Udany rewanż na 76ers

W ostatnim czasie terminarz nie rozpieszcza nas rywalami z najwyższej półki, ale wbrew pozorom mecze z Magic lub tak jak dzisiaj z 76ers, mogą okazać się bardzo ważne w ostatecznym rozrachunku jeśli chodzi o loterie draftu. Osiem dni temu Evan Turner, w ogródku, skarcił Celtics game-winnerem w dość akrobatycznym stylu, dzisiaj, na wyjeździe, nadarzyła się okazja aby zrewanżować się (lub też nie) organizacji z Philadelphii.  Była to też okazja do drugiego zwycięstwa z rzędu. Co ciekawe i smutne zarazem, jest to pierwsza taka „seria” od przeszło półtora miesiąca, a dokładnie od 16 grudnia, kiedy to pokonaliśmy New York Knicks oraz Minnesota Timberwolves.

 BOXSCORE | GALERIA 

Mecz zaczął się od prowadzenia 4:0 gospodarzy, Zieloni przez pierwsze fragmenty grali dość ospale, a pierwsze punkty zdobył Brandon Bass, z linii rzutów wolnych, po chwili trójkę dołożył aktywny od początku Jeff Green i mieliśmy 5:4. Od tego momentu Celtowie zaczęli szybki odjazd na blisko 10 punktową przewagę. Świetną pierwszą kwartę zagrał Avery Bradley, który dziurawił kosz przeciwnika z półdystansu i zakończył kwartę z dorobkiem 12 punktów. Aktywni byli również, jak już wspomniałem Jeff Green oraz jak zwykle solidny Brandon Bass. Kwarta zakończyła się wynikiem 34-23 dla przyjezdnych.

Początek drugiej odsłony to znów ten sam scenariusz – szybkie 4:0 dla „Szóstek”, z odpowiedzią przyszedł kapitan Bostonu – Rajon Rondo, zdobywając lay-upem swoje pierwsze punkty w spotkaniu i chociaż kwarta zakończyła się wynikiem bliskim remisu to z grą punkt za punkt nie miała nic wspólnego. Po dość wyrównanym początku przyszedł pięcio-minutowy okres niemocy strzeleckiej Celtics, którzy przez prawie 6 minut zdobyli raptem 2 punkty z gry, w tym czasie Sixers zdołali wyjść na prowadzenie. Sytuacja jednak odwróciła się o 180 stopni gdy piłkę w swoje ręce wziął Rondo. RR9 do spółki z Greenem przeprowadzili szybki run 10-0 i znów na czele byli Zieloni, kontrolując wynik spotkania do końca kwarty. Znów musze pochwalić bardzo aktywnego i agresywnego Jeffa Greena, który latał nad obręczami, zbierając piłkę, a nawet kończąc akcje alley-oop po świetnym podaniu Rondo. W dodatku przypieczętował dziesięcio-punktowy run celną trójką. Rondo natomiast w drugiej kwarcie rozdał 6 asyst, a pierwszą połowę zakończył w sumie z 9 otwierającymi podaniami. Po drugiej stronie barykady, w pierwszej połowie, grę ciągnęli Thaddeus Young do spółki ze Spencerem Hawesem (10 zbiórek do przerwy) oraz Jamesem Andersonem. Nieszczególnie udany występ notował Michael Carter-Williams, grając na bardzo słabej skuteczności. Do przerwy 56-47 dla Celtów!

Jeff Green

W trzeciej ćwiartce byliśmy świadkami tzw. „One Man Show”.Jeff Green nie zwalniając tempa stwierdził, że to jest dobry czas żeby rzucić sobie 17 pkt i przejąć całkowicie ten fragment gry. Tak naprawdę ciężko napisać cokolwiek o innych Celtach, bo miało się wrażenie że po boisku biega tylko Jeff. Miał piłkę w każdej akcji, rzucał, zbierał, dobijał, wymuszał faule. Całą sytuacje świetnie obrazuje zdanie wypowiedziane przez jednego z komentatorów „Jeff Green is red hot”. Kapitalnie ogląda się tak gorącego Greena, ogromny potencjał drzemie w tym chłopaku, gdyby tak ten potencjał częściej wybuchał. Pozostaje jednak lekki niedosyt, bo po świetnym fragmencie Greena przyszły 2 minuty w których Tony Wrotten spróbował skraść show Jeffowi. Szybkie 7 punktów, w tym rzut z połowy boiska równo z syreną kończącą tą część meczu, zniwelowały przewagę jaką wypracowali Celtics  Green. 88-82 po trzeciej kwarcie, na prowadzeniu wciąż Bostończycy.

Ostatnia kwarta to wymiana ognia. Ostygł już Green, reszta Celtów musiała znów sobie przypomnieć jak to jest trafiać do kosza. Z pomocą przyszedł kapitan Rondo, dając szybkie 4 „oczka” i asystując przy trójce Sullingera. W ogóle Sully po cichu wykręcił świetną „linijkę”, a czwarta kwarta była ukoronowaniem całego spotkania.  Dodał w niej do swojego konta 8 punktów kończąc spotkanie z: 19 pkt, 10 zb., 5 as., 4 bl. To on również na minute przed końcem wykończył po kolejnym podaniu Rajona (11asyst) akcje 2+1, która wydawało się że odsyła mecz do zamrażarki. Nic bardziej mylnego. Z odsięczą w postaci szalonej trójki przyszedł rookie – Thompson i zrobiło się raptem +4 dla Celtics. W następnej akcji nie najlepiej zachował się Jerryd Bayless, po czym przegrał rzut sędziowski i „Szóstki” mogły zbliżyć się na odległość nawet 1 punktu. Na szczęście swój bardzo bezbarwny występ przypieczętował Michael Carter-Williams. MCW próbując wejść pod kosz wykopnął piłkę w aut, praktycznie pogrzebując szanse na zwycięstwo swojego zespołu. Formalności z linii rzutów wolnych dopełnił nie kto inny jak Jeff Green ustalając wynik na 114:108 i tak rewanż nad 76ers stał się faktem.

HOT OR NOT

HOT:

  • Jeff Green, Jeff Green i jeszcze raz Jeff Green. Takiego chcemy oglądać naszego skrzydłowego, agresywnego, skutecznego, ale przy tym wyluzowanego. Takiego który po prostu nie boi się rzucać i jest bestią! 36 punktów (11/18 z gry, 5/7 za trzy, 9/12 z rzutów wolnych) YES SIR!
  • Rajon Rondo flirtujący z triple double-jak najbardziej HOT. Rondo gdy był na boisku miał wszystko pod kontrolą, świetnie panował nad tempem spotkania i bezbłędnie obsługiwał partnerów asystami. Zabrakło tylko kilku celnych rzutów z półdystansu, takich jak w meczu z Magic, ale nie wszystko naraz. Bardzo dobry występ 8 punktów, 11 asyst i 9 zbiórek, stary dobry Rondo.
  • Duet podkoszowy Bass-Sullinger jest może nie bardzo HOT, ale bardzo solidny. Obaj potrafią upchnąć się pod samą dziurą i rzucić stamtąd, ale również obaj potrafią odejść od kosza, co jest ich wielką zaletą. Sully trafił 2 trójki i wykręcił takie cyferki jak już wyżej były podane, Bass natomiast zanotował solidne 18/6. Cieszymy się dobrą postawą chłopaków.

NOT:

  • Bezbarwna ławka rezerwowych. Każdy z naszych rezerwowych w +/- wyszedł na minus. Każdy oprócz grającego 3 minuty Chrisa Johnsona, któremu kończy się dziesięciodniowy kontrakt i nie wiemy co się z nim będzie działo. Najlepiej zaprezentował się Jerryd Bayless, wniósł trochę ożywienia z ławki, rzucił 11 punktów, ale również nie wystrzegał się błędów.
  • Avery Bradley. Po bardzo dobrej pierwszej kwarcie (12 punktów) było już tylko gorzej. Trafił jeszcze tylko jeden rzut w drugiej kwarcie i nic poza tym. Tłumaczyć go można dalszymi problemami z kostką (na ławce rezerwowych zdejmował buta i patrzył co tam się dzieje).
  • Wygrana wygraną, ale znów nachodzi myśl taka, czy dobrze że wygrywamy z drużynami z dołu tabeli i dajemy im szanse bycia wyżej w loterii.