Porażka w powrocie Bradleya

Avery Bradley wrócił do gry po ponad miesiącu przerwy spowodowanej kontuzją kostki. Celtowie nie poradzili sobie jednak z Phoenix Suns, przegrywając po błędach w egzekucji w zaciętej końcówce, w której zdecydowanie lepiej zagrali podopieczni Jeffa Hornacka. Była to trzecia z rzędu przegrana Bostończyków, którzy legitymują się obecnie szóstym najgorszym bilansem w lidze (22-44, taki sam jak Lakers i Jazz). Celtics rzucali na marnej, ledwie 30-procentowej skuteczności z gry, a mimo to mogli wygrać spotkanie. Jedynymi w zespole, którzy mieli skuteczność na poziomie pięćdziesięciu lub więcej procent byli bardzo solidni Kris Humphries oraz Kelly Olynyk. Kolejny mecz w niedzielę w Nowym Orelanie.

BOXSCORE | GALERIA

Celtics całkiem nieźle ten mecz zaczęli, przynajmniej jeśli chodzi o ofensywę. W defensywie bowiem Suns robili pod bostońskim koszem co chcieli, zamieniając większość wjazdów na punkty. To spowodowało, że gdy Celtowie przestali trafiać (ostatecznie tylko 38 procent z gry w pierwszej kwarcie) to Suns zdobyli 14 punktów z rzędu, wychodząc na 9-punktowe prowadzenie. Szczególnie dobrze  wyglądało duo Bledsoe-Dragić, które prowadziło Słońca w szybkim ataku i to głównie dzięki tej dwójce goście prowadzili po 12 minutach 29-22. Swój dość rdzawy powrót zaliczył Avery Bradley (4/12 FG, 0/1 3PT, 17 minut, 9 pkt, 1 stl).

Początek drugiej kwarty nie napawał optymizmem, skoro 206-centymetrowy Jared Sullinger (2/12 FG, 5/6 FT, 9 pkt, 9 zb) dał się zablokować ledwie 138-centymetrowemu Ishowi Smithowi. Suns znów odskoczyli na ponad 10 oczek, ale w końcu i oni wpadli w rzutowy dołek, nie trafiając rzutu z gry przez ponad cztery minuty, co było zasługą całkiem niezłej w tym okresie obrony Celtics. Bardzo dobry mecz – kolejny już raz zresztą – grał Kris Humphries (5/8 FG, 11 pkt, 13 zb). Piątka złożona właśnie z niego i Greena oraz trzech debiutantów (Olynka, Presseya i Johnsona) grała naprawdę dobrze i sprawiła, że Celtowie tracili już tylko jeden punkt, by ostatecznie przegrywać do przerwy 44-46.

Kris Humphries vs Phoenix Suns

Celtics niestety wrócili do nieskutecznej gry w ataku w trzeciej kwarcie. Przez ponad sześć minut gry zdobyli ledwie cztery punkty i w grze utrzymywała ich tylko i wyłącznie całkiem solidna defensywa. Słabo rzucał Rajon Rondo (4/15 FG, 0/3 3PT, 8 pkt, 8 zb, 5 ast, 2 straty), kilka pudeł z półdystansu zaliczył też Bradley, a właściwego rytmu nie mógł znaleźć oczywiście Jeff Green (2/14 FG, 1/7 3PT, 9 pkt, 6 zb). Mimo to, przed ostatnią kwartą Słońca prowadziły ledwie czterema punktami i sprawa wyniku była wciąż otwarta.

I tak, już zaraz na starcie ostatniej kwarty Bostończycy objęli prowadzenie po trójce Chrisa Johnsona (3/7 FG, 4/4 FT, 11 pkt, 3 zb, 3 straty), która tylko nadała im rozpędu, czego dowodem były cztery trafione rzuty z rzędu od początku czwartej kwarty. Gra się jednak wyrównała, obie drużyny sporo pudłowały i równie sporo było ostrej walki połączonej często z niezłym zamieszaniem. Kluczowe zagranie należało do Alexa Lena, który na minutę przed końcem zaliczył akcję 2+1, dając tym samym swojej drużynie 3-punktowe prowadzenie. Końcówka totalnie Celtom nie wyszła i przegrali przez to 80-87.

Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:

  1. Powrót Bradleya. Początkowo nieco zardzewiały, ale ostatecznie nie było wcale źle, szczególnie biorąc pod uwagę, że Bradley zagrał w tym meczu niejako z marszu. Oddał sporo niecelnych rzutów z mid-range, ale widać było, że próbuje znaleźć rytm, dzięki któremu w pierwszej połowie sezonu był jednym z najlepszych obrońców na półdystansie. Czasem rzucał aż na siłę, ale miejmy nadzieję, że wraz z kolejnymi meczami będzie już tylko lepiej.
  2. Koszulki z rękawkami. Nie było tak źle, choć szczęścia nam nie przyniosły. Celtowie zagrają w nich jeszcze dwa kolejne spotkania – z Pelicans w Nowym Orelanie i z Mavericks w Dallas.
  3. Bardzo słabiutki mecz Jeffa Greena. Ledwie dwa trafione rzuty (na 14 prób), ledwie jedna trójka (na 7 prób). No i ledwie dziewięć punktów najlepszego strzelca Celtics.
  4. Bardzo złą obronę pick-and-rolli. Zwracał na to uwagę Tommy Heinsohn – Bledsoe czy Dragiciowi wystarczył jeden krok, by znaleźć się po zasłonie pod bostońskim koszem, a tak nie powinno być, szczególnie że 1) Celtowie nie mają typowego shot-blockera, 2) są to zawodnicy bardzo dobrze kończący akcję pod obręczą.
  5. 19 zbiórek w ataku Celtics. To już powoli staje się normą. Za Riversa tego nie było i Celtics zazwyczaj byli ostatni w lidze pod względem zebranych w ofensywie piłek. Za Stevensa tymczasem Celtics zaciekle atakują kosz przeciwników po pudle, dzięki czemu zyskują sporo drugich szans. Pięć razy w ataku zebrał solidny Kelly Olynyk (4/8 FG, 8 pkt, 10 zb, 2 stl), czterokrotnie udało się to Rondo, a trzy razy Sullingerowi oraz Humphriesowi. Ogółem Celtowie wygrali na tablicach 56-51.