Zabawa dopiero się zaczyna

Co prawda trudno uznać zakończony już sezon za zabawny, bo wcale taki nie był. Trudno też mówić o zabawie w momencie, gdy Celtics po raz pierwszy od siedmiu lat nie awansowali do playoffs i kończą sezon już teraz. A to oznacza, że w tym roku wcale nie zobaczymy playoffowego Rondo. Ani też żadnej epickiej serii z siedmioma meczami. Ani także świetnych reklamówek z udziałem Celtics. Tego nie będzie. Brak playoffów w Bostonie nie znaczy jednak wcale, że przed nami brak emocji. Po coś się bowiem Celtics tyle naprzegrywali i po coś to całe tankowanie było. Najpierw czeka nas loteria przed draftem, następnie draft, a w dalszej kolejności offseason. Innymi słowy: zabawa dopiero się zaczyna.

Danny Ainge już przed sezonem i jeszcze przed ruchami kadrowymi z zeszłego lata (czyli przed zatrudnieniem Brada Stevensa i przed transferem z Brooklyn Nets) mówił, że nie ekscytuje go sama wizja przebudowa, ale raczej wyzwania jakie się z nią wiążą. I już wtedy 55-letni dziś Ainge mówił, że z wielką chęcią stawi czoła temu wyzwaniu i jest naładowany, by dokonać w Bostonie kolejnej przebudowy. Nikt się pewnie jednak nie spodziewał, że Celtics przegrają w sezonie aż 57 spotkań i choć wiele osób spodziewało się, że Bostończycy mogą nie przekroczyć bariery trzydziestu wiktorii to raczej żaden kibic nie sądził, że Celtom uda się uzyskać czwarty najgorszy bilans w lidze, który jest jednocześnie trzecim najgorszym w historii klubu.

Zapewne nie wiedział o tym też sam Ainge, który jednak doskonale zdawał sobie przed sezonem sprawę, że rozgrywki te są spisane na straty i są niejako wpisane w koszty. Każda porażka była Celtom potrzebna w procesie przebudowy. I choć każda porażka bolała najwierniejszych kibiców to każda porażka przybliżała też Celtów o jeden krok ku lepszej przyszłości. Przebudowa jest procesem bolesnym. I tym bardziej jest bolesna w momencie, gdy bostońscy fani przyzwyczaili się do ciągłych sukcesów w erze Big Three. Tymczasem w obecnym sezonie w barwach Celtics biegali m.in. Joel Anthony, Chris Babb czy przez kilka spotkań Vander Blue.

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. To powiedzenie powinno być ideą przyświecającą każdemu kibicowi od samego początku sezonu. Przegrana na koniec sezonu z Washington Wizards sprawiła bowiem, że Celtowie zrównali się z Utah Jazz na czwartym miejscu w tankathonie. Jak dobra jest to wiadomość? Przed sezonem raczej mało kto przypuszczał, że tak właśnie będzie i choć okazuje się, że była nawet szansa na jeszcze lepszą pozycję wyjściową w loterii to jednak narzekać nie można. Ta pozycja wyjściowa jest bowiem tak czy siak bardzo dobra. Celtics mają 10 procent szans na wybór numer jeden i 33 procent szans na wybieranie w top3. 33 procent szans, że w Bostonie wyląduje jeden z trójki Joel Embiid – Anthony Wiggins – Jabari Parker. Ten ostatni oficjalnie potwierdził bowiem dzisiaj, że od przyszłego sezonu grać będzie w NBA.

To oznacza, że sezon przegrywania się opłacił. Ainge zrobił w trakcie jego trwania (ale też jeszcze przed jego rozpoczęciem) sporo rzeczy, by zespół osłabić (wytransferowanie dobrze przecież grających Jordana Crawforda i Courtneya Lee), pomogły też ciągnące się przez calutki sezon kontuzje. A ekipa Brada Stevensa zawsze grała twardo i zawsze z chęcią odniesienia zwycięstwa. Ostatecznie zabrakło po prostu talentu, by mecze wygrywać. Niemniej jednak, choć Stevens nie jest zadowolony z ogólnego bilansu, bo – jak sam mówi – ciężko jest przełknąć tyle porażek (tyle, ile w tym sezonie to Stevens nie przegrał łącznie w ciągu sześciu lat na uniwerku), to zarówno on, jak i zawodnicy mogą być zadowoleni z sezonu. Najbardziej z faktu, że to już koniec.

Celtowie zaczęli od czterech porażek z rzędu, by następnie zaliczyć 4-meczową serię wygranych. W najlepszym momencie mieli bilans 12-14, co oznacza, że spośród kolejnych 56 spotkań Celtics przegrali aż 43 mecze. Co ciekawe, Bostończycy wcale nie byli (lub nie chcieli być) lepsi po powrocie Rondo – wygrali ledwie sześć z 30 meczów, w jakich 28-latek w tym sezonie wystąpił. Bez centra, bez pierwszej opcji ofensywnej i bez defensywnej prezencji kogoś takiego jak Kevin Garnett drużyna Stevensa nie miała innego wyjścia jak zakończyć sezon w czołówce najgorszych w lidze drużyn. I taki był jeden z głównych punktów planu Ainge’a.

Dobra pozycja wyjściowa w loterii, a co za tym idzie całkiem spore szanse na dobre miejsce w silnym drafcie dają bowiem Celtom kolejny kapitał, który w połączeniu z wypracowaną w czasie sezonu elastycznością finansową jest czymś, czego inne kluby (może poza Suns, gdzie kapitalną robotę odwala Ryan McDonough, który wyszedł przecież spod skrzydeł Ainge’a) mogą zazdrościć. Wystarczy bowiem spojrzeć na skład, by zobaczyć, ile tego kapitału jest. I choć sezon dla drużyny wcale nie był najlepszy to swoją wartość zwiększyli w zasadzie wszyscy zawodnicy, począwszy od Jareda Sullingera, a skończywszy na Brandonie Bassie. Jedynym rozczarowaniem jest Jeff Green, który ani nie spełnił się w roli pierwszej opcji, ani też zbytnio nie zachwycił.

Dodatkowo, Ainge pozbył się kontraktu Courtneya Lee, przejmując w zamian spadającą po sezonie umowę Jerryda Baylessa. Oddał też Jordana Crawforda, zyskując szalenie przydatne wybory w drafcie. I nawet ten nieszczęsny Joel Anthony i jego $4-milionowa opcja zawodnika na przyszły sezon nie jest już takim ciężarem, jakim wydawała się jeszcze w styczniu. Warto więc przypomnieć, że Celtowie mają w księgach na sezon 2015/16 zapisane ledwie nieco ponad $10 gwarantowanych milionów, które otrzyma Wallace. Nic dziwnego, że Wyc Grousbeck zapowiadał fajerwerki, a sam Ainge mówi, że choć nie może ich obiecać to postara się wprowadzić w życie swoje pomysły i plany. Generalny menedżer C’s wyraźnie zaznaczył jednak, że nie będzie naciskał za spust tylko po to, żeby nacisnąć.

Jednocześnie, Ainge zapowiedział że żaden z zawodników nie może czuć się nietykalny. Zdradził też, że nie rozmawiał jeszcze z żadnym zawodnikiem na temat przedłużenia kontraktu, a tych trochę w Bostonie jest – Ainge musi przecież podjąć decyzję, co do Jerryda Baylessa, Krisa Humphriesa i przede wszystkim Avery Bradleya. Ainge nie wykluczył również, że będzie handlował wyborem w drafcie, lecz w tej kwestii o wiele więcej wyjaśni się już po loterii. Nikt nie może przecież wykluczyć powtórki scenariusza z 2007 roku, tym bardziej że Celtics mają obecnie nawet więcej kapitału niż wtedy. Mowa przede wszystkim o cennych wyborach w drafcie, młodych talentach w postaci Sullingera czy Kelly Olynyka oraz o solidnych zawodnikach w typie Brandona Bassa i niegwarantowanych kontraktach Johnsona, Presseya, Babba i Bogansa. Nie zapominajmy o trade exceptions, wśród których największe – ponad $10-milionowe – wygasa jednak już 12 lipca.

Na sam koniec jest jeszcze jeden zawodnik, który na pewno odegra sporą rolę odnośnie przyszłości klubu. Chodzi oczywiście o Rondo, który za kilka miesięcy wejdzie w ostatni rok swojej umowy (i zarobi $12 milionów dolarów). Jego powrót na parkiety NBA po zerwanym więzadle był całkiem udany i choć w obronie wciąż częściej statystował niż rzeczywiście bronił to zdecydowanie te 30 rozegranych w tym sezonie spotkań można zapisać na plus. 28-latek ma teraz zamiar wykorzystać kilka tygodni przerwy więcej, by odpocząć, a następnie solidnie przepracować przerwę międzysezonową i wrócić w przyszłym sezonie jeszcze lepszym. O tym, że ten kolejny sezon będzie najlepszym w karierze Rondo przekonany jest sam Ainge.

Z jednej strony, Ainge będzie musiał zdecydować się, ile wart jest Rondo i czy warto w ogóle proponować mu przedłużenie, ale na ten moment wydaje się, że Rondo jest w długoterminowych planach klubu, dlatego też Ainge powinien postarać się zrobić wszystko, by już tego lata sprowadzić do Bostonu kolejnego all-stara czy nawet dwóch. Jeśli jednak generalny menedżer zespołu zadecyduje, że budowę drużyny rozpocznie dopiero po przyszłym sezonie to wtedy najbardziej rozsądne wydaje się być transferowanie Rondo, by nie zostać z niczym. Nie będzie więc łatwo, lecz choć Ainge ma sporo do zrobienia to ma równie dużo lub nawet więcej opcji.

Sezon dla Celtów skończył się wraz z ostatnim gwizdkiem przegranego spotkania z Washington Wizards. Nie zobaczymy w tym roku zielonych barw w playoffach, ale powrót na szczyt wymaga poświęcenia i dla Celtów takim trudnym poświęceniem był właśnie ten sezon, który jednak nie poszedł na straty. Pozycja wyjściowa jest pewnie lepsza, niż wielu mogłoby sobie wyobrazić jeszcze w październiku 2013 roku. Najbliższe tygodnie i miesiące zapowiadają się naprawdę ciekawie, bo czeka nas sporo wydarzeń – loteria, draft, offseason – i miejmy nadzieję wszystkie będą pozytywne. Przyszłość rysuje się w zielonych barwach. Skądinąd, są to przecież barwy nadziei. Nic więc dziwnego, że z optymizmem i wielką nadzieją możemy w tę przyszłość patrzeć.