Dirk i spółka wygrywają z Celtics

Zgodnie z zapowiedziami, Rajon Rondo nie gra w meczach back-2-back, tak więc po męczącej przeprawie z Pelicans do Dallas udaliśmy się bez naszego kapitana. Co za tym idzie, w trzecim meczu po swoim powrocie, do pierwszej piątki wskoczył Avery Bradley. Faworyt tego meczu był jeden-Dallas. Mavericks muszą wygrywać, aby utrzymać się w pierwszej ósemce zachodu. Gonią ich Grizzlies i nieobliczalne Słońca z Phoenix, więc w takim meczu jak z Celtics inny wynik niż zwycięstwo nie wchodził w rachubę, ale wcale nie przyszedł bez bólu.  Gdy wydawało się, że Mavs osiągnęli bezpieczną przewagę w trzeciej kwarcie to szybki run11-0 jeszcze na zakończenie tej części gry sprawił że Celtics wrócili do żywych.

BOXSCORE | GALERIA

Mecz zaczął się dość niespodziewanie od walki punkt za punkt z lekkim wskazaniu na Dallas. Zmęczeni Celtics nie odpuszczali od samego początku i wyglądali dość świeżo jak na mecz dzień po dniu. Nowitzki trafił szybkie 2 trójki, jednak dobrze odpowiadał mu Sully. Solidnie grał Bayless, jednak bardzo dobra gra ławki Mavericks (Harris, Carter i Blair) spowodowała, że to gospodarze po pierwszej kwarcie prowadzili 26-22.

Dwa punkty Sullingera otworzyły drugą kwartę. Po ty jednak nastąpił run 7-0 zawodników z Teksasu i można było pomyśleć że to koniec paliwa w baku Celtów. Nic bardziej mylnego! Po słabszym fragmencie przyszedł świetny. Przez prawie 5 minut Mavs nie mogli sforsować naszej obrony nie rzucając nawet punktu. W tym czasie po trójce trafili Pressey i Johnson, oczka dołożyli Olynyk oraz Bradley, a run akcją 2+1 zakończył Sully i Celtics wyszli na prowadzenie. Ostatnie słowo w tej odsłonie należały jednak do Dallas. Wynik po pierwszej połowie 50-43 dla Mavericks. Dobre spotkanie, ale w oczy razi nieobecność słaba gra Jeffa Greena. Jeff klasycznie stwierdził, że po jednym świetnym meczu zdecydowanie należy mu się mecz odpoczynku.

Boston_Mavs

O trzeciej kwarcie już wspominałem. Mecz mógł się tutaj zakończyć, ale po raz kolejny Celtics nie dali się wysłać do grobu, chociaż było blisko. Z siedmiopunktowego deficytu z pierwszej połowy zrobiło się -15. Nie zapowiadało to nic dobrego, jednak 11-0 na koniec kwarty sprawiło, że znów wróciliśmy do żywych. Dobry fragment Olynyka, a trójke trafił NAWET Green.

Po sinusoidalnych wydarzeniach przez trzy kwarty, w czwartą kwartę wchodziliśmy z nadzieją na zaciętą grę. Pytanie, na ile sił starczy Celtom. Starczyło do końca. Zawodnicy Dallas co prawda utrzymywali wypracowaną kilkupunktową przewagę, przez większość kwarty, jednak kapitalna gra Baylessa, spowodowała że Celtics byli w grze. W czwartej kwarcie rzucił 12 ze swoich 19 punktów, trójkami odpowiadali Dirk oraz Monta Ellis. 53 sekundy do końca, dobitka Brandana Wrighta i wynik 90-85. Akcja w drugą stronę, tym razem niecelny rzut Baylessa, walka pod koszem, jedna dobitka, druga, trzecia i kosz, Kelly Olynyk(14 pkt) i 90-87 na 33 sekundy do końca. Mało czasu? Zapytajmy Avery Bradley’a. Avery w 13 sekundzie akcji robi to co najlepiej potrafi. Wybiera piłkę Ellisowi i rzuca 2 punkty. Jeden punkt straty i coraz mniej czasu- tym razem za mało. Faulujemy, Mavs trafiają wolne 94-89 dla gospodarzy.

HOT OR NOT

HOT:

  • Walka. Bardzo dobra walka Celtów, nie wyglądających jak tankująca drużyna.
  • Deska. 57-36 daamn. Trudno sobie wyobrazić, że przegraliśmy to spotkanie.
  • Jerryd Bayless. 19 pkt, 6/16 z gry szału nie robi, ale czwarta kwarta była jego, był HOT.
  • Akcja w obronie Bradleya na 20 sekund do końca meczu!

NOT:

  • Jeff Green. Jeff wziął wolne.
  • Gra falami. Run w jedną stronę, run w drugą stronę. Bardzo nierówna gra Celtics, ale również Mavs.
  • Wynik. Z przebiegu meczu wynika że spokojnie mogliśmy się pokusić o zwycięstwo. Ale po co?