Boston Celtics odnoszą swoje dziewiąte w tym sezonie zwycięstwo, pokonując u siebie Denver Nuggets. Zieloni rozegrali fantastyczną pierwszą kwartę, w której zdobyli aż 39 punktów i zdobytego w niej prowadzenia nie oddali już do końca meczu. Najgorzej wypadła trzecia kwarta (#classic), ale Celtom udało się mimo to dowieźć zwycięstwo do końca i wygrać z faworyzowanymi Nuggets. Najlepsze w swojej bostońskiej karierze spotkanie rozegrał Kris Humphries, a kolejny dobry mecz zaliczył choćby Jordan Crawford, który do 22 punktów na bardzo dobrej skuteczności (9/13 FG) dołożył też 8 asyst oraz 4 zbiórki. Kolejny mecz już w niedzielę – w końcu o przyzwoitej porze (18:00 PL), w Nowym Jorku z Knicks.
Celtowie wręcz wymarzenie rozpoczęli spotkanie, grając bardzo dobrze w obronie i wygrywając po kilku minutach 14-1. Nuggets ten pierwszy punkty zdobyli z linii rzutów wolnych, pudłując wcześniej osiem kolejnych rzutów z gry, głównie dzięki zaskakująco dobrej postawie gospodarzy w obronie. Celtics wyglądali też jednak dobrze w ataku, gdzie dzielili się piłką (10 ast na 17 trafionych rzutów w 1q i ledwie jedna strata, ostatecznie 25 asyst i 9 strat), bardzo dobrze funkcjonował kontratak, a od samego początku gorący był bostoński backcourt – Avery Bradley (8/11 FG, 2/4 3PT, 18 pkt, 4 ast) i Jordan Crawford (22 pkt, 9/13 FG, 2/4 3PT, 22 pkt, 4 zb, 8 ast, 2 straty) zdobyli łącznie w pierwszej odsłonie 22 z 39 punktów drużyny i to głównie dzięki nim Celtowie osiągnęli nawet 20-punktowe prowadzenie. Nie można też zapomnieć o dobrej grze Jeffa Greena (6/13 FG, 15 pkt), którego trójka z naprawdę daleka ustaliła wynik pierwszej kwarty, w której Celtics zdobyli season-high 39 oczek na ponad 65-procentowej skuteczności. Nuggets z kolei trafili tylko 5 z 21 rzutów (15 punktów).
Druga kwarta tak efektowna w wykonaniu Celtów już nie była, szczególnie biorąc pod uwagę, że przez sześć minut gry punktował jedynie Vitor Faverani (3/6 FG, 7 pkt, 4 zb), wciąż niedoceniany chyba przez inne zespoły. Mimo to, przewaga Bostończyków cały czas utrzymywała się w okolicach 20 punktów. Słabo spisywał się Jared Sullinger (4/13 FG, 0/3 3PT, 8 pkt), który wyraźnie nie mógł się wstrzelić, podczas gdy – tym razem – na zupełnie innym biegunie znajdował się Brandon Bass (4/7 FG, 6/6 FT, 14 pkt, 8 zb, 4 ast, 3 blk). W utrzymaniu przewagi znacząco pomógł też Kris Humphries, który pod koniec kwarty zaliczył: najpierw efektowny wsad w kontrze z podania Crawforda, a następnie równie efektowny blok, który pozwolił Celtom zachować równo 20 punktów różnicy do przerwy. 64-44.
Początek drugiej połowy to przede wszystkim duża nieskuteczność Celtów, która szybko zaowocowała odrobieniem strat przez gości, którzy prowadzenie przez Ty Lawsona w końcu złapali wiatr w żagle (run 20-4 w pierwszych minutach trzeciej odsłony) i nagle z 20 punktów przewagi zrobiło się już tylko… trzy. Warto dodać, że w pewnym momencie różnica wynosiła przecież aż 27 punktów na korzyść Zielonych. Nuggets mieli zdecydowanie za dużo miejsca pod koszem, dodatkowo trafili sporo trudnych rzutów. Jedynym Celtem, który próbował przeciwstawić się Bryłkom i wziąć ciężar gry na siebie był Crawford. Swoje dołożył też baaaardzo solidny w tym spotkaniu Humphries (8/11 FG, 18 pkt, 7 zb, 2 ast, team-high +26, gdy był na parkiecie). Celtowie odpowiedzieli więc zrywem 7-0 i ponownie objęli 10-punktowe prowadzenie, które utrzymali przed rozpoczęciem ostatniej odsłony.
W porównaniu z początkiem trzeciej kwarty to Celtowie zaczęli tę ostatnią odsłonę o niebo lepiej. Kolejnym efektownym wsadem popisał się Gerald Wallace (1/4 FG, 2 pkt, 3 zb, 4 ast, 2 stl), ale wciąż najbardziej imponowała bardzo dobra gra Humphriesa. Bostończycy utrzymywali przewagę na poziomie 10 punktów, mogąc w miarę spokojnie kontrolować przebieg spotkania. Celtics mieli nieco ułatwione zadanie, bowiem kontuzji ścięgna podkolanowego nabawił się Lawson i uraz ten wykluczył go z udziału w czwartej kwarcie spotkania. I całe szczęście, bo kto wie, jak potoczyłaby się końcówka. A tak, Zieloni mieli wystarczająco dużo przewagę, by pozwolić sobie na nieco większy margines błędu. Daggera wbił Crawford, który trafił trójkę pod przymusem czasu i zapewnił Celtom bezpieczną przewagę. Ostatecznie wyniosła ona osiem punktów, bowiem taką różnicą Celtics pokonali Nuggets (106-98) i odnieśli dziewiąte w sezonie zwycięstwo.
Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:
- Bardzo dobrą postawę Krisa Humphriesa. Powtarzam się, ale warto to podkreślić: Humphries potrafi grać w kosza! I udowadnia to takimi właśnie meczami, w których pracuje on na swój kolejny kontrakt, dając naprawdę ogromne wsparcie z ławki. Dość powiedzieć, że z nim na parkiecie Celtowie byli o 26 punktów lepsi od Nuggets. Kris zagrał season-high 24 minuty i zdobył w tym czasie season-high 18 punktów. Hej, Hump naprawdę potrafi grać w kosza!
- Świetną pierwszą połowę. W szczególności pierwszą kwartę, w której to Celtowie totalnie zdominowali swoich przeciwników, zarówno w ataku, jak i w obronie. Wtedy świetnie (i skutecznie przede wszystkim – ostatecznie gospodarze trafili ponad 51% swoich rzutów) spisywała się cała bostońska drużyna. W dalszej części meczu (szczególnie w trzeciej odsłonie, przegranej przez C’s stosunkiem 23-33) nie było już tak różowo (kilku zawodników zniknęło nieco w drugiej połowie), ale mimo wszystko można pochwalić cały zespół za naprawdę fajny mecz i tak wyśmienitą grę w tych pierwszych 12 minutach.
- Strzeleckie (i nie tylko) popisy Jordana Crawforda. Crawford znów zaliczył bardzo dobry występ okraszony dobrymi statystykami, a wszystko wygląda jeszcze lepiej, jeśli spojrzy się na skuteczność Jordana. Fakty są takie, że może wciąż oddaje on dość sporo trudnych rzutów, ale w tym sezonie – z pewnością dzięki magicznej mocy słów contract-year – te trudne rzuty jakby częściej wpadają. Dziś wpadały tak w trzeciej kwarcie, kiedy to Jordan w zasadzie w pojedynkę próbował odpierać atak i pogoń Nuggets. No i trzeba go też pochwalić za te osiem asyst.
- Slaby mecz Courtneya Lee. Być może to efekt niedawnego urazu kolana, ale efektywny do tej pory Lee w tym akurat meczu nie zdobył ani jednego punktu (0/3 FG, 0/2 3PT), a w 11 minut gry zaliczył tylko jedną asystę i jedną zbiórkę. Nie do tego nas w tym sezonie przyzwyczaił.
- Ciekawą walkę pod koszami. Celtics nie zostali jakoś specjalnie zmiażdżeni na deskach (37-42), choć znów pozwolili sobie zebrać aż 15 piłek spod własnego kosza, sami zbierając 10 piłek spod kosza Bryłek. Jeśli natomiast chodzi o punkty zdobyte z pomalowanego to tutaj Zieloni (44) zdobyli odrobinę więcej oczek od swoich rywali (42). Warto też dodać, że Celtics rozdali w tym spotkaniu 25 asyst przy ledwie 11 ze strony Nuggets.