Pelikany górą w Bostonie

Boston Celtics przegrywają trzecie z rzędu spotkanie, tym razem z New Orleans Pelicans wynikiem 92-95. Mecz do samego końca trzymał w napięciu, ale Celtowie nie potrafili rozegrać dobrej akcji w decydujących momentach, dzięki czemu to Pelikany cieszyły się ze zwycięstwa. Wygrana ma jednak słodko-gorzki smak, bo groźnie wyglądającego urazu szyi doznał Ryan Anderson, za którego trzymamy kciuki. Trzech Celtów zanotowało ponad 10 zbiórek, a double-double na swoim koncie zapisali Brandon Bass oraz Jared Sullinger. 11 asyst rozdał Jordan Crawford, ale wraz z Sullingerem spudłowali 26 z 31 oddanych rzutów. Po stronie gości najlepiej spisał się Anthony Davis. Przed Celtami trudny wyjazd na Zachód.

BOXSCORE | GALERIA

Kibice, którzy nie dotarli do TD Garden z powodu śniegu nie musieli czuć się zawiedzeni, przynajmniej na starcie spotkania, kiedy to obie drużyny grały słabo, nieskutecznie i po prostu brzydko. Ostatecznie, po 12 minutach to Pelicans prowadzili 22-17, głównie dzięki problemom gospodarzy, którzy żyli i umierali od jumperów – 15 z 17 punktów w pierwszej kwarcie zdobyli właśnie po rzutach z wyskoku. Najlepiej punktującym Celtem był Bradley, czyli jedyny bostoński zawodnik, który po pierwszej odsłonie miał na koncie więcej (7) niż dwa punkty. Sporo dobrego dla swojej drużyny robił natomiast Anthony Davis, który całkiem nieźle radził sobie pod koszami. Kolejny słaby start zaliczył Jeff Green (5/12 FG, 2/7 3PT, 4/6 FT, 16 pkt), który zagrania dobre (wsad, wymuszenie faulu) przeplatał z tymi złymi (kilka cegieł, dziwny layup).

Początek drugiej kwarty był w wykonaniu Celtów o wiele lepszy, bowiem po kilku minutach zdołali oni nawet objąć jednopunktowe prowadzenie. Dzielnie pod koszami spisywał się walczący o każdą piłkę Kris Humphries (2/6 FG, 3/4 FT, 7 pkt, 12 zb, 3 ast), a perfekcyjną kwartę zaliczał Brandon Bass (8/10 FG, 16 pkt, 11 zb), który w obliczu problemów z faulami Sullingera wziął na siebie ciężar gry i do przerwy miał na koncie 12 punktów na 100-procentowej skuteczności, a także cztery zbiórki i blok. Był on też jednym z głównych powodów, dla którego Celtics zdobywali sporo punktów drugiej szansy. W drugiej odsłonie mieliśmy też okazję obejrzeć Zemstę Steamera, czyli krótkometrażowy film z Gregiem Stiemsmą w roli głównej. A może to był Bill Russell przebrany za Grega? Tak czy siak, to goście prowadzili po 24 minutach różnicą sześciu punktów.

Brandon Bass vs Pelicans

Trzecia kwarta nie zapowiadała się wcale na przełomową, ale taką się rzeczywiście okazała. Głównie dzięki o wiele lepszej obronie, która wymusiła kilka prostych strat i zapewniła kilka równie łatwych punktów. Przede wszystkim, ogromne brawa dla Avery Bradleya (7/15 FG, 4/6 3PT, 4/4 FT, 22 pkt, 4 zb), który „robił to”, po obu stronach parkietu – w obronie niszczył swoich vis-a-vis (Jrue Holiday kolejnym dopisanym do listy), a w ataku trafiał z rogów, czy z linii rzutów wolnych. Przebudził się też nieco Green, który zaliczył nieprzyjemny upadek, ale to prawdopodobnie właśnie ten upadek sprawił, że zaczął w końcu grać lepiej, na czym skorzystała cała bostońska drużyna. Dobra dystrybucja piłki przez Jordana Crawforda (2/14 FG, 0/6 3PT, 5 pkt, 11 ast, 4 zb) sprawiła, że Celtowie zanotowali zryw 11-2 i objęli nawet 4-punktowe prowadzenie. Ostatecznie, przed ostatnią kwartą to Pelicans prowadzili jednym punktem, bo na parkiet wrócił Steamer i znów zrobił swoje.

Niestety, ostatnia odsłona nie rozpoczęła się zbyt dobrze. I nie chodzi tutaj o grę którejkolwiek z drużyn, ale o uraz, którego doznał Ryan Anderson po kolizji z Geraldem Wallace’em. Był to straszny moment, a Andersona ostatecznie usztywniono i zabrano na noszach do szpitala, gdzie zdiagnozowano uraz odcinka szyjnego. Zawodnicy musieli wrócić do meczu, choć łatwo z pewnością nie było. Gra się wyrównała, sposób na słabą skuteczność znalazł Jared Sullinger (3/17 FG, 0/4 3PT, 7/7 FT, 13 pkt, 11 zb, 3 straty), który co chwila wędrował na linię rzutów wolnych i stamtąd dokładał kolejne punkty. Problemy ze skutecznością wciąż miał też Crawford, który był jednym z głównych powodów 11 kolejnych pudeł Celtics z gry. W końcu złą pasę przełamał Bass, by chwilę potem Green dorzucił trójkę. Pelicans szybko jednak odpowiedzieli i to oni byli w korzystniejszej sytuacji, bowiem to Celtowie musieli odrabiać straty w decydujących minutach. I tak, bardzo ważnym blokiem popisał się Humphries, ale Bradley popełnił dość niezrozumiałą decyzję i jego wejście pod kosz sprawiło, że z punktu straty zrobiły się trzy. Gospodarze mieli jeszcze co prawda szansę na dogrywkę, ale Sullinger dorzucił jeszcze airballa na sam koniec i zawodnicy z Nowego Orleanu wygrali 95-92.

Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:

  1. Świetną postawę Celtics na tablicach. Szczególnie pod koszem Pelikanów, gdzie Bostończycy zebrali aż 22 piłki. Trzeci z rzędu mecz z dwucyfrową ilością zbiórek zaliczył Kris Humphries, który miał sześć zbiórek w defensywie i sześć zbiórek w ofensywie. Aż dziewięć zbiórek pod koszem przeciwników miał Jared Sullinger. Kolejnych sześć dołożył Brandon Bass. To wszystko przełożyło się na 28 punktów drugiej szansy, ale jak widać nawet to nie starczyło do pokonania Pelicans.
  2. Dobre spotkanie Avery Bradleya. Zarówno po bronionej, jak i po atakowanej stronie parkietu. Zabrakło jeszcze tylko skuteczności i lepszych decyzji w crunch-time, ale nawet pomimo tego możemy być zadowoleni z postawy Bradleya, który z 22 punktami na koncie był najlepszym strzelcem Celtics. Cieszyć mogą też cztery trafione trójki.
  3. Najsolidniejszy z solidnych występów Brandona Bassa. Brandon zaliczył double-double złożone z 16 punktów oraz 11 zbiórek, grając naprawdę dobrze i wywiązując się ze swojej roli bez najmniejszego zarzutu. Byle tylko tak dalej!
  4. Dwanaście cegieł Jordana Crawforda. Dość powiedzieć, że Jordan nie trafił ani jednej z sześciu oddanych trójek i zdobył ledwie pięć oczek. Rozdał za to dwucyfrową liczbę asyst, trafił też jeden ważny rzut, ale jeśli Celtowie mieli myśleć o wygraniu tego spotkania to potrzebowali o wiele lepszej skuteczności od swojego combo-guarda.
  5. Czternaście cegieł Jareda Sullingera. Sullinger pobił Crawforda w liczbie niecelnych rzutów, ale im obu można przypisać ledwie 34.8-procentową skuteczność Celtów z gry (w tym 24% zza łuku). Sam Sullinger sporo zbierał pod koszem przeciwnika (aż dziewięć zbiórek ofensywnych przy ledwie dwóch pod własnym koszem), ale były to głównie zbiórki i dobitki po swoich niecelnych rzutach. Widać, że uraz ręki przeszkadza Jaredowi i choć nie jest on na tyle poważny, że Jared zupełnie nie może grać to jednak warto się zastanowić, czy nie dać mu meczu lub dwóch odpoczynku. Celtics w niedzielę meczem z Oklahoma City Thunder rozpoczną 5-meczowy trip po Zachodzie. Pięć spotkań w siedem dni z drużynami mocnymi i jeszcze mocniejszymi. To będzie długi tydzień…