Trudne zadanie Celtów

Po czterech porażkach na początku sezonu przyszła nieoczekiwana seria czterech kolejnych zwycięstw z rzędu. Od tego momentu Celtowie znów przegrywają, a licznik zatrzymał się na trzech porażkach z rzędu. O przerwanie tej serii łatwo nie będzie, bo przed Celtami trzy mecze z bardzo mocnymi przeciwnikami, a zwycięstwo Zielonych w którymkolwiek z tych spotkań będzie traktowane jako nie lada niespodzianka. Nic dziwnego, skoro Bostończycy w przeciągu czterech dni zmierzą się kolejno z Houston Rockets, San Antonio Spurs oraz Indiana Pacers. Tylko ten ostatni mecz rozegrają w domowej hali, ale nawet to nie będzie zbytnim ułatwieniem, bo Pacers przegrali jak do tej pory tylko jeden mecz.

  • 19/20 listopada, @Houston, 2:00 PL

Celtowie lecą do Houston, by spróbować przerwać swoją serię porażek, ale łatwo nie będzie. Rockets grają w tym sezonie całkiem nieźle i okazuje się, że Dwight Howard od razu wpasował się do teksańskiej drużyny. Rakiety legitymują się obecnie bilansem 7-4 (w tym 4-2 w domu), co jednak jest dopiero szóstym bilansem w Konferencji Zachodniej. Dla porównania – taki sam bilans na Wschodzie dawałby im pozycję numer trzy… To pokazuje, jaka jest różnica między konferencjami i udowadnia, że to na Zachodzie jest o wiele większa rywalizacja.  Z Rockets będzie o tyle trudno, że Howrad pewnie zje sobie drugie śniadanie pod bostońskim koszem i będzie przestawiał Faveraniego czy Olynyka jak pachołki.

Dość powiedzieć, że Rakiety zbierają średnio w każdym spotkaniu ponad 47 piłek, co jest oczywiście najlepszym w lidze wynikiem i pozwala im na totalną dominację pod koszami, co potwierdza tylko statystyka zdobywanych punktów z pomalowanego, gdzie Rockets także są w czołówce ligi z wynikiem prawie 50 punktów zdobywanych z trumny w każdym meczu. Oznacza to, że prawie połowa zdobywanych przez Rakiety punktów (średnio 108.8) pochodzi właśnie spod kosza przeciwnika. I już tylko to pokazuje, jak trudne przed Celtami zadanie. Trudne zadanie czeka też Avery Bradleya, który będzie musiał radzić sobie z Jamesem Hardenem, jednym z najlepszych rzucających w lidze. Harden był jednak ostatnio spowolniony przez jakieś drobne urazy i to tutaj swojej szansy powinien upatrywać Bradley, który będzie mógł też sam pokazać się po atakowanej stronie parkietu.

  • 20/21 listopada, @San Antonio, 2:30 PL

Jeszcze trudniej będzie jednak w San Antonio już następnego dnia, gdzie Spurs zwykli przegrywać bardzo rzadko, a tym bardziej z takimi zespołami jak Celtics, którzy w tym meczu zdecydowanie faworytami nie będą. Ostrogi znów rozpoczęli sezon z wysokiego c i wspólnie z Pacers (którzy przed meczem z Celtics rozegrają jeszcze spotkanie z Knicks) mają najlepszy bilans w NBA. Obie drużyny przegrały dotychczas tylko jedno spotkanie, wygrywając przy tym dziewięć innych. I jeśli w Houston trzeba będzie się sporo napracować, by zatrzymać ofensywę Rockets to w San Antonio trzeba będzie na dodatek się sporo napocić, by samemu te punkty zdobyć. Podobnie zresztą w Indianie – zarówno bowiem Pacers, jak i Spurs są w ścisłej czołówce ligi, jeśli chodzi o średnią traconych punktów.

Oczywiście najtrudniejsze zadanie czeka naszych skrzydłowych, którzy będą musieli poradzić sobie jakoś z Timem Duncanem, ale o wiele bardziej należy martwić się o Jordana Crawforda, bo można mieć wszelkie podstawy ku temu, by sądzić iż Tony Parker będzie robił przeciwko niemu, co będzie chciał. Parker w tym sezonie jest wielki przede wszystkim w czwartych kwartach, często samodzielnie decydując o odesłaniu spotkania do zamrażarki. Bardzo możliwe, że przykryciem Parkera zajmie się więc Bradley, dla którego to już kolejna taka ciężka seria meczów, w której musi mierzyć się z naprawdę wysokiej klasy zawodnikami. Sukcesem w San Antonio będzie sama walka o zwycięstwo, bo o wygranej raczej nikt nie myśli. Ciekawie zapowiada się pojedynek między Kawhi Leonardem a Jeffem Greenem.

  • 22/23 listopada, vs Indiana, 1:30 PL

Celtowie po trzech meczach na wyjeździe (poczynając od przegranego spotkania z Timberwolves) wrócą w końcu do domu, ale nie będzie to zbyt miły powrót, gdyż ich rywalami będzie drużyna grająca obecnie chyba najlepszą koszykówkę w całej lidze. Pacers rozpoczęli sezon od fenomenalnego bilansu 9-0, a pokonali ich dopiero Chicago Bulls, którzy są chyba jakimiś specjalistami w przerywaniu efektownych serii zwycięstw. Znów najbardziej straszyć będzie środkowy, a więc Roy Hibbert, który w tym sezonie rozdaje czapy na prawo i lewo, a w spotkaniu z Bostonem będzie miał więcej okazji, by pozdobywać punkty, gdyż ciężko oczekiwać, aby poradzili sobie z nim Olynyk czy Faverani. Choć kto wie, przecież ten drugi wygrał niedawno pojedynek na tablicach z samym Kevinem Love’em…

Bardzo jesteśmy też ciekawi, jak w starciu z Jeffem Greenem poradzi sobie Paul George, który jest jednym z poważniejszych kandydatów do nagrody MVP na koniec sezonu, jeśli oczywiście nadal będzie się tak dobrze spisywał, a Pacers nadal będą wygrywać. Jak do tej pory ich znakiem firmowym jest najlepsza w lidze obrona, z którą Celtowie z pewnością będą mieli niemałe problemy. Trzeba też przyznać, że w tych trzech przegranych ostatnio spotkaniach Bostończycy znacząco obniżyli loty, jeśli chodzi o defensywę, która podczas 4-meczowej serii wygranych stała na naprawdę dobrym poziomie. A jeśli Celtics chcą powalczyć o zwycięstwo w którymkolwiek z tych spotkań to będą musieli do tego dobrego poziomu wrócić. Postawione już  na to zdarzenie zakłady bukmacherskie wskazują, że kibice nie dają tej drużynie wielkich szans na odniesienie choćby jednego zwycięstwa, ale przecież nikt nie stawiał na nich także w meczu z Miami Heat.