Jeśli ktoś wczoraj buczał w TD Garden to był on skutecznie (i prawidłowo zresztą) zagłuszony przez oklaski i owację na stojąco, którą zasłużenie otrzymał Doc Rivers za wszystko, co zrobił w Bostonie przez dziewięć lat swojego pobytu w Beantown. Rivers otrzymał też przepiękny filmik, tzw. tribute, który choć trochę mógł ukazać wdzięczność Bostończyków, przypominając też pokrótce karierę Riversa w Bostonie. Przez ten jeden dzień były trener Celtów mógł ponownie poczuć się jak w domu i zdaje się, że utwór dobrany do tribute był po prostu idealny – była to piosenka country Dierksa Bentleya o wdzięcznym tytule “Home”. Rivers uronił oczywiście niejedną łezkę. Czyli było tak, jak być powinno.
Rivers otrzymywał owacje – za każdym razem coraz większe – przy każdej kolejnej okazji. Pierwszą łzę uronił zaraz na starcie wieczoru, wchodząc i witając się z fanami. Gdy tylko skończyła się pierwsza kwarta, na wielkim telebimie zawieszonym pod kopułą TD Garden wyświetlono filmik, którym podziękowano Riversowi za wszystko, co dla Bostonu zrobił. Całość możecie obejrzeć poniżej:
Doc starał się nie oglądać zbyt dużo, by zapewne się zbytnio nie wzruszyć, więc postanowił po prostu przekazać wskazówki swojemu zespołowi przed rozpoczęciem drugiej odsłony. Po meczu powiedział jednak, że przez te pierwsze kilkanaście minut spotkania był “bezużyteczny”, dodając, że to jemu – a nie jego zespołowi – najbardziej potrzebna była przerwa między połowami, a górę zdecydowanie wzięły emocje. Nie zabrakło też oczywiście serdecznych uścisków i rozmów ze swoimi byłymi podopiecznymi. Zaraz po końcowym gwizdku Rivers podszedł do swojego następcy – Brada Stevensa – który jest nieco na uboczu tych wszystkich wydarzeń, głównie dlatego, że on dopiero debiutuje w lidze, nie miał okazji trenować Pierce’a czy Garnetta, a Doca zna tylko przelotnie. Mimo to, obaj wyrazili sobie wzajemny szacunek.
“Będzie świetny. Będzie wspaniałym trenerem. Myślę, że on już teraz świetnie się spisuje. Jest po prostu solidny, robi swoje podczas każdej nocy, a potem wraca do domu. Tego oczekuje się od trenerów. Brad będzie wspaniałym trenerem i zostanie tutaj przez długi czas.”
Doc o wiele bardziej emocjonalny był jednak na pomeczowej konferencji, na której – niedanie zresztą – często walczył z łzami, kiedy próbował wyrazić swoje odczucia, co do pierwszego powrotu do Ogródka i tego, jak czuł się po owacjach od kibiców. Typowy, stary dobry Doc. Wystarczy spojrzeć na poniższe nagranie, by przekonać się, jak trudno Riversowi było poradzić sobie z emocjami.
Kilka najważniejszych cytatów z tej konferencji:
“Myślę, że kibice byli… [głęboki oddech, osiem sekund przerwy] To był naprawdę miły dzień. To miejsce ma po prostu tak wielką klasę. Było więc bardzo miło, gdy wychodziłem – wiecie, nie jestem przyzwyczajony do wychodzenia ze strony gości – i wszyscy ci fani, ludzie ustawili się w szeregu, a ja tak w zasadzie byłem bezużyteczny przez pierwsze 18 minut spotkania. To było po prostu miłe. Nie zaskoczyło mnie to, ponieważ – trzeba tutaj żyć, by to zrozumieć – ludzie tutaj po prostu tacy są. Tworzą niesamowitą bazę fanów. Naprawdę. I chcę jedynie, by wszystko dobrze im się układało.”
“W kółko powtarzam spotykanym osobom: ludzie nie rozumieją Bostonu, naprawdę nie rozumieją. I myślę, że trzeba być częścią tego miasta, by to zrozumieć. Naprawdę tak myślę. Nie sądzę, aby mógł zrobić to ktokolwiek z zewnątrz. To jest po prostu wyjątkowe, inne miejsce, a ludzie którzy się tutaj urodzili i wychowali kibicują swoim zespołom i kochają swoich zawodników. Boston jest świetnym miejscem do bycia.”
“Najlepsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjąłem została podjęta 10 lat temu, gdy zdecydowałem się tutaj przyjść. To była najlepsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjąłem.”
Chwilę potem Doc szybko zaoferował, by wrócić do tematów związanych z koszykówką, gdyż nie może już dłużej rozmawiać o tym emocjonalnym wieczorze. Trudno mu się dziwić. Koszykówka zdawała się być jednak na drugim planie, szczególnie że Rivers w zasadzie przez półtora dnia przypominał sobie wszystko (i przy okazji witał się czy zamieniał słowo z każdym, kogo zdołał złapać, a z kim mógłby w ciągu 9 lat swojej bostońskiej kariery choć raz podać sobie rękę), co z Bostonem i Celtami związane. To jednak nie koniec tej radosnej wędrówki, bowiem NBA ułożyła kalendarz tak, że: 1) Celtics najpierw grali z Nets, czyli mierzyli się z Pierce’em i Garnettem, a następnie z Clippers, czyli właśnie z Riversem, 2) Clippers najpierw grali z Celtics, a więc Doc mierzył się ze swoją byłą drużyną, a już kolejnego dnia (czyli dziś) zmierzą się z… Nets, a więc Doc zmierzy się z Pierce’em i Garnettem.
I bynajmniej, nie zapomnieliśmy o tym, w jaki sposób Doc odszedł. To wszystko schodzi jednak na dalszy plan, bo wczorajszy mecz i powrót Doca do Bostonu był przede wszystkim okazją, by podziękować mu za wszystko, co dla tego klubu i miasta zrobił, a jego zasługi są po prostu niepodważalne. Można powiedzieć, że czas leczy rany i tak prawdopodobnie będzie z Riversem. W końcu zapomnimy o samym końcu drogi, skupiając się i wspominając wszystko to, co działo się w jej trakcie. A działo się naprawdę wiele pięknych rzeczy. Dlatego nikt nie powinien mieć wątpliwości: Boston wciąż jest najważniejszym domem dla Riversa. Cokolwiek by się nie stało, Doc na zawsze już będzie kojarzony z zielonymi barwami Celtics i tytułem, który zdobył z tą drużyną.
I za to, Doc, a także za te 9 lat, dziękujemy.