywkach EuroCup. Ogółem Cole zagrał w 47 spotkaniach, spędzając na parkiecie średnio 17 minut, w czasie których notował solidne 7.2 punktów oraz 4.8 zbiórek (statystyki via Eurobasket.com). Austin Ainge – pełniący w klubie rolę dyrektora personelu – był w Turcji, by na własne oczy przekonać się jak spisuje się Iverson, ale też by dać mu wsparcie, które Colton otrzymywał w zasadzie od całego zarządu.

„Zawsze dobrze jest, gdy zarząd się tobą interesują, wystarczy sama wiedza, że śledzą twoje poczynania i oglądają twoje mecze. Trener Stevens był całkiem nieźle zajęty na przestrzeni całego sezonu, ale mimo tego byliśmy w dobrym kontakcie, tak samo jak z zarządem. Naprawdę dodawał otuchy fakt, że oni cały czas mnie wspierają, mimo że jestem po drugiej stronie globu.”

Ainge był bardzo zadowolony z tego, co zobaczył. Iverson odwalił kawał naprawdę dobrej roboty, dzięki czemu pozostawił na Celtics dobre wrażenie, a ci wciąż są bardzo zainteresowani usługami 7-footera. To, czy Iverson znajdzie się jednak w składzie na przyszły sezon zależy tylko i wyłącznie od niego – za kilka dni przyleci on do Bostonu, by dołączyć do swoich starszych kolegów trenujących w bazie treningowej w Waltham. Przed nim także drugi z rzędu występ na Summer League w Orlando, gdzie w zeszłym roku Iverson przesadnie nie zachwycił, ale też nie rozczarował. I mimo, że Iverson czasem zastanawia się, co by było gdyby został – szczególnie w obliczu problemów z kontuzjami, które Celtowie mieli w zasadzie przez cały sezon i które zmusiły ich do sięgnięcia po zawodników z D-League – to wyjazd do Europy także był bardzo pożytecznym i rozsądnym rozwiązaniem, gdyż Cole spisał się na tyle dobrze, że Celtics byli zadowoleni z jego postawy, o czym mówił Ainge:

„Cały czas lubimy w nim te same rzeczy: uwielbiamy jego fizyczną grę i jego intensywność. Mam na myśli to, że jest wielkim i silnym gościem, a gdy łapię piłkę w pomalowanym to potrzeba dwóch zawodników na skaczących na jego plecy, by powstrzymać go przed zrobieniem wsadu. Uważam też, że krok po kroku stał się lepszy w defensywie i przy rotacjach, przyswajając pewne pojęcia z gry na profesjonalnym poziomie, które różnią się od tego, czego uczą na koledżu. Przystosował się też do sędziowania i nauczył się grać lepiej bez faulu. Myślę, że jego cierpliwość w pomalowanym się znacząco polepszyła.”

Sam Iverson nie może się już natomiast doczekać, aby zademonstrować wszystkim, jak duży postęp wykonał w ciągu ubiegłego roku. Jak mówi, doskonale wie, że cały czas ma coś do udowodnienia i choć będzie to trudne zadanie to zaznacza, że będzie do tego w pełni przygotowany, zresztą jak zawsze. Colton jest bowiem znany ze swojej etyki pracy, która powinna pomóc mu w znalezieniu sobie miejsca w składzie na przyszły sezon. Z drugiej strony, na ten moment chyba nawet generalny menedżer Danny Ainge nie wie jak ten skład w przyszłym sezonie będzie wyglądał. Zawodnicy nie mają nad tym żadnej kontroli, dlatego też mogą skupiać się jedynie na tym, by być jak najlepiej przygotowanym – do gry, do rozwoju i do jakichkolwiek okoliczności.

Trzeba jednak pamiętać o tym, że Iverson za nieco ponad miesiąc skończy 25 lat, czyli innymi słowy jest on starszy choćby od takiego Avery Bradleya, który w październiku rozpocznie przecież już swój piąty sezon w NBA. Iverson wciąż jest zawodnikiem surowym, wiele elementów jego gry wymaga jeszcze doszlifowania. Z drugiej strony, to prawdziwy center, prawdziwy 7-footer z bardzo dobrym zasięgiem ramion, który jest twardy, stawia równie twarde zasłony i nie boi się kontaktu. To, co wnosi na parkiet to przede wszystkim ta fizyczność i intensywność, której brakuje na przykład Vitorowi Faveraniemu, nie wspominając o Kellym Olynyku. Celtics widzą w nim wartość, skoro w niego inwestują i przez cały rok bacznie mu się przyglądali.

Trudno oczekiwać czy sobie wyobrażać, że Iverson zacznie przyszły sezon w wyjściowej piątce i będzie kręcił double-double co mecz. Do tego jeszcze daleka droga, ale Cole ma charakter i determinację, dzięki której może stać się naprawdę solidnym zawodnikiem w tej lidze. Jego najbliżsi powtarzają, że jest on w stanie zrobić wszystko, by zostać w NBA na dłużej i nie być przy tym graczem wiecznie grzejącym ławkę rezerwowych. On sam, zarząd Celtics, ale też i my – wszyscy mamy nadzieję, że Iverson załapie się do rotacji i solidnie będzie wykorzystywał swoje minuty na parkiecie. Celtics mają też pewnie nadzieję, że ta inwestycja im się zwróci, bo kto wie – może Colton Iverson jest na dobrej drodze do tego, by stać się takim Marcinem Gortatem?