Bradley celuje w piątek

Avery Bradley planuje wrócić na parkiet w najbliższy piątek 14 marca w spotkaniu przeciwko Phoenix Suns, co oznacza że opuści trzy kolejne mecze Celtics (dziś z Pistons, następnie back-to-back z Pacers i Knicks) zanim najprawdopodobniej ponownie wybiegnie na boisko. 23-latek nie gra od początku lutego z powodu urazu prawej kostki, przez który opuścił szesnaście z ostatnich dziewiętnastu meczów bostońskiego zespołu. Wczoraj po raz pierwszy od prawie miesiąca porozmawiał z dziennikarzami, którym zdradził, że stan jego kostki z każdym dniem jest coraz lepszy, dzięki czemu powrót do gry w ciągu najbliższego tygodnia jest jak najbardziej możliwy, co jest bardzo dobrą informacją dla Bradleya.

Jest to informacja dobra głównie dlatego, że Bradley walczy przecież o swój nowy kontrakt, podczas gdy ostatni miesiąc spędził poza grą, starając się wyleczyć kontuzję kostki i doprowadzić ją do odpowiedniego stanu. Niestety kontuzje mają spory wpływ na dotychczasowy przebieg kariery Bradleya i mogą znacząco wpłynąć na jego przyszłość. Zanim jednak Bradley podpisze nową umowę rozegra jeszcze kilkanaście spotkań w tym sezonie i będzie starał się udowodnić swoją wartość. W ostatnim tygodniu zwiększono intensywność jego treningów, co oznacza że jest na dobrej drodze do powrotu i raczej na sto procent nastąpi to prędzej niż później.

Obecny sezon nie był łatwy dla Bradleya właśnie z powodu tej feralnej kostki, która przerwała całkiem solidny w jego wykonaniu rok. Zagrał on od pierwszej minuty we wszystkich 43 meczach zespołu zanim nie skręcił kostki w styczniowym meczu z Miami Heat przez co opuścił pięć spotkań. Próbował wrócić, ale po rozegraniu trzech meczów uraz się odnowił i do tej pory nie widzieliśmy Bradleya na parkiecie. Niektórzy zastanawiali się, czy nie lepiej byłoby odsunąć go od gry już do końca sezonu, skoro C’s i tak nie walczą o playoffs. Nie byłoby to jednak fair w stosunku do samego Bradleya, który przecież w obliczu kolejnych urazów jest niepewny swej przyszłości.

Patrząc na statystyki, Bradley notuje w tym sezonie średnio najlepsze w karierze 14.3 punktów oraz 3.9 zbiórek w każdym meczu, spędzając na parkiecie ponad pół godziny. Gdy jest zdrowy to gra naprawdę solidnie i gdyby zdrowym pozostał przez cały sezon to zapewne otrzymałby równie zdrową podwyżkę tego lata. Pokazał bowiem, że ustabilizował swój rzut i stał się całkiem niezłą opcją w ataku, której brak jest widoczny. Wciąż nie mieliśmy jednak okazji przekonać się jak działa duo Bradley-Rondo, bo gdy pierwszy był zdrowy to drugi wciąż się leczył, a gdy drugi w końcu się wyleczył i wrócił na parkiet to ten pierwszy złapał kontuzję. A przecież to właśnie backcourt złożony z tej dwójki jest potencjalnym backcourtem przyszłości Celtics.

Jeśli chodzi o defensywę to tutaj nikt nie ma chyba wątpliwości, że Bradley należy do czołówki guradów w NBA pod tym względem, choć jednak w tym sezonie statystyki tego nie pokazują. Jest to zapewne związane ze zwiększoną rolą w ofensywie, co najlepiej obrazuje następująca statystyka: nawet pomimo opuszczenia szesnastu spotkań Bradley wciąż jest trzeci w zespole pod względem procentu akcji w ataku (ponad 11.1 procent, przed nim są tylko Jeff Green oraz Jared Sullinger). Pytanie tylko, czy jest to taka rola, o której wielu bostońskich kibiców marzyło – Bradley rozwinął bowiem najmniej efektywną broń w koszykówce (czyt. rzut z mid-range), a wciąż jest słabym finisherem w okolicach obręczy. To może zmienić się, gdy w końcu zacznie grać obok Rondo, który z polepszonym rzutem powinien kreować więcej miejsca także Bradleyowi.

Ten polepszony rzut Rondo to zasługa nieocenionego Rona Adamsa, ale prawda jest taka, że w pierwszej kolejności to rzut Bradleya zyskał najwięcej dzięki Adamsowi. Ba, Rondo powiedział nawet doświadczonemu szkoleniowcowi, że chce „rzucać jak Bradley”, bowiem to właśnie praca z Adamsem podczas lata sprawiła, że Bradley rzuca płynniej i bardziej stabilnie. On sam wielce chwali sobie asystenta trenera Stevensa, w ten sposób opisując jego praktyki:

„Tutaj chodzi po prostu o powtarzalność. Adams cały czas upewnia się, że oddajemy sporo rzutów, nawet w takie dni, kiedy jesteśmy zmęczeni. Nie zważając na nic, on zmusza nas, byśmy te rzuty oddawali. I to on daje nam tą pewność siebie. To naprawdę pomaga. Niesamowicie jest widzieć Rondo, który jest tak pewny siebie, gdy oddaje rzut.”

Dodatkowo, Bradley zdradza, że Adams każdego dnia udziela wskazówek swoim podopiecznym i już od swojego pierwszego dnia w Bostonie pracuje razem z Bradleym czy Rondo. Wskazuje na błędy, udoskonala mechanizmy i wyznacza zawodnikom swego rodzaju codzienną procedurę, która ma stać się rutyną. Zdążył się on nawet zająć i pomóc pozyskanemu w trakcie sezonu Jerrydowi Baylessowi.

I tak, ten sezon zdecydowanie jest kolejnym krokiem naprzód w karierze Bradleya, ale na pewno nie jest krokiem pełnym, bo Bradley po raz kolejny już stracił co najmniej kilkanaście spotkań z powodu kontuzji. Trzeba się jednak pogodzić z tym, że sposób w jaki 23-latek gra naraża go na tego typu urazy – Bradley jest bardzo energiczny, daje z siebie wszystko, wygląda jak pitbull. To zwiększa ryzyko przede wszystkim tych mniej poważnych urazów jak choćby skręcenia kostki, które jednak jak widać potrafią także na tyle dokuczać zawodnikowi, by pozostawał on poza grą przez kilkanaście meczów.

Wciąż otwarte pozostaje więc pytanie, na ile zasługuje Bradley i jaki kontrakt dla niego jest rozsądną opcją. Jego agent i przedstawiciele Celtics nie zdołali dojść do porozumienia przed upływem wyznaczonego na to czasu, bo najprawdopodobniej Bradley miał za bardzo wygórowane oczekiwania (mówiło się o $8 milionach dolarów za sezon). W tym momencie – patrząc z perspektywy całego sezonu – należy chyba pochwalić Ainge’a, że się nie ugiął, bo w tej chwili Bradley nie jest wart niczego nawet w okolicach podobno żądanej przez niego kwoty. Tak czy siak, Bradley to wciąż bardzo młody zawodnik, który już w tym momencie jest obrońcą z górnej półki i który cały czas rozwija swoją ofensywną grę. Te kilkanaście spotkań, które 23-latek najprawdopodobniej rozegra do końca obecnego sezonu w dużej mierze zdecydują o przyszłości Bradleya. On sam nie zamartwia się tym na razie, bo na teraz najważniejszy jest dla niego przede wszystkim powrót na parkiet.