Słaby mecz w Milwaukee

Boston Celtics po słabym spotkaniu przegrali w Milwaukee z tamtejszymi Bucks, którzy przerwali tym samym swoją serię 11 porażek z rzędu. Najlepszym Celtem po raz kolejny zresztą był Jared Sullinger, który zapisał na swoje konto kolejne double-double. 42 punkty dla Bucks zdobyli z kolei OJ Mayo oraz Brandon Knight, którzy wspólnie poprowadzili swoją drużynę do trzeciego w tym sezonie zwycięstwa. Celtowie zakończyli tym samym brutalny miesiąc listopad, w którym przyszło im rozegrać aż 18 spotkań. Bostończycy będą jednak mieli okazję do szybkiego rewanżu na Kozłach, bowiem już w ten wtorek oba zespoły spotkają się ponownie ze sobą, tym razem w Beantown.

BOXSCORE | GALERIA | SKRÓT

Celtowie całkiem nieźle zaczęli, angażując w grę w zasadzie każdego bostońskiego zawodnika. Dobry start zaliczył przede wszystkim Jared Sullinger (10/18 FG, 1/5 3PT, 21 pkt, 14 zb, 3 straty) i już od samego początku bardzo ciekawie zapowiadał się jego pojedynek z Johnem Hensonem, który także zaliczył kilka efektownych akcji. w pierwszej kwarcie. Kilka dobrych izolacji ujrzeliśmy też w wykonaniu Jeffa Greena (7/15 FG, 2/6 3PT, 18 pkt, 3 zb, 6 ast, 2 straty), a zrównoważona ofensywa Celtów mogła się naprawdę podobać. Obwód bardzo dobrze karmił podkoszowych (20 z 27 punktów w pierwszej kwarcie z pomalowanego, ogółem 46), a ci odwdzięczali się choćby równie dobrymi zasłonami. Świetnie wejście z ławki zaliczył Vitor Faverani (3/6 FG, 7 pkt), który szybko zdobył sześć punktów (w tym efektowny wsad) i pomógł Celtom w objęciu 8-punktowe prowadzenia po pierwszych 12 minutach gry.

Na starcie drugiej kwarty ujrzeliśmy Giannisa Antetokounmpo, który zaliczył wejście smoka i najpierw popisał się efektownym chasedown-blokiem po jednej stronie parkietu, by po drugiej zaliczyć równie efektowny wsad. Efektownie nie prezentował się już natomiast atak Celtów, którzy stracili swoją skutecznością (59% w 1q), dzięki czemu Bucks przeprowadzili zryw 18-2 i objęli prowadzenie. Głównym punktem tego zrywu był OJ Mayo, który nie był wystarczająco dobrze kryty i mógł oddawać niekontestowane rzuty. Celtowie mieli jednak w składzie Jareda Sullingera, który świetnie radził sobie pod koszami Kozłów, bardzo dobrze grając tyłem do kosza. Dość powiedzieć, że Sully już do przerwy miał na koncie 15 oczek. Na przeciwległym biegunie znajdował się z kolei Avery Bradley (4/15 FG, 9 pkt, 3 zb). Dzięki dwóm trójkom Knighta to Bucks po dwóch kwartach mieli sześć punktów przewagi. Warto dodać, że Celtowie przegrali drugą odsłonę 14-28.

Jeff Green vs Bucks

Gra Bostończyków w trzeciej kwarcie nie wyglądała najlepiej i brakowało jej stabilności, ale mimo to Bucks nie potrafili odjechać Celtom i zbudować sobie solidnej przewagi. Dopiero pod koniec kwarty udało im się zdobyć kilka łatwych punktów bez odpowiedzi Celtów, dzięki czemu przed ostatnią kwartą prowadzili 70-63. Cały czas świetnie spisywał się Mayo, mimo że miał zdecydowanie mniej miejsca niż w pierwszej połowie. Zdecydowanie za dużo miejsca (albo może po prostu szczęścia) Bucks mieli z kolei pod koszem Celtów, gdzie wyrywali w zasadzie każdą „niczyją” piłkę – przez trzy kwarty udało im się zebrać aż dziewięć piłek w ofensywie (ostatecznie 11). Wygrali też ogólną walkę na tablicach stosunkiem 41-49/

Bucks od razu na początku ostatniej kwarty powiększyli przewagę, która osiągnęła w końcu ponad 10-punktowe rozmiary. Celtowie z kolei ponownie mieli spore problemy ze zdobywaniem punktów, trafiając pierwszy rzut w czwartej kwarcie dopiero po pięciu minutach gry, gdy Bucks prowadzili aż 17-oma punktami. Warto jednak dodać, że był to rzut z linii rzutów wolnych, bo wcześniejsze osiem prób z gry nie znalazło drogi do kosza. Celtics zaczęli jednak grać agresywniej w defensywie, zmuszając gospodarzy do oddawania trudnych rzutów, dzięki czemu udało się odrobić nieco strat po zdobyciu ośmiu kolejnych punktów bez odpowiedzi rywali. Na parkiecie pojawił się nawet Marshon Brooks (1/2 FG, 2/2 FT, 4 pkt, 2 zb), który popisał się jedną tylko akcją. Za sześć fauli z boiska spadł – po raz piąty w tym sezonie – Bradley, a Bucks spokojnie już dowieźli prowadzenie do końca, wygrywając 92-85 i przerywając swoją 11-meczową serię porażek.

Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:

  1. Dobry atak w pierwszej kwarcie. I tylko w pierwszej kwarcie. Celtowie całkiem nieźle spisywali się w pierwszych 12 minutach w ofensywie, ale im dalej w mecz, tym było gorzej, czego potwierdzeniem jest bardzo słaba w tym aspekcie ostatnia kwarta, w której Celtowie mieli ledwie cztery punkty po sześciu minutach gry. W drugiej kwarcie mieli z kolei tylko 14 punktów po 12 minutach gry. Ogółem rzucali na trochę ponad 41-procentowej skuteczności z gry, trafiając przy tym tylko cztery z 19 trójek (21.1%).
  2. Przeciętną obronę. Bucks nie są przecież wirtuozami ataku, mają 29. atak w lidze, a mimo to udało im się wygrać z Celtami, trafiając ponad 46% rzutów z gry i aż 47.1% zza łuku (8/17), gdzie przecież Celtowie bronią najlepiej w NBA. Bucks zanotowali te 28 asyst przy 36 trafionych rzutach z gry, co pokazuje jak zespołowy grali basket. Asystę zanotował każdy zawodnik Kozłów, który pojawił się na parkiecie.
  3. Marshona Brooksa. Wszedł na parkiet na cztery minuty przed końcem spotkania, zdobył dwa punkty po ładnym kontrataku oraz dwa punkty z linii i to by było na tyle. Ciężko jednak wymagać od niego czegoś więcej w tak krótkim czasie gry.
  4. Kolejny dobry mecz Jareda Sullingera. Sully zaliczył kolejne efektowne double-double (21 pkt / 14 zb) i szkoda tylko, że trafił ledwie jedną z pięciu oddanych trójek. Niemniej jednak, to już kolejny bardzo dobry mecz Jareda i za to należą mu się ogromne pochwały.
  5. Sześć asyst Jeffa Greena. Brakowało trochę tej agresywności Greena, szczególnie w drugiej kwarcie, ale ogółem zaliczył on całkiem solidny mecz i jako jeden z czterech Celtów (prócz niego także Sullinger, Bass oraz Brooks) miał pozytywny wskaźnik „+/-„. Na minus należy jednak zaliczyć tylko jedną wyprawę na linię rzutów wolnych (2/2 FT).