Przegrana na koniec tripu

Boston Celtics wracają na Wschodnie Wybrzeże z 4-meczowego tripu po Zachodzie bez ani jednego zwycięstwa – w czwartym kolejnym i ostatnim rozgrywanym na wyjeździe spotkaniu przegrali oni 98-110 z Utah Jazz. I tak, Bostończycy wciąż nie wygrali jeszcze w tym sezonie na wyjeździe z drużyną z Konferencji Zachodniej. Żeby nie było tego złego, Jazz wygrywając oddalili się nieco od Celtów w dole tabeli. Historią spotkania była skuteczność, z jaką Jazz trafiali, a Celtics nie trafiali do kosza. Tymczasem najlepszym bostońskim zawodnikiem na parkiecie był Kelly Olynyk, który spędził na parkiecie niecałe pół godziny, ale mimo to zanotował 21 punktów, 8 zbiórek oraz cztery przechwyty. Przed C’s pięć kolejnych spotkań w TD Gaden.

BOXSCORE | GALERIA

Od samego początku spotkania w grze widoczne były dwie rzeczy: Celtowie mieli spore problemy z trafianiem, podczas gdy Jazz grali głównie do środka, świetnie wykorzystując przewagę wzrostu. Skorzystali na tym Derrick Favors oraz Enes Kanter. W szczególności ten pierwszy dał się Celtom mocno we znaki, zdobywając ostatecznie 20 punktów na skuteczności 8/9  gry. Celtics całkiem nieźle wyglądali w szybkim ataku, ale ledwie 33 procent trafionych rzutów w pierwszych 12 minutach sprawiło, że przegrywali po pierwszej kwarcie 18-27.

Po czterech minutach gry w drugiej Jazz osiągnęli już pierwsze ponad 10-punktowe prowadzenie w meczu, gdy trafili trzecią celną trójkę z rzędu. Dobrze grali Rajon Rondo czy Kelly Olynyk, a całkiem nieźle spisywał się też Jeff Green. Mimo to, przewaga Jazz wciąż oscylowała w okolicach 13 punktów i tyle też wyniosła na koniec pierwszej połowy, w której gospodarze trafili aż 60 procent rzutów, oddając 21 prób  (czyli ponad połowę z 40 ogółem oddanych rzutów) spod bostońskiego kosza. Celtowie z kolei wciąż mieli ogromne problemy ze skutecznością, a najwięcej tych problemów mieli Brandon Bass i Kris Humphries, totalnie nie mogący wstrzelić się z mid-range.

Derrick Favors (Jazz) vs Kelly Olynyk

Po przerwie obraz gry niewiele się zmienił. Jazz cały czas utrzymywali przewagę powyżej dziesięciu oczek, wciąż trafiając też na całkiem dobrym procencie. Głównym punktem ofensywy Celtics stał się za to Rondo, który zdobył nawet dziewięć punktów z rzędu, grając agresywnie i często dostając się na linię rzutów wolnych (ostatecznie 6/6 w tym elemencie). Jazz wydawali się jednak spokojnie kontrolować mecz, wychodząc przed ostatnią odsłoną na 17-punktowe prowadzenie. Trzeba przyznać, że całkiem solidnie utrudniali Celtom oddanie dobrych rzutów, kontestując sporo z nich, czego najlepszym dowodem jest statystyka bloków, w której Jazz przed czwartą kwartą prowadzili 7-0 (ostatecznie 8-2).

Celtowie postanowili zaatakować raz jeszcze na początku ostatnich 12 minut, tym razem grając skuteczniej w ataku, dzięki czemu udało im się zdobyć osiem punktów z rzędu i zmniejszyć straty do 10 oczek. Dobrze spisywał się Green, bardzo solidnie grał też Olynyk, który czwartą kwartą potwierdził tylko, że był najlepszym w tym spotkaniu Celtem. To wszystko było jednak za mało, gdyż Jazz spokojnie przetrzymali ten sztorm, wygrywając ostatecznie 98-110. Kolejny słaby pod względem skuteczności mecz zaliczył Gordon Hayward, ale nawet to nie przeszkodziło Jazz trafić 55 procent rzutów (przy 44 procentach ze strony Celtics).

Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:

  1. Bardzo dobry mecz Kelly Olynyka.
  2. Tylko sześć trafionych rzutów (na 21 prób) duetu Humphries-Bass.
  3. Całkiem niezłego i agresywnego Rajona Rondo.
  4. Dominację Jazz pod koszami.
  5. Kolejny zwyczajowy mecz Jeffa Greena.