Kwestia ta pojawiała się już w mediach i zapewne jeszcze nieraz będzie poruszana. Sytuacja nie jest bowiem klarowna i obie strony – a więc zwolennicy, jak i przeciwnicy zastrzeżenia numeru Raya Allena – mają w swoich argumentach wiele racji. Temat powrócił przy okazji ostatniego spotkania Miami Heat w Bostonie, które Celtics ostatecznie wygrali 101-96, a w którym Allen zdobył 14 punktów dla Heat. Nawiązał zresztą do niego sam zainteresowany, który przyznał, że jeszcze nigdy w swoim życiu nie miał zastrzeżonego numeru – czy to w szkole średniej, czy w koledżu. Jak sam przyznał, nie zamartwia się zbytnio tym, czy w końcu dostąpi tego zaszczytu z rąk Celtics, ale dodaje, że byłoby to dla niego ogromne wyróżnienie.
Allen znów nie został powitany przez kibiców w Bostonie ciepło – w zasadzie przy każdym jego dotknięciu piłki z trybun dało się słyszeć gwizdy, a po niecelnych rzutach słychać było owację. Wymowne były też brawa dla Jeffa Greena, który już po gwizdku zbił piłkę rzuconą przez Allena. Wiadomo, jego rozstanie z Bostonem nie odbyło się w przyjemnej atmosferze. I w zasadzie tylko o to rozstanie się rozchodzi, bo podczas swojego 5-letniego pobytu w Bostonie jeden z najstarszych obecnie zawodników w lidze był ulubieńcem wielu kibiców. Z jednej strony więc, na ten moment wydaje się, że zastrzeżenie #20 jest mało prawdopodobne. Z drugiej – czas leczy rany.
Sam Allen odniósł się do tego w następujący sposób: przyznał, że byłoby to dla niego wielkie wyróżnienie – mówiąc nawet, że byłoby to „najprawdopodobniej jeden z największych zaszczytów w całej karierze” – ale nie jest to dla niego aż takie ważne i jeśli tak się nie stanie to pod kopułą TD Garden wciąż będzie coś innego. Mistrzowski banner. A w głowie Allena będzie mnóstwo pięknych wspomnień.
„Nie jest to coś, o co się zamartwiam. Właśnie podpisałem zdjęcie dla Bryana Doo, trenera od przygotowania fizycznego. Było to moje zdjęcie, na którym jestem w trakcie oddawania rzutu. Graliśmy przeciwko Lakers, a to był po prostu zwykły rzut. Gdy patrzę na takie rzeczy to myślę o tych wszystkich wielkich meczach, jakie graliśmy w tym budynku – tych z playoffs i tych z sezonu regularnego. To są rzeczy, które na zawsze utkwią w twojej pamięci, które zawsze będzie się pamiętało. Pomijając to, czy mój numer znajdzie się pod kopułą hali – spoglądam tam i widzę mistrzowski baner. To coś naprawdę wyjątkowego.”
Warto przypomnieć, że wcześniej zarówno Danny Ainge, jak i Wyc Grousbeck mówili, że sytuacja z zastrzeżeniem numeru Allena będzie trudna, bo nie jest ona tak klarowna jak w przypadku Kevina Garnetta czy przede wszystkim Paula Pierce’a. Generalny menedżer Celtics mówił wtedy, że sposób odejścia Allena jest swego rodzaju faktorem, ale według niego czas w końcu wyleczy rany. Otwarte pozostaje jednak pytanie, czy Allen grał w bostońskich barwach wystarczająco długo. Niektórzy powiedzą, że Kevin Garnett grał tylko sezon dłużej, ale trzeba też wziąć pod uwagę, że KG zmienił całą kulturę tej organizacji. Oczywiście, mistrzostwo z 2008 roku nie byłoby w ogóle możliwe bez Allena i nikt nie próbuje podważać jego roli, jednak pytanie, czy to wystarczająco dużo, by zastrzec jego numer.
Dodatkowo, zdecydowanie łatwiej zobaczyć w tym sezonie w Ogródka kibica z koszulką Garnetta czy Pierce’a niż z jerseyem Allena. Wszyscy grają już w innych klubach, ale mimo to zielonych koszulek Allena – w przeciwieństwie do koszulek z #5 i #34 – nie widać. Powód jest bardzo prosty. Relacje bostońskich kibiców z RayRayem są mniej więcej takie jak relacje RayRaya z Garnettem czy Pierce’em, z którymi już nie rozmawia. To nie zmienia jednak tego, jak Allen postrzega samo miasto czy bostońską organizację. Jak sam mówi, jego uczucia się nie zmieniły:
„Kocham to miasto i moja rodzina je kocha. Ono wciąż pozostaje moim domem. Mieszkamy ledwie godzinę stąd. Więc to niczego nie zmienia.”
Podsumowując: Ray Allen spędził w Bostonie pięć sezonów. Największym jego sukcesem jest oczywiście mistrzostwo z 2008 roku. Trzykrotnie był on wybierany do All-Star Game. Ogółem zdobył dla bostońskiego zespołu 5987 punktów, trafiając 798 trójek w 358 rozegranych meczach. Zebrał także 1215 piłek i rozdał 981 asyst. W playoffach rozegrał 91 spotkań, w których zdobył 2564 punktów (206 trójek). Trafił wiele niesamowitych rzutów, wiele razy zapewniając przy tym Celtom zwycięstwa. Był i wciąż jest definicją słowa clutch. Jest też autorem 51-punktowego występu w pierwszej rundzie fazy posezonowej w 2009 roku w niezapomnianej serii przeciwko Chicago Bulls. To w barwach Celtics prześcignął Reggie’ego Millera na liście najlepszych strzelców za trzy w historii NBA. Ray Allen z pewnością zbudował sobie niemałą legendę w Bostonie. Pytanie, jaki wpływ na tę legendę miała jego późniejsza decyzja o dołączeniu do Miami Heat.