Obrońcy bardziej respektują Rondo

Rajon Rondo od początku swojej kariery w NBA nie był znany jako dobry rzucający. Co prawda z każdym sezonem poprawiał swój rzut, jednak przez długi czas obrońcy wciąż przechodzili na pick-and-rollach pod zasłoną, pozwalając Rondo rzucać i wybierając tym samym mniejsze zło jakim jest rzut Rondo (a nie wjazd pod kosz). Większość kibiców liczyła, że 28-latek ostro przepracuje czas rehabilitacji, by ten trend odwrócić. I odkąd Rondo wrócił na parkiet po prawie rocznej przerwie spowodowanej leczeniem kolana to doskonale widać, że obrońcy już nie lekceważą Rondo tak, jak choćby jeszcze dwa lata temu. Nikogo to jednak nie powinno dziwić, bo Rondo karze każdego guarda, który przechodzi pod zasłoną.

Jeszcze kilka sezonów temu obrońcy drużyn przeciwnych dostawali proste zadanie w obronie Rondo – przechodź pod zasłoną i rób wszystko, żeby oddał on rzut z półdystansu zamiast wjeżdżał pod kosz. Rondo dał się bowiem przecież poznać jako bardzo dobry finisher, a jego wjazdy generowały punkty nie tylko jemu samemu, ale też reszcie drużyny. O wiele gorzej było z rzucaniem i choć Rondo trafiał to jednak na mizernym procencie i bardzo nieregularnie. To zmieniało się z każdym sezonem na lepsze i Rondo zaczął w końcu systematycznie karać każdego, kto odpuszcza go na półdystansie. Najlepszym tego dowodem był choćby jego 44-punktowy występ w finałach konferencji 2012 przeciwko Miami Heat.

Mimo takich meczów, obrońcy cały czas decydowali się przechodzić pod zasłoną. W sezonie 2011/12 rywale wybierali takie rozwiązanie w aż 41.5% akcjach i było to rozwiązanie bardzo dla nich skuteczne, bo Rondo trafił w takich sytuacjach ledwie 36.4 procent oddanych rzutów, generując tym samym 0.795 punktu na posiadanie. Jednak już w kolejnym procent akcji, w których obrońcy przechodzili pod zasłoną zmalał do 33.5% i choć zwiększyła się skuteczność Rondo (do 41.9 procent) to generował on ledwie 0.768 punktu na posiadanie. Z nawiązką nadrabiał to jednak w sytuacjach, gdy obrońca decydował się nie odpuszczać i przechodzić na zasłonie – tych było ledwie 27.7%, ale Rondo generował aż 1.228 punktu na posiadanie, trafiając fenomenalne 61 procent rzutów, co stawiało go w ścisłej elicie ligi.

I tak, dochodzimy do tego sezonu, w którym widzimy pewne dwie zależności wynikające z kontuzji: po pierwsze, urosła reputacja Rondo jako shootera, a po drugie kontuzja zabrała Rondo sporo eksplozywności i jak na razie wciąż stara się on znaleźć swoją najgroźniejszą broń, czyli wjazdy pod kosz. Otóż w tym sezonie już tylko w 31.9% sytuacji obrońcy przechodzą po zasłoną, a gdy to robią to Rondo zdobywa bardzo solidne 1.116 punktu na posiadanie, trafiając ze skutecznością 48.8 procent. Z kolei w 43.7% sytuacji obrońcy decydują się nie przechodzić na pick-and-rollach (wzrost o równe szesnaście punktów procentowych w porównaniu do poprzedniego sezonu). I w tych sytuacjach widać wyraźny regres, bo Rondo zdobywa wtedy ledwie 0.678 punktu na posiadanie, a jego skuteczność jest prawie dwa razy mniejsza (ledwie 30.8 procent) niż przed rokiem.

Warto pamiętać o tym, że od powrotu Rondo na parkiety NBA po ciężkiej kontuzji minęły dopiero nieco ponad dwa miesiące. Przed nim jeszcze kilkanaście meczów obecnego sezonu, dłuższy niż zwykle odpoczynek (po raz pierwszy od sześciu lat – czyli debiutanckiego sezonu 2006/2007 – zakończy on przecież rozgrywki już w połowie kwietnia) i kilka miesięcy na ciężką pracę i dojście do optymalnej formy przed kolejnym sezonem, w którym 28-latek walczyć będzie o nowy kontrakt. Już teraz widać, że obrońcy mocniej go respektują i strach się bać, co będzie gdy Rondo odzyska pierwszy krok i szybkość (a do drużyny dołączy jakiś porządnie stawiający zasłony oraz dobrze rolujący do kosza center), dzięki czemu RR znów będzie mógł skutecznie wjeżdżać pod kosz. Trzeba jednak przede wszystkim docenić fakt, że Rondo wyraźnie ten swój  rzut poprawił (nie zapominajmy o wielkim wkładzie Rona Adamsa!) i zrobił tym samym to, czego od niego oczekiwaliśmy.