Przed Wami piąty wpis w pamiętniku Avery’ego Bradleya, który zastępuje w tym sezonie Jasona Terry’ego i co jakiś czas publikuje swoje myśli na łamach amerykańskiego serwisu ESPNBoston.com. Postanowiliśmy tłumaczyć go specjalnie dla Was, czytelników naszej strony, aby umilić Wam czas między czytaniem m.in. relacji ze spotkań koniczynek a śledzeniem plotek transferowych. W piątym odcinku pamiętnika Avery pisze m.in. o swojej kontuzji i planach powrotu w piątkowym spotkaniu z Phoenix Suns w TD Garden, zdradza jaki naprawdę jest Gerald Wallace, a także wspomina o zabawnej sytuacji związanej z Chrisem Rockiem z drugiej rundy playoffs 2012, kiedy to Celtics mierzyli się z Phildalephia 76ers.
„Nie gram z powodu skręconej kostki. Ten sam uraz dokuczał mi wcześniej w sezonie, ponownie ją skręciłem. Obserwujemy bacznie ten uraz, żebym nie wrócił zbyt wcześnie i znów jej nie skręcił, co sprawiłoby że zaczynałbym od zera. Nie spieszymy się. Zespół powiedział mi, żebym odpoczywał i czekał aż będę w stu procentach gotowy. W zeszły piątek byłem na rozgrzewce, tak samo zresztą jak przed niedzielnym meczem z Pistons. Czuję, że jest to progres. Od kontuzji do tamtego piątku nie miałem piłki w rękach. Zdawało mi się, że to trwało wieczność.
Ostatnio spędzam dni w następujący sposób: budzę się i każdego ranka idę na rehabilitację. Następnie oglądam trening i wsiadam na rower stacjonarny. Potem wracam do domu na parę godzin, by następnie wrócić do ćwiczeń rehabilitacyjnych. Tak w zasadzie wygląda każdy mój dzień. Myślę, że dla koszykarza najważniejsze jest, aby utrzymywał sprawność i siłę nóg. Kręgosłup jest bardzo ważny, uważam zresztą, że każda część ciała jest ważna i trzeba nad nią pracować. Powinno się zajmować wszystkim. To dlatego zawodnikom udaje się przez cały sezon utrzymywać tą siłę. Nie można skupić się na jednej rzeczy. Trzeba skupiać się na wszystkim.
Odbiegając od koszykówki, muszę przyznać, że nie przepadam za telewizją. Z narzeczoną od zawsze chodzę do kina. Gdy jednak jestem w domu to lubię się zrelaksować. Teraz, gdy jestem tatą, moja rutyna uległa nieco zmianie, ale już ją opanowałem. Działamy jak w zespole – ja, moja narzeczona i jej mama. Pomagamy sobie tak mocno, jak tylko możemy.
W dni, kiedy mam mecz nie jestem przesądny czy coś. Tak naprawdę nie mam jakiegoś określonego przedmeczowego rytuału. Czasem robię to, czasem tamto. Jestem wyluzowany. Nie jestem też jednak kimś, kto przed każdym meczem musi zjeść tę samą potrawę. Jest zamiennie – czasem zjem przed meczem w domu, a czasem już w hali. Zależy jak się czuję.
Niestety nie jestem jedynym zawodnikiem Celtics, który doznał kontuzji. Zarówno Vitor Faverani, jak i Gerald Wallace musieli skończyć sezon z powodu urazów. Chcę wspomnieć coś o Geraldzie. Można patrzeć na niego i nie zdawać sobie jakim świetnym gościem tak naprawdę jest. Ludzie mówią, że nie można oceniać książki po okładce i to samo odnosi się do niego. Gerald jest jedną z najmilszych osób, jakie poznałem. Tak samo jest z Kednrickiem Perkinsem. Wyglądają na złośliwych czy wrednych, ale tak naprawdę są miłymi osobami i taki właśnie jest Gerald. Nie tylko jest świetnym kolegą z drużyny, ale też świetnym liderem na i poza parkietem. Naprawdę mam dla niego ogromnie dużo szacunku.
Od czasu ostatniego wpisu minął trade deadline. Nasza szatnia odetchnęła z ulgą, że nie było żadnych wymian. Zawsze ciężko jest oglądać jak ktoś przychodzi czy odchodzi. Szczególnie w naszym młodym zespole, gdzie wielu zawodników nie doświadczyło czegoś takiego. Może być to dla nich trudne, a nigdy nie wiadomo jaka będzie chemia w szatni po dojściu nowych graczy. Jestem zadowolony, że nie było żadnych zmian, ponieważ uważam, że wciąż poprawiamy się jako zespół i to widać.
Szczerze mówiąc, w tych ostatnich miesiącach chcę widzieć nasz zespół zmierzający do playoffs. Wierzę, że wciąż możemy się tam dostać. Nie jesteśmy wcale tak daleko od premiowanej ósemki. Uważam, że cały czas mam szanse. Bardziej niż cokolwiek innego chcę widzieć nas grających Celtics basketball, dobrą i twardą grę. To samo chcą widzieć nasi fani i tak powinniśmy grać każdego wieczoru. Kibice wypełniają naszą halę i zasługują na to.
Kolejny mecz gramy z Pacers [wpis pojawił się dzień przed meczem]. Są bardzo dobrym zespołem, mają wielu bardzo dobrych zawodników. Musimy utrudniać im życie we wszystkich aspektach i to jest klucz do wygrania tego spotkania, ponieważ – przynajmniej ja – gdy mierzę się ze świetnym ofensywnie zawodnikiem to staram się maksymalnie utrudnić mu życie. Staram się wytrącić mu jego atuty. Uważam, że tak samo powinniśmy zagrać z nimi.
W nadchodzących tygodniach mamy kilka back-to-backs. Nie wiem, co jest najtrudniejszą częścią grania takich meczów, ponieważ w tym momencie jesteśmy już przyzwyczajeni do takich serii. Powiedziałbym, że bycie poza domem jest najcięższe.
Mam wielką nadzieję, że przyszły piątek to data mojego powrotu. Gramy z Suns u siebie. Nie mogę się doczekać, by wrócić. Doktorzy i trenerzy wiedzą o tym najlepiej. Nie spieszę się jednak i staram się każdego dnia powoli stawać lepszy w każdy możliwy sposób. Najważniejszą dla mnie rzeczą jest by przygotować się i być przygotowanym do gry z moimi kolegami. Nie chcę odstawać.
Zawsze lubię kończyć wpis z pamiętnika jakąś rekomendacją. Tym razem polecę halę, w której fan powinien zobaczyć mecz – oczywiście poza Boston Garden. Powiedziałbym, że taka hala jest w OKC. Powinno się przyjść na mecz Thunder z powodu tamtejszej atmosfery. Fani są trochę jak ci z uniwerku. To naprawdę fajne.
Wspomnienie o tym sprawiło, że zacząłem myśleć, kiedy ja sam ostatni raz byłem na jakimś meczu jako kibic. Mam swój własny zespół w lidze AAU, który sponsoruje – Team Avery Bradley. Chodzę na ich spotkania każdego lata. Zdaje się więc, że to wtedy ostatni raz siedziałem na trybunach jako widz. Jest to całkiem spoko, ale jednocześnie dziwne, ponieważ będąc w NBA patrzy się na grę w inny sposób. Zauważa się dosłownie wszystko i jako gracz NBA dostrzeżesz, gdy zawodnik ze szkoły średniej zrobi coś bardzo głupiego, ale jest to część nauki o grze.
Z kolei ostatni raz, gdy byłem na trybunach jako widz na meczu NBA był dwa lata temu, gdy graliśmy z Philly u siebie. Miałem operację barków, więc nie mogłem grać. Siedziałem na miejscu Danny’ego Ainge’a. Zaproponował mi bym tam usiadł i pomyślałem, czemu nie. Szczególnie to pamiętam, ponieważ wszyscy kibice robili wielką sprawę z tego, że Chris Rock był na spotkaniu, a moje miejsca były za nim – wszyscy pytali mnie, czemu siedzę za Chrisem Rockiem a nie w pierwszym rzędzie skoro gramy u siebie. A ja tylko przywitałem się z nim. Siedział wspólnie z naszym właścicielem. Był naprawdę spoko.
Było to bardzo dziwne doświadczenie – oglądać mecz z trybun, a nie grać. Siedziałem zaraz obok kosza, blisko naszej ławki. Słyszy się wiele osób, które mówią, że siedzenie przy parkiecie jest zupełnie innym doświadczeniem od siedzenia gdzieś u góry. Jest naprawdę wielka różnica. Gdy siedzi się przy parkiecie to prawie czuje się jakby było się częścią gry.”