Zdziesiątkowani Celtics grający bez Rajona Rondo (odpoczynek) oraz Jareda Sullingera (lekki wstrząs mózgu), a także Avery’ego Bradleya (kostka) przegrali w Sacramento z tamtejszymi Kings po bardzo zaciętym spotkaniu, które zakończyło się pierwszym w trenerskiej karierze Brada Stevensa wyrzuceniem z boiska. Główną przyczyną porażki była bardzo słaba skuteczność Celtów w każdym elemencie. Dość powiedzieć, że Jeff Green zaliczył chyba jeden z najbardziej nieefektywnych 29-punktowych występów w historii NBA, gdyż do zdobycia tych 29 punktów potrzebował on aż 25 rzutów z gry oraz 18 z linii rzutów wolnych. Dla Celtów to czwarta porażka z rzędu. Kolejny mecz w poniedziałek z Utah Jazz.
Celtowie nie zaczęli dobrze, czego najlepszym dowodem był Jeff Green (7/25 FG, 2/9 3PT, 13/18, 29 pkt, 6 zb), który nie potrafił wykorzystać mismatchu z Benem McLemore i w pierwszej odsłonie nie trafił żadnego z ośmiu oddanych rzutów. Kings grali przede wszystkim do środka, aż w końcu na parkiecie pojawił się nawet Joel Anthony (2 pkt, 6 zb w tym 4 w ofensywie, 1 blk), czyli właściwie jedyny prawdziwy center w zespole Celtics. I co by nie mówić, Anthony pokazał kilka fajnych akcji. Świetnie spisywał się Isaiah Thomas, dzięki któremu Kings prowadzili po pierwszej kwarcie 23-16 – malutki rozgrywający miał na koncie sześć punktów i pięć asyst, robiąc niezwykle dużo zamieszania swoimi wjazdami pod kosz.
Gospodarze już na początku drugiej kwarty objęli pierwsze w spotkaniu ponad 10-punktowe prowadzenie. Po dobrym spotkaniu z Lakers tym razem zawodził Brandon Bass (4/10 FG, 4/6 FT, 12 pkt, 3 zb), który najwidoczniej postanowił towarzyszyć Greenowi. Całkiem niezłą zmianę z ławki dał za to Jerryd Bayless (6/14 FG, 0/3 3PT, 4/7 FT, 16 pkt, 4 ast, 4 straty), który zapewnił kilka potrzebnych punktów z drugiego unitu. Mimo to, Kings wciąż utrzymywali przewagę w okolicach 10 oczek, głównie dlatego, że Celtics z kolei utrzymywali skuteczność na poziomie… 30 procent. W międzyczasie doszło do pierwszego spięcia pomiędzy Humphriesem i Cousinsem, a pod koniec kwarty w końcu obudził się Green, który trafił nawet trzy rzuty z rzędu. Tak czy siak, to Królowie wygrywali po 24 minutach 51-43.
Całkiem niezłe zawody rozgrywał Kris Humphries (9/15 FG, 19 pkt, 8 zb, 4 ast, 2 stl, 2 blk, 3 straty), którego pojedynki z Cousinsem były ozdobą spotkania. Cousins zresztą zaraz na początku drugiej połowy złapał dwa szybkie faule (w tym ofensywny na Humphriesie) i miał już na koncie cztery przewinienia. Jego rolę przejął jednak Rudy Gay i Kings wciąż prowadzili różnicą kilku punktów, która od czasu do czasu sięgała dziesięciu oczek. Po trójce lepiej grającego Greena i kilku nieudanych ofensywnie akcjach Kings wygrywali oni już tylko trzema oczkami, ale ostatecznie przed czwartą odsłoną ich przewaga wynosiła siedem punktów.
Kings znów szybko otworzyli sobie ponad 10-punktową przewagę, ale naprawdę świetnie spisywał się Humphries, który nie dość, że bardzo solidnie prezentował się w obronie to jeszcze notował najlepszą w sezonie noc w ataku. Na dodatek, wymusił też piąte przewinienie Cousinsa. Chwilę potem trójkę dołożył Kelly Olynyk (1/4 FG, 4 pkt, 6 zb) i gospodarze prowadzili już tylko jednym punktem. Zaostrzała się rywalizacja między Humphriesem i Cousinsem. Ten drugi powinien zresztą wylecieć z boiska za drugie przewinienie techniczne, ale sędziowie nie zauważyli jego odepchnięcia. Zresztą, mecz w ogóle się zaostrzył, bo brzydki faul na Olynyku popełnił Carl Landry za co otrzymał przewinienie niesportowe. Obie drużyny przekroczyły limit fauli na długo przed końcem spotkania, co w praktyce oznaczało, że mecz rozstrzygnie się na linii rzutów wolnych. Bardzo agresywnie grał Green, który zresztą ustanowił career-high pod względem oddanych rzutów wolnych. Gdy jednak przyszło do rzucania trójek to Green spudłował dwa ważne rzuty, dzięki czemu Kings włożyli mecz do zamrażarki i wygrali ostatecznie 105-98. Na koniec meczu wyrzuceni z boiska zostali jeszcze Gerald Wallace oraz… Brad Stevens.
Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:
- Jeffa Greena będącego sobą.
- Słabą skuteczność. Najlepiej oddadzą to same liczby: 39.1 procent z gry, 28.6 procent zza łuku, 66.7% z linii rzutów wolnych. Kolejno 34/87, 6/21 oraz 24/36.
- Bardzo dobry mecz Krisa Humphriesa. I fajne pojedynki z Cousinsem.
- Ostry, siłowy mecz.
- Pierwsze ejected Brada Stevensa. Jak to powiedział Wallace, witamy w NBA!