Złe wiadomości dla tankowców – Celtowie w dobrym stylu pokonali Cleveland Cavaliers, którzy ani przez sekundę w tym meczu nie prowadzili i ani przez minutę nie wyglądali na zespół, który może Celtom realnie zagrozić. Fenomenalnie spisała się startowa piątka Celtics, której przewodziła dwójka Jeff Green (season-high 31 punktów, 9/13 FT) i Avery Bradley (21 punktów, 9/11 FG). Trzecie w karierze triple-double zanotował Jordan Crawford, pierwszy raz w karierze zza łuku trafił z kolei Brandon Bass, a cztery trójki dołożył Jared Sullinger. Celtowie rozpoczęli mecz od wyniku 18-2, dzięki czemu mogli spokojnie kontrolować dalszy przebieg spotkania. To ich siódme w sezonie zwycięstwo.
Celtowie zaliczyli najlepszy start w całym sezonie, a miało to bezpośredni związek z koszmarną grą Cavaliers. Nic więc dziwnego, że po kilku minutach gry było 18-2, a Cavs od samego początku mieli ogromne problemy z ofensywą. Ucieleśnieniem tych problemów był drewniany Andrew Bynum, z którym po prostu wyśmienicie radził sobie Jared Sullinger (4/9 FG, 4/5 3PT, 12 pkt, 4 zb, 3 ast, +17, gdy był na parkiecie). Fatalnie spisywał się też Kryie Irving, który nie potrafił nawet trafić dwóch wolnych z rzędu, a z kolei Bostończycy trafiali w zasadzie wszystko, grając bardzo zespołowo (a czasem nawet efektownie, np. alley-oop Greena) i pewnie punktując błędy Kawalerzystów. Dość powiedzieć, że ci zdobyli ledwie trzy punkty przez całe siedem minut kwarty… Na koniec pierwszej odsłony nie było wcale lepiej, bo ostateczny wynik po 12 minutach brzmiał 28-10, a obraz gry najlepiej oddawały statystyki skuteczności: 21% po stronie Cavs (4/19 + 6 strat) oraz 61% po stronie C’s (11/18). Osiem punktów w pierwszej kwarcie zdobył Avery Bradley (9/11 FG, 3/4 3PT, 21 pkt, 3 zb, 3 ast, +20).
Druga kwarta rozpoczęła się od kilku błędów kroków przez co po 14 minutach gry mieliśmy więcej takich błędów (5) niż trafionych rzutów Cavaliers (4). Ten trend szybko się zmienił odkąd goście zaczęli grać w ataku zdecydowanie lepiej w porównaniu z pierwszą kwartą, ale to akurat trudno nie było, bo śmiem sądzić iż nawet Bucks miewają lepsze kwarty. Największe problemy sprawiał Celtom aktywny bardzo Varejao, który robił naprawdę sporo zamieszania pod bostońskim koszem i sprawił, że w problemy z faulami wpadł Sullinger. Celtowie przestali też trafiać z taką skutecznością jak w pierwszej odsłonie, ale ciężko wypracowana przewaga pozwoliła im utrzymać wysokie, 16-punktowe prowadzenie do przerwy. Dobrze spisywał się agresywny Jeff Green (10/19 FG, 2/4 3PT, 9/13 FT, 31 pkt, 5 zb, 4 straty, +19), który po dwóch kwartach miał na koncie już 20 punktów (z tego 7/11 FT).
Początek drugiej połowy to kontynuacja dobrej gry Bradleya oraz Greena. Ten pierwszy rzucał na naprawdę dobrej skuteczności, trafiając w zasadzie wszystko z półdystansu. Dzięki temu Celtowie łatwo utrzymywali 20-punktową przewagę, spokojnie kontrolując przebieg spotkania. Dopiero w trzeciej kwarcie pierwsze punkty (rzutem zza łuku) zdobył Sullinger, który solidnie spisywał się w obronie, ale sam miał za to spore problemy pod koszem Kawalerzystów. Jeff Green z kolei już w trzeciej kwarcie poprawił swój season-high, trafiając kolejną trójkę. Warto też pochwalić całkiem efektywnego Brandona Bassa (5/8 FG, 12 pkt, 8 zb, 4 ast, 2 blk, +23), który na koniec kwarty pozwolił sobie być nieco „fancy”, trafiając… pierwszą w karierze trójkę... z jednej nogi. Trzeba dodać, że Bass myślał, że na przeprowadzenie akcji ma milisekundy i dlatego zdecydował się oddać taki ekwilibrystyczny rzut, podczas gdy na zegarze wciąż było pięć sekund do końca trzeciej kwarty.
Ta trójka Bassa na koniec kwarty w zasadzie podsumowała to, jak ten mecz przebiegał. Celtom wychodziło prawie wszystko, z kolei Cavs cały czas mieli spore problemy z trafianiem. Brak punktu ośrodkowego w ataku nie pozwalał im też na znalezienie właściwego rytmu, a sobą nie był Kyrie Irving. Bostończycy z kolei powoli wykańczali dzieło zniszczenia. Kolejne trójki trafiał Jared Sullinger, który wcześniej nie miał czego szukać w pomalowanym, zdecydował się więc na grę na dystansie. Świetnie współpracował z nim Jordan Crawford (4/14 FG, 1/6 3PT, 11 pkt, 11 zb, 10 ast, +24), który jednocześnie powoli zbliżał się do trzeciego w karierze triple-double, grając naprawdę solidny basket. W końcu, udało mu się to osiągnąć, co wywołało uśmiechy na twarzach bostońskich zawodników, a w szczególności obecnego na ławce Rajona Rondo.
Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:
- Świetnego Jeffa Greena. Najwięcej w sezonie punktów (31), sporo wypraw na linię rzutów wolnych, kilka wsadów i dwie trafione trójki. Green zagrał naprawdę dobrze i baaaaaaaardzo chcielibyśmy, aby na takim poziomie grał przez cały czas. No, może nie oczekujmy, żeby w każdym meczu zdobywał te 30+ punktów, ale agresywna gra + skuteczność powinny przynosić tylko dobre efekty.
- Trafiającego Avery Bradleya. Zresztą, nie tylko Bradley trafiał (dość powiedzieć, że AB nie spudłował z półdystansu!), bo przecież Celtowie trafili ogółem pięćdziesiąt procent swoich rzutów (w tym prawie 48% zza łuku), pozwalając jednocześnie Cavs na nieco ponad 37 procent skuteczności. Gospodarze o wiele gorzej spisali się natomiast na linii rzutów wolnych, skąd zdobyli 16 z 26 możliwych punktów (61.5%).
- Triple-double Jordana Crawforda. Nieczęsto zdarza się, aby Crawford zbierał z tablic aż tyle piłek (11) i nieczęsto zdarza się też, aby na koniec meczu notował on triple-double. Dzisiejsze było trzecim w jego karierze i trzeba powiedzieć, że było ono całkiem solidnie wywalczone, choć zdobyte nieco na siłę, czego dowodem jest bardzo słaba skuteczność Jordana. Niemniej jednak, do 11 zbiórek i 11 punktów dołożył on też 10 asyst, a to się ceni! Tym bardziej, że Celtowie (26) mieli dwa razy więcej asyst niż Cavs (13). Obie drużyny popełniły natomiast tyle samo strat (17).
- Pierwszą w karierze trójkę Brandona Bassa. I TO JAKĄ! To naprawdę było coś. Bass zresztą popisał się nie tylko tym rzutem, ale ogólnie solidną postawą, jak zresztą cała pierwsza piątka Celtów, która zdobyła 87 wszystkich punktów (84% ogólnego wyniku). Wśród rezerwowych z kolei najlepiej spisali się Kris Humphries (4/6 FG, 9 pkt, 4 zb) oraz Vitor Faverani (2/7 FG, 6 pkt, 9 zb, 2 blk).
- GINO TIME! Po raz pierwszy w tym sezonie w TD Garden mieliśmy Gino Time, co oznacza, że Celtowie po raz pierwszy w tym sezonie odnotowali blowout, przyklepując zwycięstwo już na początku czwartej kwarty i przerywając serię czterech z rzędu porażek w Ogródku. Ostateczny wynik: 103-86.