Sezon regularny 2013/14 (w końcu) za nami! Stał on głównie pod znakiem porażek i wszechobecnego oraz wszechogarniającego tankowania, jednak było też kilka fajnych momentów, ciekawych historii czy wspaniałych meczów. C’s po raz pierwszy od siedmiu lat nie awansowali jednak do playoffs, co oznacza, że rozpoczynają swoje wakacje już w połowie kwietnia i razem z nimi rozpoczynamy je także my. Postanowiliśmy więc rzucić nieco okiem na miniony sezon i przyznać naszym Celtom nagrody (MVP, Obrońca Roku, Rezerwowy Roku oraz za największy postęp), a także przypomnieć najlepsze/najgorsze momenty oraz wyróżnić zaskoczenie i rozczarowanie sezonu. Zapraszamy do lektury!
MOST VALAUBLE PLAYER (MVP)
KZ: Rajon Rondo.
Wrócił po ciężkim urazie i nikt nie oczekiwał od niego cudów. Tymczasem Rondo po cichu robi to co robił we wcześniejszych rozgrywkach. Notuje statystyki tylko o 2 punkty i 1.3 asysty mniej niż przed kontuzją a gra przecież ponad 4 minuty mniej. Został też liderem szatni i także z tej roli wywiązuje się bardzo dobrze, także mimo tylko 30 spotkań w tym sezonie moim zdaniem i tak zasłużył sobie na tą nagrodę.
Kabina: Jared Sullinger.
Ciężko wybrać MVP po TAKIM sezonie, ale jeśli już trzeba to zastanawiałbym się pomiędzy Rondo a Sullym. Niestety Rajon rozegrał raptem 30 spotkań, w których co prawda wyglądał dobrze, ale na przestrzeni całego sezonu według mnie to Sullinger był najrówniejszy.
Mruwka: Jordan Crawford.
Jedna z cięższych kategorii do obsadzenia w tym roku, bowiem takowego w Celtics po prostu nie widzę, a dylemat rodem z drugiej tury wyborów między PO i PiSem. Rozum mówi Jordan Crawford, serce mówi Jared Sullinger. Ten drugi zrobił spory postęp, zwiększył swój zasięg rzutowy i poprawił grę w defensywie (mniej głupich fauli). Pokazywał również, że potrafi brać na siebie ciężar gry i trafiać w końcówkach spotkań. Z kolei Crawford… Gdyby został tu do końca sezonu i grał tak jak przed trade-deadline, to mój wybór byłby prosty. Lider drużyny w asystach, notował mało strat. Schłodził swoją gorącą głowę i poprawił selekcję rzutową. Jako jedyny w całym rosterze potrafił zagrać izolację w końcówce (dosłownie jedyny, bo kto inny?) i był pewnym punktem drużyny w ataku. Po rzucie monetą wygrywa więc Crawford, który pokazał że można dojrzeć w przeciągu jednego offseason. JaVale, SwaggyP, patrzcie i się uczcie!
Timi: Jared Sullinger.
Mógł być tutaj Rondo, ale raz że zagrał za mało meczów, a dwa że raczej nie starał się być najlepszym zawodnikiem na parkiecie, bo patrzył w szerszy obraz niż tylko ten sezon. Z nim w składzie Celtics byli przecież 6-24. Dlatego też stawiam na Sullingera, który nie dość, że najbardziej się rozwinął to jeszcze zaliczył bardzo udany sezon, podczas którego błyszczał chyba najjaśniej spośród wszystkich bostońskich zawodników. Przede wszystkim grał najrówniej ze wszystkich, zanotował 22 double-double (w tym jedno na poziomie 20/20) i potwierdził tylko, że jest jednym z najbardziej perspektywicznych młodych podkoszowych w lidze, a jego rozwój idzie w bardzo dobrym kierunku.
DEFENSIVE PLAYER OF THE YEAR
(Obrońca Roku)
KZ: Gerald Wallace.
Ciężko jest kogoś wyróżnić indywidualnie w tej kategorii skoro delikatnie mówiąc cały zespół w obronie nie porywa. Jeśli jednak muszę kogoś wybrać to mój głos oddaje na G-Force’a. Jego rola w ataku była marginalna, ale po bronionej stronie parkietu dawał zespołowi to czego od niego oczekiwano. Był agresywny, dobrze bronił na piłce … i w całej tej mizerii chyba najbardziej zasłużył na tę nagrodę.
Kabina: Avery Bradley.
W sumie za to że jest Averym Bradleyem i tyle.
Mruwka: Kris Humphries.
Ciekawy wybór, bo pomimo tragicznej gry obronnej całej drużyny i słabych schematów defensywnych, znalazłem w rosterze trzech naprawdę niezłych obrońców. Obecność Bradleya nikogo dziwić nie powinna. Brandon Bass już w zeszłym sezonie pokazał, że potrafi świetnie bronić chociażby króla strzelców w postaci Carmelo. Bardzo dobra praca nóg jak na takiego klocka i świetna obrona w grze jeden na jednego. Trzecią osobą, którą chcę tu wyróżnić jest Kris Humphries. Przychodził do drużyny jako maszynka do zbiórek, która oprócz tego we wszystkim wypada co najwyżej solidnie. Pokazał się jednak jako świetny obrońca. Ponadprzeciętne IQ boiskowe, które często wykorzystywał w low post, odsuwając się od przepychających się plecami przeciwników, co kończyło się tym, że lądowali na tyłku. Hump to również najlepiej blokujący Celt w tym sezonie, a do tego nieźle bronił pick and rolle i oczywiście zbierał, nie pozwalając na dobitki. W perspektywie całokształtu twórczości jak najbardziej wygrywa Bradley, ale to nagroda dla defensora roku. A w tym roku AB więcej grał po atakowanej stronie parkietu, niestety kosztem obrony. Często również leczył kontuzje. W takim przypadku mój głos idzie na Krisa Humphriesa.
Timi: Kris Humphries.
Wybierałem między Bassem i Humphriesem. Bradleya z góry odrzuciłem, bo choć wciąż uważam go za czołówkę obrońców to jednak jego defensywa zaliczyła wyraźny regres w stosunku do poprzedniego sezonu, co zapewne związane było z progresem w ataku. Bass po raz kolejny utwierdził nas tylko w przekonaniu, że defensorem jest znakomitym. Postawiłem jednak na Humpa, bo wyróżniał się przede wszystkim świetnym rzutem z półdystansu, dobrą postawą na tablicach oraz całkiem solidną obroną. Dodatkowo, przez calutki sezon grał bardzo równo, co przełożyło się na cykliczne rozdawanie efektownych bloków. Bo dla Humpa nie ma straconych piłek czy akcji.
6TH MAN OF THE YEAR
(Najlepszy rezerwowy)
KZ: Kelly Olynyk.
Kolejna kategoria, z którą mam ciężki orzech do zgryzienia. Niestety jednak jak przy okazji wyboru DPOTY z powodu mizerii. Jeżeli Red Auerbach gdzieś z góry widział naszą ławkę rezerwowych w tym sezonie to prawdopodobnie przewracał się w grobie. Bogans, Anthony, Babb, Brooks, Johnson – prawdopodobnie przeciętny kibic wyciągnięty z krzesełka z widowni TD Garden dałby temu zespołowi przynajmniej tyle samo co ci zawodnicy… no może po za Johnsonem, który miał kilka (nawet kilkanaście) fajnych meczów. Najchętniej nie oddawałbym głosu na rezerwowego, ale jeżeli muszę to wędruje on do Kanady. Kandydował jeszcze Bayless.
Kabina: Keith Bogans. Mikołaj Ty to jesteś śmieszek. Jerryd Bayless.
Można powiedzieć że transfer z Memphis dobrze mu zrobił i troszkę odżył w Bostonie. Nie była to może gra jak marzenie, ale zawsze wprowadzał trochę ożywienia gdy tylko pojawiał się na boisku i całkiem nieźle mu w zielonym.
Mruwka: Kelly Olynyk.
Strasznie kłopotliwa kategoria, bowiem Brad Stevens tak tasował pierwszymi piątkami na przestrzeni całego sezonu, że ciężko ustalić kto był etatowym rezerwowym, a kto zawodnikiem S5. W celu uniknięcia kontrowersji przy wyborze zawodnika, którego niektórzy uznają za startera, a także w uznaniu dla jego zasług, wybieram Olynyka. Poza kiepską obroną Kelly przez cały sezon prezentował się bardzo dobrze i regularnie dorzucał zdobycze punktowe z ławki, a w końcówce sezonu zanotował prawdziwą eksplozję formy. Uważam, że Olynyk rozegrał bardzo udany sezon i właściwie jako jedyny jest pełnoprawnym rezerwowym, o którym można powiedzieć że był regularny i solidny na przestrzeni wszystkich spotkań.
Timi: Kelly Olynyk.
W zasadzie trudno było wybierać, bo Brad Stevens bardzo często rotował składem, jednak postawiłem na Olynyka, który większość meczów rozpoczął na ławce rezerwowych i był bardzo pewnym punktem drugiego unitu już w debiutanckim sezonie, szczególnie po przerwie na All-Star Game. Oly wciąż ma ogromne braki w obronie, ale patrząc na to, co wyczyniał w ataku to można stwierdzić, że jest jednym z najlepiej przygotowanych ofensywnie młodych podkoszowych w lidze.
MOST IMPROVED PLAYER
(Największy postęp)
KZ: Jared Sullinger.
Wreszcie jakaś przyjemniejsza nagroda. Chyba nie ma wątpliwości kto ją wygra. Nie będę się rozpisywał, zrobią to zapewne inni. Jared Sullinger. Aha, gdyby cały sezon spędził u nas Crawford i utrzymał poziom z początku to pewnie też miałby szanse.
Kabina: Jared Sullinger.
Tak znowu Sully, ale jemu należy się to najbardziej. Podwoił zdobycz punktową w porównaniu z poprzednim sezonem, zaliczał o ponad 2 zbiórki więcej i nawet w asystach się poprawił. Niepotrzebnie tylko próbuje rzucać za 3, bo to mu wychodzi naprawdę „średnio”, co nie zmienia faktu że jest moim MVP i MIPem w jednej osobie.
Mruwka: Jared Sullinger.
W mojej opinii nikt w Bostonie nie zrobił postępu chociaż trochę nawiązującego do Geralda Greena, Lance’a Stephensona, Anthony Davisa lub DeAndre Jordana. Młodzi się rozwijali, ale bez eksplozji talentu. Wyróżnienie dla Bradleya za poprawę gry ofensywnej, pochwała dla Presseya za wykorzystanie swojej szansy i nabranie pewności siebie. Warto podkreślić stały rozwój Olynyka. Brawo dla Chrisa Johnsona, który z szwędania się po D-League jak smród po gaciach zagościł na stałe w rotacji. Ja jednak stawiam na Jareda Sullingera, za najbardziej uniwersalny postęp w każdym aspekcie koszykarskiego rzemiosła. Sully podniósł się po operacji pleców tak jak tego sobie życzyliśmy. Poprawił rzut z dystansu i grę w post-up. Lepiej broni, mniej fauluje. Dojrzał również psychicznie i tak jak wspomniałem wcześniej – nie boi się brać gry na swoje barki. Jeżeli podtrzyma to tempo rozwoju to w przyszłym sezonie może być nawet drugą opcją drużyny na miarę półfinału konferencji.
Timi: Jared Sullinger.
Zastanawiałem się nad Olynkiem, ponieważ jego postęp od momentu all-star break jest fenomenalny, ale postawiłem jednak na Jareda, który przez cały sezon zaskakiwał i już w swoim drugim roku swoją postawą sprawił, że wielu kibiców uważa go za “nietykalnego”. Zdarzały się mecze wielkie, Sullinger potwierdził też tylko przynależność do grona najlepszych zbierających w lidze (o tym za jakiś czas w oddzielnej analizie), a na dodatek dość solidnie rozwinął swój rzut, grę tyłem do kosza czy nawet obronę.
NAJWIĘKSZE ZASKOCZENIE
KZ: Phil Pressey.
Kilku zawodników w tym sezonie niewątpliwie zaskoczyło. Świetny początek sezonu Faveraniego, fajne wejście do drużyny Humphriesa, który przecież na początku nie grał wcale. Największym zaskoczeniem był jednak Phil Pressey. Filigranowy playmaker, który nie został przecież wybrany w drafcie potrafił pod nieobecność Rondo dobrze pokierować grą zespołu. I mimo, że w skali całych rozgrywek jego statystyki nie porywają do jednak rozgrywający zdecydowanie zasłużył sobie na kolejną szansę w mieście fasoli.
Kabina: Jordan Crawford.
Większego zaskoczenia niż on nie było. Okazało się, że oprócz jeźdźca bez głowy z Jordana może być coś więcej, a nawet trochę rozgrywającego. W sumie to żałowałem wymiany do GSW, bo Crawford radził sobie bardzo dobrze i bardzo fajnie się go oglądało.
Mruwka: Jordan Crawford.
Po świetnym początku sezonu liczyłem, że będę mógł w tej kategorii umieścić Faveraniego. Niestety tak się nie stało i mój wybór rozbija się o dwójkę Pressey – Crawford. Po raz kolejny nominację ode mnie dostanie jednak ten drugi i mój głos idzie na Jordana Crawforda. Od „Dzwonnika z TD Garden” i obiektu drwin przeszedł drogę do jednego z najważniejszych zawodników Celtics. Grał tak dobrze, że musiał zostać wytransferowany, gdyż Danny po sezonie nie chciał zostać z niczym, jak i również chciał osłabić zespół. To chyba mówi samo za siebie.
Timi: Jordan Crawford.
Było kilka pozytywnych zaskoczeń w tym sezonie, jak choćby udany powrót Rondo po kontuzji czy świetna końcówka sezonu w wykonaniu Phila Presseya. Największe zaskoczenie przyniosła jednak postawa zawodnika, którego w Bostonie już od stycznia nie ma. Mowa oczywiście o naszym dzwonniku z TD Garden. Jordan Crawford zaskoczył wszystkich prócz siebie samego i coacha Stevensa. Obaj od samego początku współpracy wierzyli bowiem, że Crawford w końcu pokaże na co go stać. Pokazał na tyle, że Ainge musiał odesłać go do Warriors, bo z Crawfordem jako rozgrywającym Celtowie mieli w pewnym momencie nawet bilans 12-14, a on sam wyróżniony został nagrodą dla zawodnika tygodnia. To były czasy.
NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE
KZ: Marshon Brooks.
Głównym kandydatem był tutaj Jeff Green wobec którego były wielkie oczekiwania, którym zdecydowanie nie podołał. Ja jako rozczarowanie wskazuje jednak Marshona Brooksa. Zawodnik, po którym oczekiwano, że będzie częścią nowych Celtics na lata zagrał w drużynie z Bostonu… 73 minuty i oddano go bez żalu do Warriors, gdzie zresztą też miejsca na dłużej nie zagrzał. Podobno nie pasował do systemu gry Brada Stevensa bo nie potrafił bronić. Chyba jednak problem leżał gdzie indziej bo gdyby tak było musielibyśmy pożegnać się z jeszcze kilkoma zawodnikami.
Kabina: Gerald Wallace.
Nie ma się co tu za dużo rozpisywać, niby wszyscy wiedzieli, że nie będzie cudów, ale taki kontrakt powinien zobowiązywać do czegoś więcej niż spijania śmietanki.
Mruwka: Jeff Green.
Ciężko ogórków w postaci Joela Anthonego oraz Keitha Bogansa traktować w kategoriach rozczarowania, wiec ich po prostu pominę. Po G-Forcie też niż absolutnie sobie nie obiecywałem, bo dla mnie to nieprofesjonalny krzykacz, który w dodatku koszykarsko również jest cieniem dawnego siebie. Nieco kontrowersyjnie wybiorę więc Jeffa Greena. Tak, rzucał prawie 17 punktów na mecz, ale to jedyne co można o nim powiedzieć dobrego. Statystycznie nie wypada najgorzej, ale oczekiwania były dużo, dużo większe. Nigdy nie wierzyłem w Greena grającego w all-star (podobno realista to dobrze poinformowany optymista), ale wierzyłem w Greena, który nie będzie się bał gry i przeciwników. Jeff był nieskuteczny, pasywny i nie brał ciężaru gry na swoje barki. Już w zeszłym sezonie miał więcej dobrych momentów, a przecież był tylko 3-4 opcją. Teraz to miała być „drużyna Greena” (zwłaszcza w świetle kontuzji Rondo), zagrywki były pisane pod niego i częściej dostawał piłkę. Jak było każdy widział. Był Jeff ceglący zza łuku, był Jeff siedzący cicho w narożniku i był Jeff bez jaj. Pewnie wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale okres ochronny się już skończył. To nie jest bizon, tylko zawodnik, który zarabia 10 klocków na sezon. Pozdrawiam.
Timi: Jeff Green.
Głównie dlatego, że udowodnił wszystkim, że pierwszą opcją być nie może i nie będzie. Sam zresztą ostatnio przyznał, że nie chce nim być, bo to za ciężkie zadanie. I to jest właśnie największe rozczarowanie. Mieliśmy otrzymać odpowiedź, czy Green da sobie radę jako go-to-guy i tę odpowiedź rzeczywiście otrzymaliśmy. Wielka jednak szkoda, że nie jest to odpowiedź, która nas zadowala.
NAJLEPSZY MOMENT
KZ: Game-winner Greena z Heat.
Ciężko jest szukać pozytywnych momentów w takim sezonie. Jednym z nich jest na pewno powrót Rondo po kontuzji. Ja swój głos oddam na fenomenalnego Game Winnera Jeffa Greena z meczu z mistrzami NBA.
Kabina: Były takie dwa:
- Pierwszy powrót Paula Pierce’a i Kevina Garnetta do Bostonu. Myślę, że komentarz jest zbędny, niech inne organizacje uczą się od Celtics jak się wita swoich!
- Mistrzowski Game-winner przeciwko Miami Heat w wykonaniu Jeffa Greena, no i kamienna twarz coacha Stevensa pt. „Miami? Bitch please”.
Mruwka: Game-winner Greena z Heat.
Pewnie nie będę oryginalny, ale game-winner Greena z Miami Heat. Ciężko się rozpisywać, to trzeba było obejrzeć na żywo. To nie tylko najlepszy moment sezonu dla Celtics, ale również jeden z najlepszych buzzer-beaterów w sezonie w całej NBA.
Timi: Game-winner Greena z Heat.
Nie mogło być innego wyboru. To był zdecydowanie najlepszy moment sezonu i nic dziwnego, że na stałe zagościł na naszej stronie. W końcu całe życie na to czekaliśmy. I w tym momencie nie oddałbym tamtej porażki w imię tankowania, bo do Magic tak czy siak zabrakło nam dwóch porażek.
NAJGORSZY MOMENT
KZ: Odejście Pierce’a i Garnetta.
Odejście dwóch – nie bójmy się tego mówić – legend mimo, że miejsce miało jeszcze przed sezonem dla mnie było najgorszym jego momentem. Z drugiej strony jednak ciężko byłoby mi oglądać jak w obecnych Celtics rozmieniają się na drobne. Obu panom życzę, żeby w obecnym zespole zdobyli to po co do niego przeszli.
Kabina: Złośliwi powiedzą że każde zwycięstwo.
Dla mnie ciężko wybrać najgorszy moment z całego takiego sezonu. Uznajmy, że cały sezon był najgorszym momentem, ale ręka Pana Silvera była dla nas szczęśliwa i nie będziemy musieli męczyć się tak przez kolejne lata.
Mruwka: Mila Kunis zajęta przez Ashtona Kutchera.
Timi: Oglądanie Pierce’a w barwach Nets.
Z jednej strony moment najgorszy (bo widzieć Pierce’a w innych barwach jest naprawdę dziwnie), ale z drugiej to wcale nie na serio, bo życzę Pawłowi jak najlepiej. Dlatego też w playoffach będę go oglądał w barwach Nets z wielką przyjemnością, bo przynajmniej to w jakiejś małej cząstce wynagrodzi mi najgorszy od wielu lat moment, jaki właśnie nastał: brak Celtów w playoffs. Innych słabych momentów w tym sezonie sobie nie przypominam.
SŁOWO OPISUJĄCE CAŁY SEZON
KZ: Przebudowa.
Po erze Pierce’a, Garnetta i Allena nadszedł czas przebudowy Celtics i trafiło akurat na ten sezon. Drugim hasłem tych rozgrywek (a pewnie nawet i pierwszym) było tankowanie. Oby tylko wyszło nam ono na dobre.
Kabina: Pewnie u wszystkich będzie taki samo. TANKOWANIE.
Mruwka: Tanktrain.
Nie może to być nic innego jak tanktrain. Cały sezon ustawiony był pod zebranie aktywów pod przyszłą przebudowę oraz zbieranie piłeczek w loterii. Na szczęście się to udało i nie poszło nam to w pięty. Gdzieś w tle jeszcze był do tego rozwój młodzieży i oswajanie się Stevensa z realiami panującymi w lidze. Jednak tanktrain był numerem jeden i na czas do jechał do ostatniej stacji.
Timi: Tankowanie.
No cóż, zleciało. Tyle na ten sezon czekaliśmy, a koniec końców i tak wyszło, że tankowaliśmy. Mieliśmy poznać trochę odpowiedzi na nurtujące nas pytania, ale tak naprawdę niewiele tych odpowiedzi rzeczywiście poznaliśmy. Cały sezon skupiał się bowiem tylko na jednym i było to zręczne tankowanie. Byleby tylko szczęście dopisało nam w loterii, bo nie chciałbym za rok w tym miejscu wpisywać tego samego.